sobota, 6 czerwca 2015

Od Sunshine

Kolejny dzień kończy się zimną i wielką śnieżycą. Szłam przez miasto, w którym już nie było żadnej żywej duszy. Ludzie schowali się w domach, aby nie zasypało ich, ale ja nie mam domu i nie mam gdzie się schować. Nad moją głową gromadziły się czarne chmury. Wiał silny wiatr, a z nieba zaczęły spadać wielkie płatki śniegu. Zanim się zorientowałam, cała ziemia pokryła się białym puchem. Spadało coraz więcej płatków śniegu, a mną zaczęło miotać niczym młodą gałązką akacji. Wiatr w mieście był tak silny, że nie mogłam się utrzymać na nogach. Chciałam się ukryć między budynkami, gdzie często mieszkali bezdomni ludzie i psy. Odkąd zostałam wyrzucona z domu, tylko takie miejsca utrzymują mnie przy życiu. Dobrzy i życzliwi ludzie czasami podrzucali mi kawałek suchego chleba albo miskę wody, ale tym razem tam nikogo nie było. Postanowiłam przeczekać burzę, w jednym z kartonów. Szłam powoli po potłuczonych butelkach, których ostre kawałki wbijały się w moje poduszki łap. Nie mogłam wytrzymać tego bólu. Poddałam się i gdy już byłam w połowie drogi, to zawróciłam. Idąc z powrotem tą samą drogą, znów deptałam po potłuczonym szkle. Zimny śnieg trochę łagodził ból, ale nie na długo... Nie jadłam i nie piłam od kilku dni, byłam wycieńczona ciągłym marszem. Wyszłam powoli z miasta i skierowałam się w stronę lasu. Miałam nadzieję, że drzewa zasłonią mnie przed wiatrem.








Szłam między drzewami zostawiając krwawe ślady łap na śniegu. Nogi uginały się pod moim ciężarem. Byłam krytycznie odwodniona, ale w pobliżu nie było żadnego zbiornika z wodą zdatną do picia, wszystko zamarznięte. Schyliłam się i zaczęłam lizać śnieg, trochę zaspokajał pragnienie, ale jednocześnie był niczym cios w żołądek. Przeszłam po tym jeszcze parę kroków, ale w końcu położyłam się na lodowatym śniegu i zaczęłam spoglądać na moje łapy. Poranione poduszki nabrały fioletowo-czarnego koloru, co znaczyło, że są odmrożone. Nie bolały już aż tak bardzo, bo odmrożenie sprawiło, że straciłam w nich czucie. Leżałam tak na tym śniegu parę minut, aż w końcu zaczęło mi się chcieć spać. Wiedziałam, że jak usnę, to umrę z zamarznięcia, ale byłam już tak wyczerpana. Zamknęłam powoli oczy i ....

Mashine ?

Brak komentarzy: