wtorek, 9 czerwca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

Spojrzałem na nią niepewnie, zastanawiając się co zrobić. Czułem się podle, bo to w końcu ja ją w to wplątałem. Gdyby nie te moje szczeniackie nawyki, skończyłoby się to zupełnie inaczej. Kto wie, może pora dorosnąć. Może najwyższy czas skończyć z tym co było kiedyś, choć wątpię, że będzie łatwo. Pies wychowany w towarzystwie nadpobudliwych, małych potworków, zazwyczaj nie jest w stanie zachowywać się tak, jak społeczność przewiduje. Zawsze można próbować.
-To ja powinienem cię przeprosić. - Położyłem uszy po sobie. - To wszystko przeze mnie.
Avalon westchnęła i podeszła do mnie bliżej z miną kogoś, kto nie jest po to by osądzać, lecz pocieszać. Bez słowa zajęła miejsce obok mnie, patrząc to na mnie, to oglądając wystrój jaskini. Wiedziałem, że już wyrobiła sobie zdanie na mój temat, ale bałagan panujący w moim mieszkaniu z pewnością na nie pozytywnie nie wpływał.
-Zawiniliśmy oboje - powiedziała po chwili ciszy. - Nie ma co się zadręczać, trzeba żyć dalej.
Odpowiedziałem jej nijakim uśmiechem.
-Wiesz, mam wrażenie, że coś złego stało się z Vistą. - Spojrzała na mnie zaniepokojona. - Boję się tam sama iść, więc może...
Kiwnąłem głową. Nie miałem złych przeczuć co do Visty, w ogóle starałem się o tym nie myśleć. Być może ostatnio zachowywałem się obojętnie wobec innych członków, bo jakoś nikt specjalnie o mnie nie dbał. Każdy miał jakieś zmartwienie i coś do roboty. Tylko ja się nudziłem. To właśnie nudzenie się było najlepszym wyjaśnieniem mojego zachowania, którego wolałem jednak nie stosować. Od mojej jaskini do rzeki nie było daleko, toteż podróż mijała nam w miarę szybko. Szliśmy w ciszy od czasu do czasu rozglądając się po okolicy. Kto wie, może Viście nic się nie stało i teraz siedzi sobie gdzieś pod drzewem patrząc na nas z odrazą. Istniała też możliwość, że zaraz skądś wyskoczy, ale szybko odrzuciłem ją, zdając sobie sprawę, że na zemstę przyjdzie nam czekać kilka dobrych godzin, zanim całkiem dojdzie do siebie. Dotarliśmy na miejsce. Avalon wspięła się na niewielką skałę i stamtąd przejechała wzrokiem po brzegu rzeki. Nagle jej oczy zatrzymały się na leżącym na brzegu psie. Raptownie zeskoczyła z obserwatorium i pognała w jego stronę krzycząc "Vista!". Ruszyłem za nią i zanim rzuciła się na suczkę, zastąpiłem jej drogę. Serca podeszły nam do gardeł na widok martwych, na wpół otwartych oczu naszej zmarłej koleżanki. Avalon zaczęła drgać szczęka, natomiast mi podeszły do oczu łzy. Nie chciałem by to widziała.
-Co... Co my zrobiliśmy?! - spytała starając się zachować naturalny ton głosu. - Przecież ona... ona...
Av spuściła głowę. Z trudem usłyszałem jej ciche chlipanie. Mi też od dawna zbierało się na płacz i gdyby nie jej obecność, już dawno ryczałbym jak bóbr. Kompletnie nie wiedziałem jak zachować się w takiej sytuacji.
-Spokojnie - przemówiłem ściszonym głosem.
Przysunąłem się do niej bliżej, opierając się barkiem o jej bark. Ani drgnęła. Nie spodziewałem się, że nasz niewinny żarcik może się tak skończyć. Przecież ona nie była niczemu winna.
-Nie możemy jej tak zostawić - powiedziałem już nieco śmielej. - Trzeba coś zrobić...

Avalon?

Brak komentarzy: