poniedziałek, 8 czerwca 2015

Od Sunshine C.D opowiadania Jem'a

Wdzięcznie spojrzałam na psa i wstałam, z lekką pomocą. Miło z jego strony, że zaryzykował własnym zdrowiem i mi pomógł. Jednak nie wydawał się zachwycony tym, że przeze mnie, zgubił swoje śniadanie. Stałam chwilę w milczeniu, przed nim, zastanawiając się jak mu to wynagrodzić.
- Yyy... dziękuje... - Zaczęłam nieśmiało. Pies tylko spojrzał ukradkiem na mnie, odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Nie wiem dlaczego, ale zaciekawiła mnie ta niezwykła osoba. Niby wydaje się taki cichy, całkiem jak ja albo nawet bardziej cichy oda mnie, a jednak czasami mnie przeraża to jak nagle zaczyna szczerzyć kły... chociaż wracając do tej cichości, to może nawet wydaje się urocze... zaraz ! Co ja w ogóle robię ?! Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć, że ktoś, kto pokazuje co chwilę zęby może być uroczy ?! Musze się ogarnąć i przestać o tym myśleć ! To, że mi pomógł, nie oznacza, że mogę mu zaufać. Prędzej czy później uzna, że lepiej jest się mnie pozbyć z tego świata… Musze być czujna… - Jestem Sunshine… a ty ? – Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam. Jednak mało co mi dało to pytanie, bo pies nie odpowiedział. Jego milczenie i ignorancja zaczęły mnie już trochę irytować. Dlaczego niby nie może odpowiedzieć na proste pytanie ? Wystarczyłoby mi nawet, gdyby powiedział, że nie chce go zdradzać... wydanie z siebie dźwięku chyba nie jest aż takie trudne, chyba że dla niemowy... Niemowy ? A może to jednak dla niego jest trudne... a co jeśli on nie mówi, a ja go "zmuszam" aby mówił... Jestem takim głupim i tępym stworzeniem. Położyłam się gwałtownie na ziemi i złapałam się za łeb. Z tej pozycji spoglądnęłam w miejsce, w którym ostatni raz widziałam psa... nie było go tam. Poszedł sobie...chyba... może się ukrył, albo mnie obserwuje z daleka. - Super ! - Powiedziałam chłodno i poszłam sobie stamtąd. Jak zwykle starałam się iść cicho i lekko na palcach. Nagle usłyszałam szmer... trochę się przestraszyłam i wskoczyłam w zaspę śniegu. Biały puch pokrył całe moje ciało, tak że nie było mnie widać. Ku mojemu zdziwieniu szmer wciąż trwał, ale nic się nie zbliżało do mnie... Wychyliłam się trochę do góry, aby zobaczyć napastnika...


To był tylko mały zajączek... Zające raczej nie atakują psów, tylko przed nimi uciekają. Spokojnie wyszłam ze śniegu i skradając się podeszłam od tyłu, do stworzonka
- Wybacz maleńki, ale będę musiała pozbawić Cię życia... muszę się odwdzięczyć pewnej osobie, a ty mi w tym pomożesz... - Wystrzeliłam jak z procy w jego stronę. Zając był zaledwie metr przede mną, a ja nie mogłam go złapać. Gdy byłam już bardzo blisko, to następował ostry zwrot i musiałam od nowa go doganiać. W końcu udało mi się zagonić go w ślepą uliczkę. Złapałam go za uszy i cisnęłam o ostrą skałę. Zwierzęciu pod wpływem uderzenia, pękła czaszka i po krótszej chwili zdechł. Byłam strasznie zdyszana, ale można powiedzieć, że byłam dumna z polowania. Chwyciłam zająca ponownie za uszy i postanowiłam poszukać czekoladowo podpalanego psa. Nie chciałam tracić czasu i zaczęłam biec przez las. Nie było to zabójczo szybkie tępo, bo wciąż byłam zmęczona po polowaniu, a w dodatku trochę poobijana po zjeździe na lodowej "zjeżdżalni". Byłam trochę zdezorientowana i nie patrząc przed siebie wbiegłam w coś... Potrzepałam głową na boki i spojrzałam w górę... znalazła się moja zguba... Wstałam szybko i podsunęłam mu pod nogi zająca. - Yyy... to dla Ciebie... takie wynagrodzenie za stratę tego wcześniejszego... - Powiedziałam cichutko...

Jem ?


Brak komentarzy: