Wdzięcznie spojrzałam na psa i wstałam, z lekką pomocą. Miło z jego
strony, że zaryzykował własnym zdrowiem i mi pomógł. Jednak nie wydawał
się zachwycony tym, że przeze mnie, zgubił swoje śniadanie. Stałam
chwilę w milczeniu, przed nim, zastanawiając się jak mu to wynagrodzić.
- Yyy... dziękuje... - Zaczęłam nieśmiało. Pies tylko spojrzał ukradkiem
na mnie, odwrócił się i poszedł w swoją stronę. Nie wiem dlaczego, ale
zaciekawiła mnie ta niezwykła osoba. Niby wydaje się taki cichy, całkiem
jak ja albo nawet bardziej cichy oda mnie, a jednak czasami mnie
przeraża to jak nagle zaczyna szczerzyć kły... chociaż wracając do tej
cichości, to może nawet wydaje się urocze... zaraz ! Co ja w ogóle robię
?! Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć, że ktoś, kto pokazuje co chwilę zęby
może być uroczy ?! Musze się ogarnąć i przestać o tym myśleć ! To, że
mi pomógł, nie oznacza, że mogę mu zaufać. Prędzej czy później uzna, że
lepiej jest się mnie pozbyć z tego świata… Musze być czujna… - Jestem
Sunshine… a ty ? – Nie mogłam się powstrzymać i zapytałam. Jednak mało
co mi dało to pytanie, bo pies nie odpowiedział. Jego milczenie i
ignorancja zaczęły mnie już trochę irytować. Dlaczego niby nie może
odpowiedzieć na proste pytanie ? Wystarczyłoby mi nawet, gdyby
powiedział, że nie chce go zdradzać... wydanie z siebie dźwięku chyba
nie jest aż takie trudne, chyba że dla niemowy... Niemowy ? A może to
jednak dla niego jest trudne... a co jeśli on nie mówi, a ja go
"zmuszam" aby mówił... Jestem takim głupim i tępym stworzeniem.
Położyłam się gwałtownie na ziemi i złapałam się za łeb. Z tej pozycji
spoglądnęłam w miejsce, w którym ostatni raz widziałam psa... nie było
go tam. Poszedł sobie...chyba... może się ukrył, albo mnie obserwuje z
daleka. - Super ! - Powiedziałam chłodno i poszłam sobie stamtąd. Jak
zwykle starałam się iść cicho i lekko na palcach. Nagle usłyszałam
szmer... trochę się przestraszyłam i wskoczyłam w zaspę śniegu. Biały
puch pokrył całe moje ciało, tak że nie było mnie widać. Ku mojemu
zdziwieniu szmer wciąż trwał, ale nic się nie zbliżało do mnie...
Wychyliłam się trochę do góry, aby zobaczyć napastnika...
To był tylko mały zajączek... Zające raczej nie atakują psów, tylko
przed nimi uciekają. Spokojnie wyszłam ze śniegu i skradając się
podeszłam od tyłu, do stworzonka
- Wybacz maleńki, ale będę musiała pozbawić Cię życia... muszę się
odwdzięczyć pewnej osobie, a ty mi w tym pomożesz... - Wystrzeliłam jak z
procy w jego stronę. Zając był zaledwie metr przede mną, a ja nie
mogłam go złapać. Gdy byłam już bardzo blisko, to następował ostry zwrot
i musiałam od nowa go doganiać. W końcu udało mi się zagonić go w ślepą
uliczkę. Złapałam go za uszy i cisnęłam o ostrą skałę. Zwierzęciu pod
wpływem uderzenia, pękła czaszka i po krótszej chwili zdechł. Byłam
strasznie zdyszana, ale można powiedzieć, że byłam dumna z polowania.
Chwyciłam zająca ponownie za uszy i postanowiłam poszukać czekoladowo
podpalanego psa. Nie chciałam tracić czasu i zaczęłam biec przez las.
Nie było to zabójczo szybkie tępo, bo wciąż byłam zmęczona po polowaniu,
a w dodatku trochę poobijana po zjeździe na lodowej "zjeżdżalni". Byłam
trochę zdezorientowana i nie patrząc przed siebie wbiegłam w coś...
Potrzepałam głową na boki i spojrzałam w górę... znalazła się moja
zguba... Wstałam szybko i podsunęłam mu pod nogi zająca. - Yyy... to dla
Ciebie... takie wynagrodzenie za stratę tego wcześniejszego... -
Powiedziałam cichutko...
Jem ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz