- Jasne - powiedziałem i poszedłem do mojej jaskini. Całą noc myślałem o Josie. Jest taka piękna... ślicznie się uśmiecha... No i bardzo mi się podoba. Ale nie chce jej o tym mówić, bo ją spłoszę. Westchnąłem, wtuliłem się w miękką sierść mamy i zasnąłem.
* Rano *
Gdy zjadłem śniadanie które upolował tata, od razu poszedłem do jaskini Josie. Przed jaskinią siedziała jej mama.
- Jest Josie? - zapytałem.
- Tak. Zaraz ją zawołam - rzekła Coco i weszła do jaskini. Chwilę później wyszła z niej Jo.
- Cześć. Co dzisiaj porobimy? - przywitałem ją.
- Nie wiem.
Nagle usłyszałem jej krzyk i coś twardego uderzyło mnie w głowę. Przewróciłem się.
- Ares? Tam ktoś był i rzucił w ciebie kamieniem. Nic ci się nie stało? - dopytywała się suczka. Ale kim ona jest? Kim ja jestem? I co tu robię?
Josie? Teraz naprawdę straciłem pamięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz