Silne uderzenie w moją klatkę piersiową spowodowało, że przez chwilę nie
mogłem oddychać. Odsunąłem się parę kroków w tył. Rozwarłem powieki,
które do tej chwili było mocno zaciśnięte. Chciałem oczywiście zobaczyć,
któż to jest taki nieuważny. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu była to
Shine. Zasłoniłem łapą pyszczek by suczka nie zobaczyła jak się
rumienię. W rzeczywistości byłem na skraju wytrzymałości, już drugi raz
na mnie wpada. Teraz jednak próbowałem powstrzymać emocje i nie
atakować. Nie chcę, żeby źle o mnie myślała... Że jestem podłym,
krwiożerczym stworzeniem, któremu w głowie tylko zabijanie.
- Przepraszam... - usłyszałem cichutki głos suczki. Rozluźniłem się
lekko, odetchnąłem. Suczka nie wyglądała na złą. Przeciwnie, chyba
myślała, że to wszystko jej wina. - Ja... chyba już pójdę...
Na te słowa nastawiłem uszy. Popatrzyłem na Susnshine, która właśnie
odchodziła. Wpierw jęknąłem tylko cicho, później szczeknąłem. Odwróciła
się niepewnie i spojrzała na mnie pytająco. Wskazałem łbem na burzowe
chmury sunące się po niebie. Wyprzedziłem ją dając do zrozumienia, żeby
poszła za mną. Na początku stała w miejscu, może lekko zaskoczona. Po
chwili ruszyła za mną posłusznie. Czułem, że się bała. Stawiała
ostrożnie łapy, nerwowo wodziła wzrokiem po okolicy. Od czasu do czasu
przekręcałem głowę udając, że oglądam teren. Naprawdę patrzyłem na nią
kątem oka.
Z czasem zacząłem odczuwać zmęczenia. Moja znajoma szła coraz wolniej, z
resztą ja też. Wydawało się, że idziemy po prostu przed siebie.
Prowadziłem ją jednak do opuszczonego domu. Natknąłem się na niego jakiś
czas temu. Według mnie nadawał się by spędzić w nim chociaż tę jedną
noc.
Droga dłużyła się niesamowicie. Wkrótce ujrzałem na horyzoncie cel.
Poczułem nagły przypływ energii. Puściłem się biegiem w stronę domku.
Stanąłem na ganku. Sunshine po chwili do mnie dotarła.
Dom był w złym stanie, przynajmniej dla ludzi. Dach zarwał się w jednym
miejscu. Okna były powybijane, a niektórych nie było w ogóle. Ściany
zdawały się uginać po ciężarem. Spojrzałem na wyłamane drzwi leżące
przed nami. Odważnie przekroczyłem próg i wstąpiłem do środka. Ruszyłem
korytarzem. Na jego końcu zarwał się sufit. Dookoła leżały kawałki
potłuczonego szkła z żyrandola. Wszystko to zasypało schody do piwnicy.
Skręciłem prędko do najbliższego pokoiku. Był całkowicie pusty, nie
licząc brudnych, wygniecionych i śmierdzących szmat leżących dookoła.
Unosił się tu zapach stęchlizny. Powąchałem jedną z kupek szmat.
Odgarnąłem ją ostrożnie łapą. Ujrzałem zdechłego kota. Jego ciało
rozkładało się, pewnie ono wydzielało ten nieprzyjemny zapach. Słyszałem
z tyły cicho skomlenie Sunshine. Nie zwróciłem na to większej uwagi i
wycofałem się z pokoju. Na parterze były jeszcze dwa pokoje. Stanąłem
znów na korytarzu i zacząłem się rozglądać. Po przemyśleniu sytuacji
wkroczyłem do następnego pomieszczenia. Było tu dość ciepło. Zapach
znikł. Pod ścianą stała stara kanapa z której wystawały sprężyny. Obok
stała lampa. Pewnie niedziałająca. Na drewnianej podłodze leżał dywan
cały w kurzu. Poszedłem ostrożnie do przodu i spojrzałem w prawo. Były
tu schody prowadzące na górę. Dla bezpieczeństwa cofnąłem się i
położyłem się na dywanie. Nie był wcale taki zły. Rzuciłem Shine
porozumiewawcze spojrzenie. Suczka grzecznie podeszła do mnie i zrobiła
to samo co ja.
* * *
Na zewnątrz padał śnieg. Można by powiedzieć, że niedługo rozpęta się
śnieżyca. Susnshine leżała na dywanie smacznie drzemiąc. Ja natomiast
siedziałem obok rozmyślając i przyglądając się suczce. Była wychudzona, a
to najbardziej rzucało się w oczy. Chciałem iść coś dla niej upolować,
ale jednocześnie nie mogłem jej tu zostawić samej. Nie było jeszcze tak
późno, może mógłbym na chwilę się wymknąć... Zdecydowanym krokiem
opuściłem domek. Ruszyłem przez okolicę wypatrując ofiary. Nie było to
łatwe zadanie. O tej porze roku polowanie jest szczególnie trudne. Na
moje szczęście nie zginąłem jeszcze z głodu.
Niedaleko ujrzałem przemieszczający się punkt. Obserwowanie go było
jeszcze trudniejsze przez padający śnieg. Puściłem się biegiem przed
siebie. Zbyt się bałem, że zgubię ofiarę. Ten ruch był jednak na tyle
nie rozsądny, że udało mi się tylko zobaczyć lisa, który zwinnie
przebiegł obok mnie. Zdezorientowany pobiegłem na zwierzęciem za późno.
Lis zgrabnie omijał drzewa i ich powalone pnie. Wyostrzyłem wzrok i
zauważyłem miejsce do którego biegł zwierzak. Skręciłem w lewo i
zablokowałem wejście do nory lisa. Mały rudzielec trafił prosto w moje
łapy. Zaczął się wyrywać. Przybiłem jego przednie łapy do podłoża i
zacisnąłem szczęki na szyi. Zwierzak pisnął cicho. Zadowolony złapałem
ofiarę w pysk i ruszyłem truchtem do domku w nadziei, że Sunshine nie
opuściła mieszkanka.
* * *
Na miejsce dotarłem dość szybko. Wszedłem do pokoju. Shine leżała na
dywaniku. Upuściłem zdobycz obok kanapy. Czułem jak kropelki krwi kapią
mi po brodzie. Oblizałem się i położyłem obok suczki. Ostrożnie
podniosłem łeb i trąciłem ją kilka razy nosem. Nie ruszyła się. Na mój
pysk zawitał delikatny uśmiech. Przysunąłem się do niej, tak, że nasze
ciała stykały się ze sobą. Głowę wsunąłem między jej łapy. Można
powiedzieć, że przytuliłem się do niej... Serce zabiło mi szybciej,
jednak ogarnęło mnie miłe uczucie. W myślach powtarzałem sobie "Oby się
teraz nie obudziła...". Trafiła do mnie dziwna myśl. Co ona sobie
pomyśli gdy się obudzi, że jestem jakimś... Akurat wtedy zobaczyłem jak
Sunshine uchyla lekko powieki.
Shine? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz