niedziela, 14 czerwca 2015

Od Jem'a CD opowiadania Susnshine

Silne uderzenie w moją klatkę piersiową spowodowało, że przez chwilę nie mogłem oddychać. Odsunąłem się parę kroków w tył. Rozwarłem powieki, które do tej chwili było mocno zaciśnięte. Chciałem oczywiście zobaczyć, któż to jest taki nieuważny. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu była to Shine. Zasłoniłem łapą pyszczek by suczka nie zobaczyła jak się rumienię. W rzeczywistości byłem na skraju wytrzymałości, już drugi raz na mnie wpada. Teraz jednak próbowałem powstrzymać emocje i nie atakować. Nie chcę, żeby źle o mnie myślała... Że jestem podłym, krwiożerczym stworzeniem, któremu w głowie tylko zabijanie.
- Przepraszam... - usłyszałem cichutki głos suczki. Rozluźniłem się lekko, odetchnąłem. Suczka nie wyglądała na złą. Przeciwnie, chyba myślała, że to wszystko jej wina. - Ja... chyba już pójdę...
Na te słowa nastawiłem uszy. Popatrzyłem na Susnshine, która właśnie odchodziła. Wpierw jęknąłem tylko cicho, później szczeknąłem. Odwróciła się niepewnie i spojrzała na mnie pytająco. Wskazałem łbem na burzowe chmury sunące się po niebie. Wyprzedziłem ją dając do zrozumienia, żeby poszła za mną. Na początku stała w miejscu, może lekko zaskoczona. Po chwili ruszyła za mną posłusznie. Czułem, że się bała. Stawiała ostrożnie łapy, nerwowo wodziła wzrokiem po okolicy. Od czasu do czasu przekręcałem głowę udając, że oglądam teren. Naprawdę patrzyłem na nią kątem oka.
Z czasem zacząłem odczuwać zmęczenia. Moja znajoma szła coraz wolniej, z resztą ja też. Wydawało się, że idziemy po prostu przed siebie. Prowadziłem ją jednak do opuszczonego domu. Natknąłem się na niego jakiś czas temu. Według mnie nadawał się by spędzić w nim chociaż tę jedną noc.
Droga dłużyła się niesamowicie. Wkrótce ujrzałem na horyzoncie cel. Poczułem nagły przypływ energii. Puściłem się biegiem w stronę domku. Stanąłem na ganku. Sunshine po chwili do mnie dotarła.
Dom był w złym stanie, przynajmniej dla ludzi. Dach zarwał się w jednym miejscu. Okna były powybijane, a niektórych nie było w ogóle. Ściany zdawały się uginać po ciężarem. Spojrzałem na wyłamane drzwi leżące przed nami. Odważnie przekroczyłem próg i wstąpiłem do środka. Ruszyłem korytarzem. Na jego końcu zarwał się sufit. Dookoła leżały kawałki potłuczonego szkła z żyrandola. Wszystko to zasypało schody do piwnicy. Skręciłem prędko do najbliższego pokoiku. Był całkowicie pusty, nie licząc brudnych, wygniecionych i śmierdzących szmat leżących dookoła. Unosił się tu zapach stęchlizny. Powąchałem jedną z kupek szmat. Odgarnąłem ją ostrożnie łapą. Ujrzałem zdechłego kota. Jego ciało rozkładało się, pewnie ono wydzielało ten nieprzyjemny zapach. Słyszałem z tyły cicho skomlenie Sunshine. Nie zwróciłem na to większej uwagi i wycofałem się z pokoju. Na parterze były jeszcze dwa pokoje. Stanąłem znów na korytarzu i zacząłem się rozglądać. Po przemyśleniu sytuacji wkroczyłem do następnego pomieszczenia. Było tu dość ciepło. Zapach znikł. Pod ścianą stała stara kanapa z której wystawały sprężyny. Obok stała lampa. Pewnie niedziałająca. Na drewnianej podłodze leżał dywan cały w kurzu. Poszedłem ostrożnie do przodu i spojrzałem w prawo. Były tu schody prowadzące na górę. Dla bezpieczeństwa cofnąłem się i położyłem się na dywanie. Nie był wcale taki zły. Rzuciłem Shine porozumiewawcze spojrzenie. Suczka grzecznie podeszła do mnie i zrobiła to samo co ja.

* * *

Na zewnątrz padał śnieg. Można by powiedzieć, że niedługo rozpęta się śnieżyca. Susnshine leżała na dywanie smacznie drzemiąc. Ja natomiast siedziałem obok rozmyślając i przyglądając się suczce. Była wychudzona, a to najbardziej rzucało się w oczy. Chciałem iść coś dla niej upolować, ale jednocześnie nie mogłem jej tu zostawić samej. Nie było jeszcze tak późno, może mógłbym na chwilę się wymknąć... Zdecydowanym krokiem opuściłem domek. Ruszyłem przez okolicę wypatrując ofiary. Nie było to łatwe zadanie. O tej porze roku polowanie jest szczególnie trudne. Na moje szczęście nie zginąłem jeszcze z głodu.
Niedaleko ujrzałem przemieszczający się punkt. Obserwowanie go było jeszcze trudniejsze przez padający śnieg. Puściłem się biegiem przed siebie. Zbyt się bałem, że zgubię ofiarę. Ten ruch był jednak na tyle nie rozsądny, że udało mi się tylko zobaczyć lisa, który zwinnie przebiegł obok mnie. Zdezorientowany pobiegłem na zwierzęciem za późno. Lis zgrabnie omijał drzewa i ich powalone pnie. Wyostrzyłem wzrok i zauważyłem miejsce do którego biegł zwierzak. Skręciłem w lewo i zablokowałem wejście do nory lisa. Mały rudzielec trafił prosto w moje łapy. Zaczął się wyrywać. Przybiłem jego przednie łapy do podłoża i zacisnąłem szczęki na szyi. Zwierzak pisnął cicho. Zadowolony złapałem ofiarę w pysk i ruszyłem truchtem do domku w nadziei, że Sunshine nie opuściła mieszkanka.

* * *

Na miejsce dotarłem dość szybko. Wszedłem do pokoju. Shine leżała na dywaniku. Upuściłem zdobycz obok kanapy. Czułem jak kropelki krwi kapią mi po brodzie. Oblizałem się i położyłem obok suczki. Ostrożnie podniosłem łeb i trąciłem ją kilka razy nosem. Nie ruszyła się. Na mój pysk zawitał delikatny uśmiech. Przysunąłem się do niej, tak, że nasze ciała stykały się ze sobą. Głowę wsunąłem między jej łapy. Można powiedzieć, że przytuliłem się do niej... Serce zabiło mi szybciej, jednak ogarnęło mnie miłe uczucie. W myślach powtarzałem sobie "Oby się teraz nie obudziła...". Trafiła do mnie dziwna myśl. Co ona sobie pomyśli gdy się obudzi, że jestem jakimś... Akurat wtedy zobaczyłem jak Sunshine uchyla lekko powieki.

Shine? :>

Brak komentarzy: