Biegliśmy szybko przed siebie. Nawet nie wiadomo gdzie. W końcu wybrałam cel i wyprzedziłam Levar'a żeby prowadzić. Biegłam ile mi sił w łapach ale powoli zaczęły mi się one plątać. Upadłam na psa i zaczęliśmy turlać się wzdłuż drogi w lesie. Nagle ku mojemu zdziwieniu znaleźliśmy się na środku szosy. Byłam przerażona. Głosy tych wszystkich trąbień i wrzask silników... Myślałam że tam zemdleję. Levar też był wystraszony ale złapał mnie za łapę i próbował zabrać do pobocze. Lecz ja już kimałam... Nie wiedział co zrobić. Położył się na mnie zakrywał mnie płacząc. Po chwili się ocknęłam ale zauważyłam Levar'a śpiącego w śpiączce. Nagle to samo dopadło mnie. Widziałam tylko jak jakiś gruby pan z ciężarówki strzelał do nas z małego karabinu którego strzałki powodowały że chce się spać...
***po przebudzeniu***
Ocknęłam się. Byłam w wielkiej klatce. Słyszałam że jedziemy. W tej samej było jeszcze około pięciu psów. Szybko wypatrzyłam śpiącego jeszcze Levar'a i podbiegłam do niego. Położyłam się obok niego czekając aż się obudzi. Wszystkie psy wgapiały swoje ślepia w moją drobniutką twarzyczkę. Wszystkie były już stare i groźne. Na szczęście nie zaczepiali nas ani nic nie mówili. Tylko patrzyli na nas i przekazywali sobie dziwne spojrzenia. W końcu Levuś się ocknął i przez minutę siedział, rozglądał się bez ruchu. Po chwili jedna łza spłynęła mu po policzku. Nie wiedziałam co się święci ale on najwyraźniej tak...
- Levuś boję się... Gdzie jesteśmy?- piszczałam.
- Ja też się boję ale nie wiem...- szeptał.
- Zapytamy się ich?- wskazałam łapą na psy.
- Myślisz że nas nie zjedzą?- teraz trochę się zaśmiał.
- Spróbujemy, zobaczymy.- wstałam i trochę podeszłam w ich stronę.
- Dzieńdobry.- zaczęłam.- Nie chcę przeszkadzać ale może ktoś mógłby nam powiedzieć gdzie jedzie ta furgonetka i co w niej robimy?
- Oj malutka...- odezwał się jeden wzdychając.
Bardzo się zdziwiłam. Wyglądały jak krwiożercze bestie a miały serce tak ciepłe że się nie spodziewałam.
- Ta furgonetka prowadzi tylko do jednego miejsca...- dokończył drugi.
- Jakiego?- pytałam ciekawie.
- Do schroniska...- wytłumaczył trzeci.
- Co to jest schronisko?- zapytałam.
- Miejsce gdzie zamykają psy w klatkach a potem ludzie przychodzą i zabierają je do domu.- powiedział ten pierwszy.- Wy macie szansę bo jesteście małe i zadbane a my? Takie bydlaki stare to nie mamy szans...
- Ale ja chcę do domu... Do mamy...- zaczęłam płakać.
- A gdzie mieszkacie?- zaciekawili się.
- W Sforze Psiego Uśmiechu.- wyjaśnił Levar i usiadł obok mnie.
- Oooo dużo słyszeliśmy o tej sforze. Same dobre rzeczy!
- Na serio?- ucieszyliśmy się.
- No jasne.- uśmiechnęli się.
Nagle nastało wielkie milczenie bo samochód stanął a hycel wyszedł z auta. Ukryliśmy się z Levarem za psami. Grubas otworzył drzwi i wszystkie psy pozapinał na smycze a nas wsadził do przenośnej klatki. Zamknęłam oczy bo nie chciałam widzieć co się dalej wydarzy. Weszliśmy do jakiegoś dość dużego budynku. Wszystkie psy po kolei wprowadzali do oddzielnych klatek. Mam nadzieję że chociaż mnie i Levusia wrzucą do jednej klatki. Na szczęście tak było. Oni nas nie wprowadzili. Ona nas wrzucili na pyski do tej klatki.
***nazajutrz***
Nad ranem dali nam jedzenie. Było okropneee... Nie dali nam porządnie zjeść bo zaraz wyjęli nas z klatki. Przekazali nad dla jakiś innych ludzi. Pan i pani wyglądali owiele lepiej niż ci głupcy. Wsadzili nas do samochodu i zawieźli gdzieś. Znaleźliśmy się w jakimś budynku. Było tam bardzo przytulnie. Na jakiejś szafce stało pudło w którym leciały kolorowe obrazki. To mi się zaczyna nie podobaaaać...
Levar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz