piątek, 12 czerwca 2015

Od Sunshine C.D opowiadania Jem’a

Przyglądałam się jeszcze chwile z ciekawością temu przedmiotu. Z zachowania psa wynikało, że należy do niego, ale bardziej zaciekawiło mnie imię wyryte na metalu. „Jem” – całkiem fajne imię, tak w zasadzie, to gdy znalazłam medalion i zobaczyłam napis, to nie byłam pewna jak go poprawnie przeczytać. Dopiero dłuższym czasie bezcelowego gapienia się w okrągły kawałem metalu, zrozumiałam jak czyta się imię „Jem”. Po tym jak pies podbiegł do mnie, by odebrać swoją własność, zrozumiałam, że jest to jego imię.
- Czyli tak masz na imię… Jem… - Zaczęłam spokojnym, lecz troszkę podekscytowanym głosem. Pies kiwną ponownie głową i chyba postanowił umieścić znaczek na obroży. Na siłę wciskał przedmiot na obrożę, ale nic z tego… Patrzyłam na tą „walkę” z obrożą i czułam się trochę niedoceniona. Nie powiedział nawet dziękuję, ale czego się mogłam spodziewać ? Nikt mnie nigdy nie docenia… - Źle to robisz… musisz najpierw ściągnąć obrożę, żeby się zrobiło luźniej… - Wyszeptałam. Po moim komentarzu, Jem popatrzył się na mnie morderczym wzrokiem. Cofnęłam się parę kroków do tyłu, bo nie miałam zamiaru wracać do poprzedniej sceny. Pies odwrócił wzrok, po czym zaczął drapać tylną nogą w obrożę, aby ją ściągnąć. Powoli mu to szło, ale w koniec końców obroża zeszła mu z szyi. Po kilku próbach udało mu się z powrotem przymocować medalion do obroży, którą wślizgną z powrotem na swój kark. Przetarł łapą parę razy znaczek, aby odzyskał swój blask. – Zauważyłam go na ziemi, niedługo po tym jak poszedłeś. – Tłumaczyła, patrząc się wciąż na błyszczący już przedmiot. Po tym, od nowa nastał głucha cisza. Stałam lekko na palcach i zastanawiałam się co teraz… - To ja już chyba pójdę sobie… - Spuściłam nisko głowę i zaczęłam się cofać. Gdy byłam już daleko, zaczęłam myśleć o jakimś śniadaniu. Nie jestem jakoś bardzo wybredna, ale też nie zjem byle czego. Raczej do polowania na bardziej wykwintne danie, ni było szans. Śnieg sięgał mi do szyi, byłam tym trochę zdziwiona, bo dopiero co była ulewa. Śnieg powinien zamienić się w wodę, a nie w jeszcze większe pagórki śniegu. Woda widocznie na większych wysokościach zamarzła na zewnątrz śniegu i zrobiła twardą skorupę na jego powierzchni. Mniej więcej to samo stało się z wodą. Tylko, że na wodzie nie była aż taka gruba warstwa lodu, jak na śniegu. Zastanawiałam się jak przejść, przez tą lodową krainę. Głód dawał mi swe znaki, byłam zmęczona i nie wiedziałam nawet gdzie zacząć polować. Wszystko schowało się do kryjówek, więc nie miałam szans na złapanie kolejnego zająca albo chociaż myszy. Postanowiłam poszukać czegoś, co nie siedzi bez przerwy pod śniegiem i jest w miarę łatwe do złapania. Szłam powoli przez las, poszukując dobrego punktu obserwacyjnego. Po jakimś cz dotarłam na jakąś polanę. Była to wielka otwarta przestrzeń, na której było… nic nie było… Położyłam się na jednym z kamieni i patrzyłam na polanę znużonymi oczami, mając nadzieję, że się coś na niej pojawi. Moje powieki stawały się coraz bardziej ciężkie, a obraz świata bardziej zamazany. Potem nie wiem co się stało, bo widziałam tylko ciemność…
***
Nagle coś przebudziło mnie ze snu… czyżby to był szmer stup… Gwałtownie podniosłam się i ujrzałam stadko kuropatw. Grzebały w śniegu za jedzeniem.
 Wykorzystałam chwile nieuwagi zwierząt i podkradłam się w ich stronę. Gdy tylko zaczęłam biec, ptaki wpadły w panikę. Rozbiegły się na wszystkie strony. W takim chaosie straciłam z oczu wybraną ofiarę. Zaczęłam biec za pierwszym lepszym ptakiem, który widząc to zaczął przygotowywać się do odlotu. Gdy była już w powietrzu, wyskoczyłam w górę i zacisnęłam zęby na jej ogonie. Szybko złamałam jej kark i zabrałam się za zrywanie piór. Trochę mi to zajęło, ale w końcu ciało ptaka było łyse, wystawały jeszcze w niektórych miejscach resztki piór. Powoli zaczęłam zdzierać z niej skórę, ale gdy tylko zapach krwi się rozprzestrzenił, zauważyłam padlinożerców. Nim się zorientowałam, jakiś mały, rudy złodziejaszek zwinął mi jedzenie z przed nosa. Zaczęłam go gonić, ale był zręczniejszy ode mnie. Nie mogłam go złapać…. Nagle znów mnie ogarnęła ciemność… Chyba w coś przywaliłam albo w kogoś. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na psa…
 

Jem albo ktoś inny ?

Brak komentarzy: