Nie wiedziałem, czy to był ten dobry moment aby jej to powiedzieć...Przez chwilę stało się niezmiernie cicho.
-Lonlay, lepiej chodźmy zanim się ściemni. Ja nie lubię nocnych wędrówek. - Powiedziałem.
-To chodźmy. - Uśmiechnęła się.
*Pod jej jaskinią*
-To cześć...-Powiedziałem i skierowałem się do jaskini alf. Tata już
spał, a jak zwykle Klausa jeszcze nie było. Spokojnie ułożyłem się na
miejscu naszej mamy. Pamiętam ten dzień, w którym przyszliśmy na świat.
Było ciemno i cały czas byliśmy przy jednym, ciepłym miejscu. Oczy
otworzyłem pierwszy. Zacząłem chodzić, aż w końcu umiałem wszystko.
Wyszedłem pierwszy raz z jaskini widząc małą Lay, wspinającą się na
drzewo....Rankiem obudziła mnie Haley.
-Levar, ktoś do ciebie. - Wskazała łapą na jakieś dwa szczeniaki stojące przed jaskinią.
Wybiegłem do nich, i zorientowałem się że jest jeden.
-Cześć Thompson. - Uśmiechnąłem się. - Co chcesz?
-Lonlay bała się przyjść, więc kazała mi cię zawołać. Masz być na drzewach. - Przewrócił oczami.
-Dzięki za info. -Krzyknąłem już siedząc na drzewie.
Skakałem po gałęziach dosyć szybko, gdy na horyzoncie pojawiła się Lay. Krzyknąłem do niej wesoło :
-Czeeeść!!
Ta uśmiechnęła się i zeskoczyliśmy na dół.
Lonlay? Brak weny, ale jest xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz