- Niech Ci będzie - fuknęłam i wzięłam różę. Była taka ładna.
Ares zadowolony uśmiechnął się. Poszliśmy w przeciwną stronę na plażę. Dopiero nad morzem poczułam, że zima rozkręca się na całego. Wiał mroźny i porywisty wiatr. Aby iść dalej musiałam pochylić głowę. Kiedy doszliśmy na miejsce, nie było tam żywej duszy. Zdziwiłam się bo konie zawsze tutaj pasły się. Kiedy przechodziłam obok sosny, zauważyłam mozolnie spływającą żywicę. Gęsta ciecz wydzielała specyficzny zapach. Wtedy wpadłam na plan mini zemsty.
- Pobawmy się w chowanego - zaproponowałam.
- Okej. Mogę szukać.
Kiwnęłam głową na zgodę. Miał liczyć do 30. W tym czasie na łapki wzięłam trochę żywicy i porozcierałam na dole drzewa. Chciałam aby Ares mnie znalazł, dlatego też zaczęłam piszczeć. Po jakimś czasie zorientował się, że siedzę na gałęzi. Musiał wspiąć się po mnie. I wtedy to się stało. Przykleił się do kory sosny.
- Super zabawa! - krzyknęłam uradowana.
Ares ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz