Szybko przestałem przejmować się suczką. Widziałem, że nie ma zamiaru
atakować. Przewróciłem jedynie oczami i wróciłem do zająca. Położyłem
się na śniegu i powoli odrywałem kawałki ofiary. Było to dość trudne.
Eh... nigdy nie miałem mocnych szczęk. Kości zwierzęcia chrupały, a
mięso było... cudowne. Może to dlatego, że dawno nie miałem niczego w
pysku? No tak, głodny podobno zje wszystko. Zapach krwi wdzierał się do
moich nozdrzy co dawało mi jeszcze więcej chęci do zjedzenia całej
ofiary. Z drugiej strony to dlatego, że bym głody. Znów do tego wracam,
jednak naprawdę długo nie jadłem. Moje rozmyślenia jednak coś przerwało.
Usłyszałem gdzieś ślizg, szum i cichy pisk. Nastawiłem uszy, podniosłem
łeb. W moją stronę właśnie zmierzała nieznajoma. Pewnie nie umiała
utrzymać się na śliskim śniegu. Cóż, w niektórych miejscach jest to
ciężkie, ale bez przesady.
Szybko zdałem sobie sprawę, że powinienem się odsunąć, by uniknąć
zderzenia. Wstałem pośpiesznie (oczywiście odkładając zająca na bok).
Pomyślałem też o tym by jakoś ją zatrzymać, bo jeszcze zrobi sobie
krzywdę. Gdy była blisko wystawiłem łapy. Nie było to może najlepszym
pomysłem, bo udało mi się tylko chwycić nieznajomej, a plan polegał na
tym bym ją zatrzymał. Tak, dalej ślizgaliśmy się ze zbocza razem.
Poczułem tylko jak suczka trzyma się mnie mocno i wbija w moją klatkę
piersiową. Po chwili zaczęliśmy przyśpieszać, a przez to staliśmy się
wielką, puchatą, czekoladowo - płową kulą, która wciąż "turlała" się z
górki w zabawny sposób. Obijaliśmy się o wszystkie kamyki i patyki pod
śniegiem, nie było to przyjemne. Nagle uderzyłem grzbietem o coś
twardego, przez co przez chwilę nie mogłem złapać tchu. Zatrzymaliśmy
się. Poczułem luz, nieznajoma wylądowała kawałek dalej. Leżałem do góry
łapami, oparty plecami o pień drzewa. Szybko przekręciłem się i stanąłem
na łapach. W mojej głowię wciąż się kręciło, przez co szukanie suczki
było cięższe. W kilka chwili ujrzałem jednak jak wyskoczyła z zaspy
śnieżnej, powodując, że maleńkie płatki śniegu, które wybiła w górę
zaczęły na nas spadać. Obydwoje cali byliśmy zresztą w śniegu.
Otworzyłem szeroko oczy, patrząc na nią. Świat powoli przestawał
wirować, jednak nieznajoma wciąż wyglądała zabawnie. Ona chyba jeszcze
nie ogarnęła co się stało. Kiwała się lekko z boku na bok. Zakryłem łapą
pysk, żeby się nie zaśmiać. Po kilku minutach trafiło jednak do mnie to
co robię i spoważniałem. Wyprostowałem się dumnie, a do mojej głowy
znów spłynęły ponure myśli typu: - Co za niezdara z tej suczki..., Co
ona robiła?, Co ty robisz, Jem?. Otrzepałem się ze śniegu, by wyglądać
poważniej. Na moim pysku pojawił się grymas. Nieznajoma wracała już na
ten świat i powoli wstała. Znów zapanowała niezręczna cisza. Naprężyłem
mięśnie w pozycji bojowej. Mózg mi kazał, wróciły do mnie myśli ze
schroniska, z czasów w których o wszystko musiałem walczyć i kierowałem
się agresją. Warknąłem na nią. Zrobiła kilka kroków w tył, podkuliła
ogon i położyła uszy. Wróciliśmy do sceny z początku, tym razem jednak
opamiętałem się lekko. Ona natomiast poślizgnęła się na śniegu i upadła.
Moje źrenice rozszerzyły się. Ponownie się wyprostowałem. Byłem jakby
przełamany na pół, z jednej strony chciałem się z kimś zapoznać, z
drugiej wciąż bałem się, że nie mogę jej ufać i mnie zaatakuje. Ale
przecież nie mogę jej jeszcze zaufać. Może... Nieważne... Zrobiłem krok w
stronę suczki i wyciągnąłem w jej stronę łapę by pomóc jej wstać.
Ona... chwyciła za nią. Uśmiechnąłem się gdzieś w głębi duszy. Pierwszy
krok do znajomości za mną.
Sunshine? ;3 Się nie rozpisałam, ale sens chyba jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz