Śnieg skrzypiał mi przyjemnie pod łapami. Nowe warstwy wciąż przykrywały
stare, a w dodatku obsypały i mnie. Co chwilę zatrzymywałem się, żeby
strząść zimy płatki śniegu. Chłodny wiatr zawiał mi w oczy. Potrząsłem
łbem.
Zapytacie pewnie dokąd się wybierałem. Otóż nie znalazłem jeszcze
żadnego miejsca do zamieszkania. No... wprawdzie natknąłem się kilka
razy na jaskinie czy nory, jednak nie odpowiadały mi. Za duże, za małe,
zbyt wąskie wejście, "sufit" za wysoko, za nisko... Tak, jestem
wybredny, ale skoro mam tu zostać to wolę mieć odpowiednie miejsce dla
siebie i rodziny, być może. Eh... nieważne.
Wędrowałem wciąż po terenach sfory. Przynajmniej miałem nadzieję, że
jeszcze jestem w SPU. A jeśli się zgubię? Zatrzymałem się gwałtownie i
odwróciłem. Przebyłem już długą drogę. Ślady łap były już zasypane,
tylko te najbliżej były jeszcze widoczne. Wzruszyłem "ramionami" i
ruszyłem na dalsze poszukiwania. To czy się zgubiłem było mi już
obojętne. I tak z nikim się nie dogadam. Byłem już w Centrum Sfory. Psy
witały się ze mną, lecz ja nie odpowiadałem. Teraz, wydaje mi się
raczej, że będą mnie unikać. Pewnie uważają mnie za kolejnego oschłego i
agresywnego typa. Trudno...
Powoli zaczynałem odczuwać ból w łapach. Podczas drogi nie spotkałem
jeszcze nikogo. Myślałem, że naprawdę opuściłem już sforę. Aż do teraz.
Gdzieś w oddali zobaczyłem niewielki, czarny punkt przemieszczający się.
Był daleko, a oprócz tego nie byłem pewien czy ktoś bądź coś naprawdę
tam jest przez śnieżycę. Wielkie płatki śniegu leciały tak, że zakrywały
cały obraz. Zaczęło mi się robić zimno. Natychmiast przyśpieszyłem,
żeby dogonić stworzenie. Przemieszczało się wyjątkowo szybko. Po kilku
minutach znajdowało się już kilkanaście metrów przede mną. Szybkim krok
zamienił się w bieg. Zacząłem szczekać. Obiekt zatrzymał się i odwrócił,
pozwalając do siebie podbiec. Stanąłem wreszcie przed psem. Jak się
okazało wcale nie był czarnej maści. Nie wiem czy patrzył na mnie. Przez
śnieżycę nie mogłem zobaczyć jego oczu.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz