Wstałem wcześnie rano podekscytowany wspólnym spacerem z Liv. Była jednym z nielicznych psów jakie poznałem. Najpierw poszedłem nad rzekę Jafiszof, żeby się wykąpać. Woda jak zawsze chłodna, ale przyjemna. Trochę jeszcze się powygłupiałem. Potem wyszedłem na brzeg i otrzepałem się. Chwilę postałem na słońcu aby przeschnąć.
Po 5 minutach stania jak głupek przy rzece odwróciłem się i ruszyłem w stronę ' domu ' Lissy.
Miałem nadzieję na ładną pogodę, ale niestety się zachmurzyło.
Ale przecież jakieś chmury nie zepsują dnia. Elisabeth stała już przed jaskinią i machała radośnie ogonem.
- Cześć, wyspałaś się?
- Tak, Enzuri... - chciała coś dodać, ale jej przerwałem.
- Moje imię jest trochę długie, dlatego jak chcesz możesz nazywać mnie Zuzu. - uśmiechnąłem się.
- A więc, gdzie pójdziemy dzisiaj?
- Nad pewne jezioro. To trochę daleko, ale mam nadzieję, że dotrwasz do końca bo widok jest cudny.
Pokiwała żwawo głową. W czasie marszu suczka opowiadała mi o swojej rodzinie. Dużo też usłyszałem od niej o Davidzie. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Prawie wpadłem na drzewo, ale u mnie to normalka. Już pierwszego dnia w sforze przecież rozharatałem sobie łapę. Dopiero niedawno Irfan zdjął mi wszystkie szwy. Obok nas płynął strumyczek. Upolowaliśmy w nim 3 łososie. Były bardzo dobre. Nawet ości mi zbytnio nie przeszkadzały. W ramach odpoczynku usiedliśmy jeszcze na chwilę na trawie.
- Niby widziałam dużo zagajników i borów, ale ten jest szczególny. - powiedziała do mnie.
- Zawsze tak jest. To o czym nie wiemy wydaje się piękniejsze.
Minęło kilka minut aż doszliśmy do celu. Woda jak zawsze była dwukolorowa : pomarańczowa i lazurowa.
- Panno Lissy. - zaśmiałem się - przedstawiam Tobie Jezioro Anskunmay.
Patrzyła na nie z zachwytem.
- Jak wrażenia? - szepnąłem.
Liv?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz