- Jak zechcesz, Księżniczko - szepnąłem czule.
- Cieszę się bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo. Widzę naszą świetlaną przyszłość.
Elisabeth spojrzała się po sobie.
- Kiedy zdążyłeś założyć mi ta obrożę?
- Wtedy kiedy Ciebie ratowałem. Można by powiedzieć, że naznaczyłem Cię. Wszyscy muszą widzieć, że jesteś moja - wyjaśniłem.
- Oj ty głuptasku.
Może i taki już jestem, ale to chyba moja zaleta. Przynajmniej tak sądzę.
Słońce chyliło się już ku zachodowi.
A my nadal siedzieliśmy w lesie na środku ścieżki i podziwialiśmy go.
- Zauważyłaś, że dużo czasu spędzamy w lesie? Może właśnie tutaj urządzimy Nasz ślub? - spytałem podekscytowany.
Elisabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz