Zaciągnąłem się świeżego powietrza i znów zacząłem bieg. No przynajmniej szybki trucht. Taka ranna przebieżka dobrze zrobi. Słońce dopiero wstawało, więc tylko nie liczne promienie dotarły do ziemi. W gruncie rzeczy, było dosyć zimno. Biegłem jeszcze ze trzydzieści minut i poszedłem mad jezioro. Złapałem tam jednego, pięknego, lecz niedużego sumika, który w zupełności zaspokoił mój głód. Położyłem się potem blisko wody, która lekko muskała moje łapy. Wystawiłem język, by się napić jednak zmuszony byłem wstać. Powoli podszedłem bliżej i zacząłem pić wodę, która co raz podpływała i odpływała. Razem z wodą przypłynęła jakaś ryba i ogonem stuknęła o taflę wody, przez co krople H2O wpadły mi do oczu.
- A niech Cię - powiedziałem, łapą przecierając oczy. Strasznie piekły, nie od wody, tylko od przecierania. W końcu zaprzestałem i wszystkie moje cztery łapy znalazły się na ziemi. Zacząłem powoli iść, podziwiając wokół naturę. Lekko zagapiając się, wpadłem na kogoś. Od ruchowo odszedłem do tyłu, zmieszany.
- Przepraszam - powiedziałem spokojnie, wyciągając łapę.
Giselle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz