Spytałem ją zatroskany.
- Nie, czuję się dobrze. W końcu ciągle zdarzają się jakieś wypadki.
- Chwyć mnie łapami za kark - poleciłem.
Zrobiła tak jak jej kazałem. Następnie zarzuciłem ją sobie na plecy aby było łatwiej ją stamtąd wynieść. Na rzece została tylko dziura.
Położyłem ją wygodnie na brzegu, żeby doszła do siebie.
- A teraz Lissy wracamy z powrotem.
- Ale ...
- Bez gadania. Jesteś cała przemarźnięta. Zabiorę Ciebie do siebie. Dobrze? - spytałem.
- Yhm. Dojdę do jaskini sama, na swoich łapach - powiedziała.
- Nie ma mowy. Zaniosę Ciebie.
Poddała się, chociaż trochę marudziła. Droga do mojego ' domu ' nie zajęła nam zbyt dużo czasu bo znajdowaliśmy się dopiero na początku Śnieżnej Polany. Co innego jakbyśmy zawędrowali znacznie dalej. Po drodze spotkałem Fayleer'a. Przywitałem się i poszliśmy dalej.
Po chwili ukazała się moja poczciwa jaskinia. Na szczęście miałem tam rozłożone 2 koce. Starczy dla każdego. I dla mnie, i dla Liv.
Położyłem ją na jednym z nich i okryłem.
- Nie trzeba się mną aż tak zajmować - powiedziała.
Puściłem tą uwagę mimo uszu. Siedziałem przy niej dobry kwadrans.
- Cieplej Ci? - spytałem.
Elisabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz