Zinédine chciał już tam pobiec.
- Ej, ej, spokojnie - przystopowałem go. - Musimy je podejść od tyłu, z zaskoczenia.
Owczarek nie był zbytnio zadowolony z tego planu, ale zgodził się. Jak zauważyłem to psy - wampiry dopiero skradały się do jaskini. Musimy być od nich szybsi.
- Zinédine. Słuchaj mnie uważnie. Widzisz tamto drzewo? Idź i skryj się za nim. Ja pobiegnę naprzeciwko Ciebie. Potem dam Ci znak i wspólnie je zaatakujemy - przedstawiłem psu plan.
- Ok.
Na szczęście zrobił tak jak mu kazałem. Cicho i w miarę powoli ukierowaliśmy się na swoje miejsca bitewne. Spojrzałem na kolegę. Był gotów. Na znak podniosłem łapę i machnąłem ją. W żyłach płonęła mi adrenalina. Biegłem przed siebie, kłapiąc zębami. Po chwili trafiłem jednego kundla w szyję. Chyba to był śmiertelny cios, może w aortę? Od razu osunął się na ziemię. Pozostało jeszcze dwóch przeciwników. Zaatakował je mój wspólnik, radząc sobie przy tym doskonale.
- Sprawdzę, czy wszystko w porządku u nich - miałem na myśli Ace i Mashi'ego. - Ty sprawdź teren. Jak chcesz możesz gdzieś wyrzucić ciała.
Pobiegłem do jaskini. Na szczęście nikogo nie było.
- Świetnie się spisałeś Zinédine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz