-Cześć - powiedziałem, po czym odwróciłem się w stronę swojego domu.
Na samą myśl, że będę musiał siedzieć sam w mieszkaniu cały wieczór, robiło mi się niedobrze. Jednak wolałem przez najbliższy czas nie pokazywać się publicznie. Nie wiadomo co inni o mnie myślą, ani jak bardzo nienawidzą mnie za to co zrobiłem. Najlepszym wyjściem jest przeczekanie. Zresztą nie wypadało napraszać się Avalon. Ma swoje zajęcia i obowiązki, do których nie należy pomaganie wystraszonemu szczeniakowi w powrocie do codzienności. Szedłem wąską dróżką, przyglądając się drzewom i wsłuchując się w towarzyszący mi odgłos kroków. W pobliżu nie było nikogo, także nie musiałem specjalnie uważać. Do domu dotarłem bez większych przeszkód, a sama droga sprawiła mi pewnego rodzaju przyjemność. Mogłem podziwiać piękno natury i, co najważniejsze, nie siedzieć w tym bajzlu, który powołałem do życia w swojej jaskini. Kiedyś w końcu przyjdzie czas, gdy będę musiał się z nim zmierzyć, lecz dziś takowy jeszcze nie przyszedł. I przez najbliższy czas nie przyjdzie. Wszedłem do jaskini. Uderzył we mnie odór gnijącego mięsa. Najwyraźniej powinienem pozbyć się resztek z obiadu. Zrobiłem kilka głębokich wdechów, by moje zmysły przyzwyczaiły się do ekstremalnych warunków. Nie było łatwo, ale udało się. Kroki wykonywałem posługując się jedynie przednimi częściami opuszków. Nie chciałem, by cały smród przeniósł się na mnie. Znalazłem sobie miejsce na podłodze zawalonej gratami, co wcale nie było łatwe, gdzie się położyłem. Na zewnątrz powoli robiło się ciemno. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko zamknąć oczy i oddać się w objęcia Morfeusza.
-Stan - nagle jakiś głos dobiegł do moich uszu.
Był tak krótki i niewyraźny, że nie byłem w stanie stwierdzić kto go nadał. Podniósłszy łeb, rozejrzałem się niespokojnie.
-Halo? Ktoś tu jest? - spytałem niepewnie, nie wiedząc, czy nie było to tylko złudzenie.
Cisza. Z powrotem położyłem głowę na ziemi. Najwyraźniej moja wyobraźnia nie zna granic i angażuje się w tworzenie realnego świata. Zamknąłem oczy...
Biegłem. Bardzo szybko, jednak nie odczuwałem zmęczenia. Przede mną biegła Avalon. Uśmiechnęła się do mnie, po czym zmieniła kierunek biegu. Bez zastanowienia ruszyłem za nią. Nagle zatrzymaliśmy się. Przemówiła da mnie melodyjnym głosem, który sprawił, że na moim pysku zagościł uśmiech. Chciałem podejść do niej bliżej, ale nie mogłem. Coś trzymało mnie za tylne łapy. Coraz mocniej i mocniej zaciskało się wokół kości. Szarpnęło mnie do tyłu, powodując mój upadek i zaczęło ciągnąć w stronę przeciwną, niż chciałem się udać. Walczyłem, próbowałem się wyrwać, jednak to coś było silniejsze. Na darmo wbijałem pazury w ziemię, na darmo stawiałem opór. Wciągnęło mnie w czarną otchłań, by ostatecznie puścić. Stałem przestraszony w nieprzeniknionej ciemności, a wilgotne powietrze wymuszało u mnie odruch kaszlu.
-Widzisz? - z mroku wyłoniła się Vista. - Widzisz, Stan?
Obudziłem się, krzycząc "odejdź". Tak potwornego snu jeszcze nie miałem. Próbowałem jakoś uspokoić bicie serca, jednak nie szło mi to dobrze. Wmawiałem sobie, że to tylko moja wyobraźnia, że nie mam się czego bać. Przecież Vista nie będzie mnie nachodzić...
-Ssstanley! - zasyczał głos z najbardziej zagraconej części jaskini.
Momentalnie zerwałem się na równe łapy, próbując znaleźć logiczne wytłumaczenie całego zajścia. To nie mogła być prawda.
-Vi... Vista? - pisnąłem, szczękając zębami.
Wewnątrz coś się poruszyło. Nie czekając dłużej, wybiegłem z jaskini. Chciałem, aby to wszystko było snem, lub złudzeniem. Duchy przecież nie istniały, dobrze o tym wiedziałem. Po pokonaniu niespełna kilometra, zatrzymałem się. Do swojej jaskini już na pewno nie wrócę, a zostać tu nie mam zamiaru. Spróbowałem odnaleźć wzrokiem dom któregoś z moich przyjaciół. Że też mam ich tak mało. W takiej sytuacji tylko jedna osoba zrozumie co czuję.
Nie skradałem się zbytnio. Chciałem, aby usłyszała, że ktoś wchodzi. Chciałem z kimś porozmawiać, opowiedzieć co się stało. Avalon leżała skulona w kącie jaskini. Nie miałem serca jej budzić, ale też głupio było mi naruszać jej prywatność bez jej wiedzy. Gdybym jednakże zdecydował się na to pierwsze, to i tak byłoby to naruszeniem prywatności, a co gorsza mogłaby mnie wygonić. Udałem się zatem w drugi koniec jaskini, gdzie zwinąłem się w kłębek, tak jak wcześniej w swoim domu. Zasnąłem.
Avalon?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz