Nie mogłem znieść faktu że moja rodzina czyli
wszystko co miałem, prawdopodobnie zginęła. Pałętałem się samotnie po
lesie nie mając większego celu mej wędrówki. Nie zastanawiałem się też
nad sforami. Bo są jeszcze one. Może jakiejś poszukam.
Nabrałem
wszystkich mych sił i postanowiłem wyjść z mrocznego lasu. W pewnym
momencie znalazłem się na przerażająco wielkiej łące, porastającymi nią
wysokimi kępami zbóż. Kiedy przechodziłem przez nią, nabrałem złych
myśli. Miałem obawy, iż moja wędrówka, nie będzie miała jakiegokolwiek
sensu, ponieważ nie odnalazłbym w ten sposób swej rodziny, jednak nie
mógłbym zostać sam jak rozbitek. Ruszyłem dalej. Niespodziewanie
znalazłem się w wielkim mieście, na pewno nie w moim mieście. Miało ono
czarno-białe barwy, ludzie byli dla siebie jak wrogowie, zwierzęta
ciągano na smyczach, wszystko było przerażające. Zacząłem doceniać co
tak na prawdę mam, kochającą mnie rodzinę, dach nad głową. Niestety
musiałem się pogodzić z faktem, że to szczęście już nigdy nie wróci. Jak
najszybciej chciałem wydostać się z tego strasznego miejsca. Biegłem
ile sił, aby zapomnieć o tym co ujrzałem. Tym razem znalazłem się w
miejscu, o jakim bym nigdy nie pomyślał, że istnieje. Znalazłem się w
sforze. Czułem się jakbym był w towarzystwie mych braci. Podszedłem do
jednego z nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz