- No dobrze - mruknęłam.
Jakiś drażliwy się zrobił. No cóż, trudno.
Szliśmy w stronę jego jaskini. Nic ciekawego się nie działo. Najwyraźniej wytraciliśmy już limit przygód na ten dzień. Wkoło nie było żadnych zwierząt. Nie wiem czemu.
* Po 15 minutach *
Staliśmy pod jego jaskinią.
- No to pa - pożegnałam się. - Do jutra?
Thomson?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz