Kiwnęłam głową i podniosłam się. Chciałam tu jeszcze zostać, ale rodzice pewnie się martwią...
- Chodźmy... - mruknęłam do Wezy. Pies wstał i podszedł do mnie. Pobiegliśmy w stronę sfory. Im bardziej zbliżaliśmy się do niej, tym głośniejsze wołania słyszeliśmy.
- NESTY!!! - wołał ktoś, chyba tata.
- WEZA!!! - to chyba była mama Wezy. Ja i pies spojrzeliśmy na siebie i przyśpieszyliśmy tempo.Po chwili wybiegliśmy na jakąś polankę blisko naszych domów. Mama Wezy i moi rodzice od razu do nas podbiegli.
- Gdzie byliście?! - zapytała Giselle.
- Na wyspie. Mieliśmy wracać do domu, ale rozpętała się burza i spaliśmy w szałasie - odezwał się Zi.
- Dobrze, że nic się wam nie stało - powiedziała moja mama.
- Chodźmy do domu - wtrącił tata.
- A mogę jeszcze się pobawić z Wezą? - słodko spojrzałam na mamę.
- No dobrze... Ale masz wrócić na kolację! - ostrzegła mnie mama i razem z tatą poszła do domu. To samo zrobiła Giselle.
- To... co robimy? - uśmiechnęłam się do Wezy.
Weza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz