piątek, 24 lipca 2015

Od Catherine

Jak zazwyczaj obudził mnie śpiew ptaków. Jest wiosna, więc wszystko wraca do życia… Nareszcie. W zimie nie mam nic do roboty. Żadnego natchnienia, wszędzie tylko lód i śnieg. Kto mógłby to lubić ? Na pewno nie ja… Wracając do mojego wylegiwania się po obudzeniu, to nie trwało to długo. Moja chwilowa jaskini ma wejście od strony wschodu, co sprawia, że gdy tylko wstaje słońce, to ja też muszę wstać. No więc, gdy już zostałam tak brutalnie odesłana do rzeczywistości, pierwsze co mi przyszło do głowy, to… to że czas się przeprowadzić… a może jednak moją pierwszą myślą było śniadanie… no, chyba powinnam zacząć od znalezienia jakiegoś śniadania, a potem jaskini. To jest dość ciężki wybór, jednak mój mózg zdecydował, iż gorzej umrzeć z niedożywienia, niż z przemarznięcia… z resztą jest już ciepło… nie mam możliwości zamarznięcia… Zatem po tych oto namysłach ruszyłam w stronę krainy ”Śniadanie”. Mój nos od razu wyczuł coś ciekawego… lub ohydnego… Pierwsze na co trafiłam to… chwila napięcia … zdechły szczur… Ten widok sprawił, że na chwile zebrało mi się na wymioty. Jak najszybciej postanowiłam stamtąd odejść. Z początku nie mogłam uwierzyć, że nie moge wytropić żadnego przyzwoitego jedzenia. Miałam nadzieję, że znalezienie tego biednego, martwego i częściowo rozłożonego szczura, to nie był szczyt moich umiejętności myśliwskich. Ostrożnie przechodziłam między odłamkami gałęzi, zważając na to, aby na żadną nie nadepnąć. Dźwięk łamanego drewna mógłby wypłoszyć potencjalne źródło pożywienia. Chociaż prawdopodobieństwo, że będę na tyle zdeterminowana, aby zabić biedne stworzonko, jest niskie. Nagle coś pobudziło moje zmysły. Wiatr „przywiódł” do mnie nowy zapach. Po paru metrach podążania za cudowną wonią dotarłam do miejsca zasiedlanego przez ludzi, to był kemping. Wszędzie roznosił się zapach pożywienia, smażonego na grillu. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Podeszłam do dwunoga, który stał najbliżej magicznej maszyny z jedzeniem i delikatnie dopchnęłam nosem, jego nogi. Człowiek trochę zdziwiony tą sytuacją, odsunął się ode mnie na parę kroków i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jesteś głodna… - Powiedział biorąc do ręki dziwną bułkę z parówką albo innym wytworem mięsnym. Ja na ten znak radośnie szczeknęłam, robiąc piruety. Człowiek o przerwał owy produkt na pół i rzucił jego połowę przed moje łapy. Bez wahania zabrałam się za pochłanianie bułki zwanej Hot dog’iem.
- Aaaaa… ! – Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk, który mnie spłoszył. Chwyciłam resztki mojego śniadania i ukryłam się za jednym z krzaków. – Jaka śliczna ! – Lekko wystraszona wystawiłam głowę z liści i spojrzałam na źródło dźwięku. Była nim pewna gruba kobieta, która zaczęła powoli podchodzić do miejsca, w którym aktualnie się znajdowałam. – No chodź… Nie bój się… - Mówiła spokojnym głosem, próbując wywabić mnie z kryjówki. Jednak nie byłam taka pewna co do zamiarów owej kobiety. Stałam cały czas w krzakach, pokazując iż jej nie ufam. Z każdym jej krokiem w moją stronę cofałam się w tył, tak długo, aż w końcu owa kobieta ustąpiła i podeszła do grilla. Wzięła kolejną bułkę i położyła na ziemi. Od razu wiedziałam co się święci. Chciała mnie przekupić jedzeniem. Mimo tego iż nie byłam co do niej pewna, podeszłam do niej i wzięłam kolejną porcję pożywienia. Tak dla bezpieczeństwa, chwyciłam bułkę zębami i odsunęłam się od ludzi. Zjedzenie kolejnego Hot dog’a nie zajęło dużo czasu. Byłam bardzo wdzięczna dwunogom, za tą pyszną strawę, ale nie byłam pewna jak to okazać. Podeszłam do otyłej kobiety, która podarowała mi większą część mojego śniadania, i otarłam się o jej bok. Następnie zniknęłam wśród drzew.
- Uf… mało brakowało, a by mnie adoptowali… - Powiedziałam sama do siebie. W zasadzie chciałabym znów żyć wśród ludzi, ale nie tych… chciałabym żyć wśród ludzi, ale w moim domu… To jest już niestety niemożliwe. Już nigdy tam nie wrócę i muszę się z tym pogodzić. Muszę jakoś wybić sobie to wspomnienie z mózgu. Na szczęście przypomniałam sobie w końcu po co dzisiaj wstałam. Miałam szukać swojego nowego lokalu na przyszłość. Starając się nie zapomnieć o tym co naprawdę mam robić, całkowicie skupiona na zadaniu, wyszłam z lasu. Przed moimi oczami ukazała się wielka i zielona polana. Latały po niej wszelkiego rodzaju owady i ptaki. Ten widok sprawił, że od razu zapomniałam o tym, o czym miałam pamiętać i ruszyłam we wielką kępkę kwiatów. „Zanurkowałam” w nich po uczy i oddałam się ich czarowi. Leniwiłam się tak dobre, parę godzin albo minut, nie miałam kompletnie poczucia czasu. Możliwe jest to, iż nawet minuty tam nie leżałam , tylko tak mi się wydawało xd… no ale wracając do mojego leniwienia się, przerwał je dziwny szelest trawy. Przewróciłam się z pleców, na brzuch i podniosłam wysoko uszy. Moim oczom ukazał się obcy pies, o nieznanych zamiarach.
- Jest tu ktoś ? – Z jego pyska wydobył się pierwszy dźwięk. Bez wahania schowałam się za jedną z większych skał i skuliłam w kłębek.
- Nikogo tu nie ma ! – Krzyknęłam ile sił w płucach…

Thomson ?

Brak komentarzy: