Dzięki Wezie poprawił mi się humor. Byłam dobrej myśli, więc już trochę radośniej pobiegłam za nim. W pewnej chwili poczułam dziwny zapach. Chciałam pójść jego tropem, ale przypomniałam sobie o Wezie.
- Weza, chodź! - zawołałam i pobiegłam za tropem, a pies za mną. Nagle zobaczyłam...
- Konie! - krzyknęłam i podbiegłam do zwierząt. O dziwo, nie spłoszyły się. Patrzyły na mnie ufnie. Roześmiałam się głośno i po namyśle wskoczyłam na grzbiet konia obok którego stałam. Zi zrobił to samo.
- Ruszaj - szepnęłam do konia, a on zrozumiał i zaczął biec. Koń Wezy wyrwał za nami. Zaczęliśmy się ścigać i ostatecznie ja wygrałam. Potem zeszliśmy z koni i je pożegnaliśmy.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytał Wez. Już miałam odpowiedzieć, ale zobaczyłam Shanti biegnącą w moją stronę. Serce mi się ścisnęło, gdyż wiedziałam jakie wiadomości może mi przynieść...
- NESTY, NESTY!!! - wrzasnęła. Zamrugałam powiekami.
- Co się stało? - spytałam słabo. Weza objął mnie ramieniem.
- Udało się! Twój tata żyje i jest zdrowy! - powiedziała z uśmiechem. Kilka sekund stałam sparaliżowana, aż dotarł do mnie sens tych słów. Wtedy doskoczyłam do Shanti i ją mocno uściskałam. To samo zrobiłam z Wezą, tylko że jego dodatkowo pocałowałam w policzek.
- Wspaniale! - krzyknęłam i po raz drugi ich uściskałam. Shanti sobie poszła, a ja z błyskiem w oku powiedziałam do Wezy:
- Chodźmy na Mroczne Oblicze.
Weza? =^.^=
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz