poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon

-Aa, wiesz, tak przechodziłem - odpowiedziałem, próbując wymyślić jakąś wymówkę.
-Musiałeś mieć ważniejszy powód - westchnęła. - No, mów.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie odpuści i dalsze granie na zwłokę może ją niepotrzebnie wkurzyć. Wziąłem głęboki wdech.
-Miałem dziwny sen - zacząłem niepewnie. - Bardzo dziwny... Był bardzo realistyczny...
Nie potrafiłem wydusić z siebie nic więcej. Avalon wzięłaby mnie za gościa z wybujałą wyobraźnią lub, co gorsze, za tchórza.
-Śniła ci się Vista? - spytała nagle.
Gwałtownie odwróciłem łeb w jej stronę. To niemożliwe, żeby czytała w myślach.
-Tak - przytaknąłem, z powrotem wbijając wzrok w podłogę.
Av nie poruszyła już więcej tego tematu. Wstała, rozejrzała się po jaskini, chwyciła kilka rzeczy i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Idziemy? Szczeniaki już pewnie czekają.
Szczeniaki. No tak, zapomniałem o karze, jaką mieliśmy odbębnić. Z jednej strony lepiej będzie mieć to już za sobą i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Trzeba się skupić na zadaniu.

Szczeniaków nie było dużo. Nesty, Jack, Martin, Walter i Cortney. Stadko pięciu psiaków, które niesamowicie głośno wymieniało między sobą opinie na temat tymczasowych opiekunów. Mashine, chyba specjalnie wybrał takie, a nie inne psiaki.
-Dzieci! - Avalon starała się choć na chwilę je uspokoić. - Ustawcie się w szeregu!
Cortney natychmiast wykonała polecenie, ale widząc, że inni się do niego nie zastosowali, opuściła wskazane przez Av miejsce.
-Spokój, wypłosze! - krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Avalon spojrzała na mnie i przewróciła oczami. Zupełnie, jakbym był szóstym dzieckiem.
-Ej, Stan nas obraził! - krzyknął ktoś z tłumu i momentalnie zapanowała cisza.
Nie na długo, bo małe potworki podbiegły do mnie, skandując "na stos". Cofnąłem się, lekko przestraszony ich brutalnością.
-Pobawmy się w chowanego! - palnąłem, próbując zatrzymać egzekucję. - Avalon liczy!
Z entuzjazmem przyjęto mój pomysł. Szczeniaki rozpierzchły się we wszystkie strony świata, niczym karaluchy. Avalon spojrzała na mnie. Była wyraźnie zdenerwowana.
-Stan, przyznaj, że to nie było mądre - warknęła. - Mieliśmy się nimi opiekować, a nie pogubić. Przecież my ich teraz nie znajdziemy.
Z trudem przełknąłem ślinę. Trochę w tym prawdy było.
-Więc może zacznijmy szukać? - uśmiechnąłem się, chcąc załagodzić sytuację.

Avalon?

Brak komentarzy: