Idąc do swojej jaskini czułam się jak nowo narodzona...tak najadłam się
ostatnio,jak znalazłam wysypisko śmieci za czasów błądzenia. Od razu
padłam na twarz i zasnęłam...
***Na drugi dzień***
Poszłam do centrum sfory. Tam zastałam Indianę. . I medytował...?
-Hej-usiadłam obok niego.
-Heeeej-zamedytował.
-Wczoraj był fajny obiad u was...
-Wieeeem
-dziękuję,że mnie nie wyrzuciłeś.
Tu Indiana odwrócił się do mnie i straszliwie się zdziwił.
-JA? Nie przyjąć? Nie jestem TAKI
-Ale ja nic nie sugerowałam...
-Racja. Tylko mówię. Nie jestem chamem. Może dla tych których nie lubię.
-To fajnie...
Cisza. Rozmowa się nie kleiła
-Jak tam zdrowie?-spytałam po dłuższej chwili.
-Dobrze. Medytacja poprawia nastrój i kondycję wewnętrzną...a u ciebie?
-Dobrze.
-Hej ludziska!-podbiegła do nas Sky.
-Hej-odpowiedzieliśmy z Indianą w tym samym momencie.
-Daisy?-spytała.
-Tak?
-Chodź na słówko-powiedziała Sky i zaciągnęła mnie na bok.
-Posłuchaj. Indiana to mój mąż.
-Wiem...posłuchaj Skyres. Nie wiem co ty sobie wyobrażasz. Ja nie
próbuję ci tobie odbić. Nie jestem taka. Z resztą traktuję was jak
dobrych ziomków.Kumpli. Przyjaciół.
-To dobrze-odpowiedziała Sky i podbiegła do Indiany i usiadła przy nim.
-Chodź Daisy.
I się dosiadłam.
Skyres? Indiana?
Dopisek Skyres: Jakby co, to Sky taka nie jest :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz