Leniwie otworzyłam jedno oko. Dochodziło południe. Theo i Roney jeszcze
smacznie spali, zwinięci w kulki oprócz nich także jeszcze spała mama.
A taty już nie było. Cichutko wstałam z swojego posłania, starając się
nie obudzić reszty rodziny. Poszłam pomalutku, przed jaskinię. Słońce
grzało. Usiadłam na kamieniu. Zaczęłam obserwować okolicę. Wszystko
normalnie. Ćwierkanie ptaków, kołysanie się gałęzi na wietrze,
przechodzące różne psy itp. Już chciałam wracać do środka, gdy Moją
uwagę przykuł czarno - biały pies, chyba rasy border collie. Szczerze
mówiąc był cudowny. Postawa, krok i wygląd dawały efekt WOW. Był
naprawdę przystojny. Z zapartym tchem śledziłam, każdy jego ruch. Po
kilku minutach zniknął z Mojego pola widzenia. Wtedy usłyszałam krzyk
Mojej mamy :
- Evelyn ?!
Obudziło to moich dwóch braci, a ja skierowałam się do środka jaskini.
Dostałam " kazanie " na temat samodzielnego oddalania się. Później mama
dała Nam śniadanie. Dzień spędziłam jak zawsze z Mamą i braćmi. Jedyne
co się zmieniło to to,że ciągle myślałam o tym czarno - białym Border Collie ...
* Parę dni później *
Obudziłam się rano. Słyszałam głosy mojego rodzeństwa i rodziców.
- Elyn, przyjdą do nas goście - krzyknął, mi nad uchem Theo.
- Słyszę. Kto ?
- Ross, Rachel, Lea, Poppy i Alex. Dzieci Syriusza i Madeline. Oczywiście z rodzicami - wyjaśniła mama.
- A teraz, jedzcie śniadanie - powiedział tata.
***
Gdy przyszli zobaczyłam tego border collie, nadal był taki cudowny.
- Jestem Evelyn.
- A ja Ross ...
Ross ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz