Mashine dał sygnał do ataku. Cała sfora posłusznie ruszyła w stronę
wampirów. Wbiegłem na jeden z większych głazów, by ocenić nasze szanse.
To co tam zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Naszych
wrogów było grubo ponad trzy razy więcej. Sforzanie stanowili małą wyspę
wśród oceanu bezlitosnych potworów. Silniejszych i wytrzymalszych.
Szybko namierzyłem Alfę, który walczył z pięcioma przeciwnikami. "To
Mashine - pomyślałem, - "poradzi sobie". Zrobiłem kilka susów wstecz, po
czym krzyknąłem ustalone hasło. Jarvis w mgnieniu oka zleciał na
ziemię.
-Masz - podałem mu przygotowaną wcześniej kartkę z informacją. - Leć do
jaskini, w której są szczeniaki i daj to komuś. Napisałem tam, by
uciekali do wschodniej granicy. Są tam nasi sojusznicy, więc wampiry nie
powinny stamtąd atakować. Niech wyruszają niezwłocznie, bo czasu jest
coraz mniej. Gdyby zwlekali, pozwalam, abyś zastosował delikatne środki
przemocy. Wróć tu, gdy znajdą nowe schronienie. Zrozumiałeś?
Jarvis patrzył na mnie nieruchomo przez jakiś czas. Po chwili pokiwał jednak głową i spojrzał na mnie z zaniepokojeniem.
-Nic mi nie będzie! - uśmiechnąłem się. - Będę uważał, obiecuję.
Ptak pokiwał ironicznie głową, po czym wzbił się z powrotem w powietrze.
Nie czekając ani chwili wskoczyłem w wir walczących stworzeń. W tłumie
dostrzegłem Mashine. Był już nieźle poturbowany. Niczym torpeda
rzuciłem się w jego stronę, kończąc po drodze żywoty kilku
nieprzyjaznych stworzeń.
-Mashine! - krzyknąłem. - Co robimy?
Mashine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz