Te wilkołaki robią się coraz bardziej niebezpieczne. Na szczęście nasz wierny Irfan zostanie w naszej pamięci. Zabił tyle wampirów. Cały las! Musimy się powoli przygotowywać do ostatecznej walki. Trochę się boje. Moje ''malce'' są już dorosłe. A ja już jestem coraz bardziej przygarbiony i siwy. A jeszcze nie jestem dziadkiem. Jakoś sobie poradzą. Od samego świtu nie było nikogo w jaskini Alf. Po chwili weszła zdyszana Ace z jeleniem w zębach. Była umorusana krwią. Pobiegła szybko obmyć się w pobliskim strumyku i wróciła na śniadanie. Wspólnie zabraliśmy się do jedzenia posiłku. Przypomniało mi się jak musieliśmy wyrzucać jakieś części dla szczeniaków które nie sięgały do jelenia. A teraz? Na śniadanie ich nawet w jaskini nie ma. Po zjedzeniu wyszliśmy przed jaskinię i położyliśmy się wygrzewając się na promieniach wschodu słońca. Aceland położyła mi na ramieniu głowę. Ja pocałowałem ją i przytuliłem mocno.
- Ale ja Cię kocham...- szepnąłem jej do ucha.
- Ja Ciebie też mój staruszku.- zaśmiała się.
- Jak myślisz...- zapytałem.- Poradzimy sobie z tymi potworami?
Ace?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz