Po słowach usłyszanych od suczki coś mnie załaskotało. Uśmiechnąłem się i zwróciłem łeb w stronę jej ucieczki. Poszedłem jej szukać. Dosyć nieźle się schowała bo 2 godziny szukania nie przyniosły skutków. Miałem pewien plan który mógł wypalić. Na początku wziąłem czerwoną porzeczkę i wysmarowałem się nią aby przypominała krew. Potem przez wielki i zwinięty w trąbkę liść ryknąłem potężnie. Następnie zacząłem piszczeć i skomleć. Swan od razu wybiegła z ukrycia i obsypywała mnie pytaniami:
- O boże Fay co się stało?!- wystraszyła się.
- Nie!- upewniałem ją.- Chciałem tylko żebyś wyszła z ukrycia.
- Aha.- zaśmiała się.- Dobra zapomnijmy o tym co powiedziałam dobra?
- No OK ale...- uśmiechnąłem się.- Na prawdę myślisz że taki jestem.
- No tak.- zachichotała.
Zrobiło mi się bardzo ciepło. Miło że jakaś suczka tak o mnie myśli. Nie spodziewałem się że będę się jakiejś podobać. Zaraz... Czy ja się jej podobam?!
- Przejdziemy się gdzieś?- zaproponowałem.
- No jasne!- przytaknęła.- Czemu nie.
Wybrałem pewno miejsce. Poszliśmy w tamtym kierunku. Droga była nieco wietrzna ale na miejscu zastał nas tylko ciepły wiaterek. Zaprowadziłem ją tutaj:
Swan na ten widok trochę się zdziwiła.
- Dlaczego zabrałeś mnie do Alei Zakochanych?- zapytała zdziwiona.
- A tak sobie.- oszukałem.- A co nie podoba ci się?
Swan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz