Spojrzał za mnie, na Suzzie.
- Miała sierść długości tego pieska - wskazał na Suzzie łapą.
- Hmm.
Zaczęłam sobie przypominać wszystkie pogrzeby. No przecież !
- W takim razie mówisz o Qetsiyah. To musiała być ona. Oczywiście jeśli to prawda. Zaprowadzisz nas w tamto miejsc ? - spytałam.
- Oczywiście. Za mną.
- Mashi - powiedziałam. - Zabierz szczeniaki do jaskini. Pójdę tylko ja i Ferraro. Potem Ci opowiem, dobrze?
Mój ukochany pokiwał głową, pocałował mnie i poszedł. Dzieciaki dreptały za nim w podskokach.
- Zatem do dzieła - mruknęłam do siebie.
Jak się okazało, Vusser prowadził nas poza tereny Sfory, do miasta. Już tam kiedyś byłam. Wszędzie samochody i ludzie. Gdzieniegdzie można zobaczyć psy na smyczkach. Po 15 minutach drogi do celu zatrzymaliśmy się w parku miejskim.
- To tam - pies pokazał łapą jakiś opuszczony budynek. - Tam ich widziałem.
- Boisz się iść ? - zapytałam jednocześnie z Ferraro.
- Sam nie wiem. Chodźmy - powiedział z lekkim drżeniem.
Przechodzący ludzie pogłaskali mnie i dali jakieś ciasteczko. Było całkiem smaczne. Mruknęłam zadowolona. Chciałam zaprać ze sobą Insendiusa, ale mógłby zwracać na siebie uwagę. Praktycznie nikt nie wie, że feniksy istnieją. W mgnieniu oka, chyba przez moje przemyślenia dotarliśmy na miejsce.
- Wchodzimy do środka - powiedziałam i weszłam pierwsza. Na w razie czego ich obronię.
- Widzę coś ! - krzyknął Ferraro. - Idę tam sam. Najwyżej Was zawołam.
- Tylko ostrożnie.
Ferraro ? Co tam zobaczyłeś ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz