wtorek, 20 stycznia 2015
Od Qetsiyach- CD opowiadania Ferraro
- Tak, tylko jestem trochę już zmęczona. W dodatku jest dość zimno i płuca mi już zamarzły od tego chłodu. – Przyznałam.
- To jak chcesz możemy odpocząć.
- Yyy… wiesz co ??? Ja chyba już wrócę do jaskini. Cały dzień tutaj siedzę i nie miałam żadnego natchnienia na jakąś piosenkę, więc może kiedy indziej .
- Może cię odprowadzić, tak dla towarzystwa ??? – Zapytał.
-Nie dzięki, wole być przez chwilę sama, ale obiecuje ci, że potem jeszcze się spotkamy.
- Ok. – Powiedział smętnym głosem.
Powoli zeszłam z „lodowiska” i skierowałam się w stronę lasu. Po głowie cały czas chodziła mi jedna melodia. Nie wiedziałam co z niej wyjdzie. Byłam tak zamyślona, że całkowicie zboczyłam z kursu. Wokół mnie pojawiało się coraz więcej skał, a coraz mniej zieleni. Wszystko było szare i spalone na wiór. To był labirynt, im bardziej chciałam wrócić, tym wchodziłam coraz głębiej. Robiło się już ciemno. Niebo zaczęły pokrywać burzowe chmury, aż w końcu spadł deszcz. Lało jak z cebra, a ja wciąż nie mogłam znaleźć drogi powrotnej. Postanowiłam przeczekać tą burzę. Zobaczyłam, że między skałami zobaczyłam jaskinię, bez wahania do niej weszłam. Mijały sekundy, minuty, godziny, a zamiast przestać lać, było jeszcze gorzej. Zaczęły nawet grzmieć pioruny. Byłam strasznie znudzona, nie miałam co robić. Powoli nuciłam wcześniej wspomnianą melodię.
- Spoko nuty, tylko czegoś mi w nich brakuje … - Powiedział nieznany głos.
- Co ??? – Zerwałam się.
- Już wiem. Brakuje w nich szybkości, rozwlekasz dwa ostatnie akordy. – Znowu się odezwał. Głos dochodził z głębi jaskini, było tam strasznie ciemno. W mroku jednak dostrzegłam dwoje oczu, świecących jak świetliki. Czarna sierść wtapiała się idealnie w tło groty.
- Jeśli chciałeś mnie przestraszyć, to ci trochę nie wyszło.
- Po co miałbym cię straszyć ??? – Powiedział zdziwiony
- Nie wiem. Może dla zabawy ???
- Nikt nie chciałby być straszony w taką pogodę. A w ogóle to jest nietaktowne straszyć taką damę jak ty. Dla zabawy straszy się małe szczeniaki po nocach. – Zachichotał pod nosem.
- Zaraz… Ja ??? Dama ??? Chyba coś ci się pomyliło. Ja jestem dziką bestią – Lekko się uśmiechnęłam.
- No właśnie widzie – Powiedział sarkastycznie – Bestie mają brudną sierść, a ty masz białą jak śnieg. Pewnie jesteś jakimś ludzkim pluszakiem.
- Ej, licz się ze słowami. Nie mam właściciela, więc automatycznie jestem zdziczałym psem. – Powiedziałam lekko zezłoszczona.
- Jesteś zdziczała tylko na chwilę, jak tylko cię znajdzie jakiś człowiek, to cię przygarnie. Uzna cię za domowego psa, bo tak wyglądasz. Zakładam, że albo cię ktoś porzucił, albo się zgubiłaś. – Powiedział lekceważąco .
- Ani jedno, ani drugie. Sama odeszłam, a w zasadzie to mój Ojciec podjął za mnie decyzją, o tym. – Oboje po tym zamilkliśmy. Ulewa ustała dopiero rano, gdy tylko to zauważyłam wyszłam z groty na słońce. Wciąż siedziałam w labiryncie. Cały czas krążyłam w kółko, w końcu się poddałam i położyłam na najbliższym kamieniu.
- Buu… - Usłyszałam cichy i spokojny głos. Odwróciłam pyszczek w drugą stronę i zobaczyłam znowu piwne oczy.
- Znowu ty ??? – Zapytałam nie zwracając na niego uwagi.
- Chyba nie umiesz stąd wyjść, a wiesz kto umie ???
- Nie, nie wiem.
- Jeśli potrzebujesz pomocy, to wystarczy poprosić. Ale i tak sądzę, że tego nie zrobisz. Masz swoją godność, prawda ??? – Chwilę się zamyśliłam, może jednak warto by było go poprosić o pomoc.
- Yyy… może jednak zgodzę się na pomoc, bo sama stąd nie wyjdę.
- Ok. – Zerwał się. – Jestem Nemezys.
- Dość ciekawe Imię. Rodzice mieli Cię za diabła, czy demona ???
- Byli mało inteligentni. Moje imię to była dla nich tylko sklejanka liter. Przyjaciele zwykle mówią na mnie Techno. Od teraz ty też się do nich zaliczasz, więc też możesz mnie tak nazywać.
- Miło, ja jestem Qetsiyah, w skrócie Qet. – Uśmiechnęłam się szeroko.
- Też oryginalne imię. Ale my tu sobie gadu, gadu a ja się śpieszę na przystanek.
- Ok, zatem chodźmy. – I poszliśmy. Szłam za Techno krętymi korytarzami, ciężko było za nim nadążyć. Każda skała wyglądała tak samo. Zastanawiałam się jak to możliwe, że on się nie zgubił. Jednak z czasem zaczęłam tracić zaufanie, że wie którędy iść. Był zdenerwowany, co świadczyło, że zgubił drogę. Nagle stanął w miejscu i zaczął się rozglądać. – Hy, hy… mamy problem.
- Zgubiłeś drogę , prawda ???
- Na to wygląda, ale spoko znajdę wyjście. Może pośpiewamy twoją piosenkę ??? Tak dla poprawienia atmosfery.
- Mam na razie tylko melodię i jak wcześniej wspomniałeś, kiepską.
- Nie dziwię się, żeby mieć dobrą piosenkę trzeba pobudzić łapki. Jak chcesz to mogę ci pomóc, jestem w tym całkiem dobry, a raczej mój przyjaciel jest dobry.
- Hmmm… chyba nie potrzebuje pomocy. A bardzo daleko on mieszka ??? – Zapytałam niezdecydowana.
- Mieszka tam gdzie ja, czyli tak dwie, albo trzy godziny drogą górną. Jakby tak powiedzieć to razem z nim torze coś w rodzaju sfory. Na pewno ci się spodoba moje mieszkanie, ale skoro nie chcesz ….
- Nie, nie… jak tak mnie miło zapraszasz to chętnie tam pójdę, ale potem mnie powrotem odprowadzisz do reszty sfory , tak ???
- Ma się rozumieć.- Powiedział i od razu ruszył pewniej przed siebie . Szliśmy jakieś piętnaście minut zanim zauważyłam drogę. Była szeroka i co chwile przejeżdżał przez nią samochód. Zastanawiałam się jak ma zamiar załatwić autostop. W tym samym czasie Techno wszedł na ulicę. – I oto nasza podwózka. – Popatrzyłam w lewo i zobaczyłam wielkiego tira.
- Zwariowałeś ?!?!?! Zabijesz się !!!! – Lecz on już stanął przed nim. W ostatniej chwili się schylił i tir przejechał tuż nad nim, po czym gwałtownie zahamował.
- Dobra, wskakujemy. – Powiedział, po czym wskoczył do przyczepy. Rozglądnęłam się w około i niepewnie ruszyłam za nim. W środku pojazdu były dziwne pudła. Techno zdjął z jednego pokrywę i wskoczył do jego wnętrza. Chwilę się zawahałam i stałam nieruchomo patrząc się na niego. – O co chodzi ???
- Nie wiem czy mogę z tobą pojechać.
- Przecież ci pozwoliłem. – Pokręcił łbem .
- Wiem, ale reszta sfory może się martwić o mnie.
- Hmm… może nie zauważą ???
- Nie…. Oni mnie zawsze zauważają, chyba… - Powiedziałam niepewnie.
- Z twoich słów wynika, że nie tak do końca.
- Ale tak, czy owak mój Ojciec na pewno się zorientuje, że mnie nie ma. Będzie się bardzo martwił, w dodatku teraz na terenach sfory jest niebezpiecznie. Podobno jakieś dziwne stworzenia u nas zamieszkały. Jak zniknę to pomyślą, że coś mi się stało…. – Zaczęłam nerwowo.
- Wyluzuj na chwilę!!! – Krzyknął. – Zamknij na chwilę jadaczkę.
- Ok. – Mruknęłam.
- Od razu lepiej. Dobra, teraz wskakuj i nie marudź. Mam pomysł na to jak pokazać im, że nie wyparowałaś. – Wyskoczył i zerwał ulotkę z jednego z pudeł. Chyba pisało na niej „California”, ale nie byłam pewna. Położył ją na poboczu i przycisną kamieniem. Następnie ukradkiem wyrwał mi kłębek sierści z ogona…
Ałł… - Krzyknęłam z bólu.- Jak mogłeś ??? – On jednak wzruszył tylko ramionami i położył moją sierść koło ulotki. Potem z powrotem wskoczył do, już zaczynającej odjeżdżać ciężarówki.
- Gotowe !!! Teraz na pewno będą wiedzieć gdzie jesteś.- Westchnął – A teraz do pudła. –Tym razem bez wahania poszłam za nim. W drodze czasami udawało mi się zamienić z nim słowo. Dziwiło mnie, że jedziemy tak długo, ale w pewnej chwili się zatrzymaliśmy. – Dobra, teraz cicho i staraj się nie ruszać. – Szepnął. Nagle ktoś zaczął zaklejać po kolei pudła. Nie byłam pewna dlaczego, ale nie komentowałam. Siedziałam cicho jak mysz pod miotłą. Lecz już nie mogłam wytrzymać…
- Gdzie nas biorą ??? – Pisnęłam.
- Pakują nas w drogę – Uśmiechnął się. Po jego słowach poczułam, że wynoszą pudło, w którym jesteśmy, na jakąś taśmę, a następnie do kolejnego pomieszczenia, w którym nas już zostawili. Techno nie pozwolił mi wyjść przez dłuższy czas. Mijały godziny, siedząc w skrzyni czułam, jakbym unosiła się w powietrzu, ale sądziłam, że to tylko moja wyobraźnia. Nagle Techno się zerwał i stanął dęba. – Chyba już jesteśmy. Jeszcze jakieś 30 minut i będziemy mogli wyjść. Tylko pamiętaj, że jak tylko wyskoczysz, to masz gnać ile sił w nogach, ok. ???
- Ok. – Zdziwiłam się. Po jakimś czasie szepnął „Już !!!” i gdy tylko pokrywka się uchyliła, oboje wyskoczyliśmy i uciekliśmy się. Nawet nie zwracałam uwagi na otoczenie. Biegłam, aż się za mną kurzyło. Gdy byłam już bardzo daleko, zorientowałam się, że wokół mnie nie ma już śniegu. Było gorąco i słonecznie. Rozejrzałam się w około i zauważyłam, że jestem na plaży i to niezwykle ładnej plaży.
- Gdzie ja do cholery jestem ???
- W moim domu. – Wtrącił się Techno. – Choć zaprowadzę cię do innych.
- Ale… - Odwróciłam się i ujrzałam ogromne miasto. Z powrotem spojrzałam na ocean i zorientowałam się, że jest tu tłok ludzi. Co chwile przejeżdżał jakiś surfer, ujeżdżając wielką falę.
- Na co czekasz ??? – Powiedział kierując się do miasta. Szybko go dogoniłam zaczęłam jeszcze bardziej się rozglądać.
- Yyyy…. To gdzie mieszkasz ???
- W mieście, w takim opuszczonym teatrze…
- Nie wiedziałam, że ludzie mogą wpuścić psy do teatru.
- Dlatego powiedziałem „opuszczonym”. Razem z Bell-Bell i Seely’im mieszkamy tam. A teatr jest pusty, ponieważ kiedyś tam był atak terrorystyczny i wszyscy zostali tam rozstrzelani, więc nikt tam nie chce przychodzić, bo się boją.
- Aha… - Powiedziałam cicho. Im głębiej wchodziłam w miasto, tym bardziej zaczynał mi przypominać jakieś miejsce. Dobrze je znałam, z opowieści Irfan’a. Nagle zobaczyłam dziwną reklamę, jedyne co z niej zrozumiałam, to że jest jakaś „Dolina Śmierci”. Następnie zobaczyłam dziwny napis na szczycie pagórka. – Hollyyy….
- Hollywood. – Przerwał Techno.
- Zaraz Hollywood jest w…. – Stanęłam jak wryta – KALIFORNII!!!!! Wysłałeś mnie do Kalifornii??!?!?!
- Sama się na to zgodziłaś.
- Ale Kalifornia jest kilkaset mil od domu. Wyślij mnie powrotem!!!- Krzyknęłam zdenerwowana.
- Yyy… tylko, że będzie dość ostra burza przez parę dni i to był ostatni lot.
- Coo..!!?!?!?! Jak to ???
- Tak to. – Po jego słowach westchnęłam. Wiedziałam, że inni będą się o mnie martwić.
- „W zasadzie ciekawe co teraz robią ??? Czy zauważyli, że mnie nie ma ??? Hmmm…” - Rozmyślałam.
Ktokolwiek ??? Opowiedzcie co robiliście podczas mojej nieobecności
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz