niedziela, 25 stycznia 2015

Od Ferraro- CD opowiadania Qetsiyah

Tym razem orzeł przyleciał do mojej jaskini. Obudziłem się jednak po tym jak zobaczyłem że Snowy ciąga orła za ogon.
- Zostaw go!-krzyknąłem.
- Nie!- odezwał się.- Muszę go odgonić!
- Ty go właśnie zatrzymujesz!- przewróciłem oczami.- Zostaw. On należy do mnie!
Snowy z grymasem otworzył pysk i orzeł od razu niby szczekną złośliwie na Snowy'ego i podleciał do mnie.
- No dawaj ten list.- powiedziałem.
Orzeł popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i przekręcił łeb.
- Ty głąbie!- wrzasnąłem.- Zgubiłeś list?!
Pokręcił głową.
- To co?!- zapytałem przestraszony.- Nie odpisała?
Pokręcił ponownie.
- Aha...- zasmuciłem się.- Zresztą i tak wiem gdzie jest.
Wróciłem do jaskini. Usiadłem i zacząłem rozmyślać. Usiadła obok mnie Quiet.
- Co?-zapytała.- Twoja dziewczyna urządziła se wakacje?
- To nie jest śmieszne!- zdenerwowałem się.- Te loty powrotne mogą jeszcze długo nie być aktualne!
- Wiem...- spowarzniała.- Ja też za nią tęsknię...
- NIE!- krzyknąłem.
- Co nie?!
- Nie wytrzymam!-powtórzyłem krzyk.
- Co masz na myśli?
- Jadę tam!
- Jak chcesz to zrobić?!- krzyknęła ze strachem w gardle.- Przecież wszystkie linie są odwołane!!!
- Kto powiedział że lecę samolotem?-zapytałem szyderczo.
- No chyba nie piechtą!- zganiła mnie.
- Nie!- odparłem.- Łodzią.
- Jeszcze lepiej...- padła na ziemię.
- Nie martw się.-odparłem i pocałowałem ją w czoło.- Twój braciszek sobie poradzi.
Uśmiechnęła się a ja wybiegłem z jaskini. Pobiegłem w stronę. Biegłem tak szybko że sierść powiewała mi delikatnie na wietrze. Usłyszałem znajomy krzyk. To był orzeł. Najwyraźniej wybaczył mi i chciał iść ze mną. Czemu nie? Biegliśmy. Z nudów urządzaliśmy sobie wyścigi. Prawie ciągle wygrywałem. Dotarliśmy na przystań. Jakiś pan który miał dziwną torbę wchodził właśnie na statek. Skorzystałem z dziwności tej torby gdyż była w kształcie psa. Skryłem się za nią. Pewna pani zakryła mnie z drugiej strony inną torbą nie widząc mnie. Dla mnie wychodziło tylko na lepsze. Wlazłem na pokład. Usiadłem w składziku. Czekałem aż dopłyniemy. W końcu na wyspie musiałem jeszcze chwilę podpłynąć po tym jak wszyscy ludzie wyszli. Podszedłem na plażę. Poczekałem chwile na nich. Po chwili ich zobaczyłem i podbiegłem do Qesiyach i krzyknąłem:
- Jestem!- krzyknąłem.- Zadowolona?!

Qetsiyach?


Brak komentarzy: