czwartek, 29 stycznia 2015

Od Ferraro- CD opowiadania Qetsiyah

Nie wiedziałem co robić. W końcu to była walka. A w walce się nie przeszkadza. Ja też tak mam. Więc na noc położyłem się w bezpiecznej odległości od nich i zasnąłem. Gdy się obudziłem podszedłem do miejsca gdzie odgrywała się bójka. Tacy przyjaciele... Hehe... Zerknąłem zza murku a oni nadal siedzieli tyłem do siebie nie patrząc się na siebie. Żaden z nich nawet nie śmiał drgnąć. Przyniosłem obu z nich wodę. Nie było mi żal Techno ani nie chciałem mu pomagać ale całą noc i połowę dnia bez wody?! Nawet ja bym nie wytrzymał. Podstawiłem im obie miski delikatnie pod łapy. Oba psy schyliły się i zaczęły pić. Tylko znaczące mrugnięcie jednym okiem uświadomiło mnie że są wdzięczni. Gdy wypili napełniłem miski ponownie i postawiłem troszkę dalej od nich żeby gdyby zachciało im się pić mogli trochę siorbnąć. Usiadłem trochę dalej od nich. Patrzenie na nich było nudne. Podszedłem do morza i usiadłem patrząc w swoje odbicie. Oglądałem się z wielką ciekawością. Nagle zobaczyłem że jakaś biała plamka przelatuje wysoko nad moją głową. Oderwałem łeb od wody i popatrzyłem w niebo. O nie... Kurde!!! Pobiegłem szybko do Qet nie zwracając już uwagi na ich głupią zabawę. To było pilniejsze.
- Qet!!!-wrzasnąłem jak najmocniej mogłem.
- Czego chcesz?!-zdenerwowała się.- Nie przeszkadzaj!
- Nasz samolot!- krzyknąłem.
- No wiem.- przewróciła oczami.- Stoi na lotnisku.
- Nie wydaje mi się.- wskazałem łapą w niebo.
Qet zwróciła wzrok na szybujący wysoko samolot którym mieliśmy dolecieć do domu. Zadrżała z przerażenia.
- Nadal ci tak do śmiechu?!- zasmuciłem się.

Qetsiyah?

Brak komentarzy: