- Poczekamy zobaczymy. Ja też chciałbym mieć.
- Pogadamy jutro. Teraz jestem śpiąca. Dobranoc - powiedziała sennie.
- Dobranoc Hon - pocałowałem ją w czoło i zasnęliśmy na naszym posłaniu.
* Następnego dnia *
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające do naszego lokum, które przybrały postać niebieskiego światła. Obróciłem się na drugi bok. Moja partnerka również już nie spała.
- Powróćmy do wczorajszej rozmowy - zacząłem.
- Yhm. Zacznij. Ja posłucham.
- Moglibyśmy mieć dwójkę szczeniaków. Byłoby fajnie. Oczywiście raczej za jakiś czas. Ja nie nalegam. Co Ty na to?
Honey ?
piątek, 31 lipca 2015
Od Wezy - CD opowiadania Nesty
- Nie możemy pójść gdzie indzie? - zapytałem, patrząc w stronę odchodzącej Shantelle.
- Cykasz się? - zaśmiała się Nesty i łapami przekręciła mój pysk, w jej stronę. Pokręciłem przecząco głową.
- Pomyślałem, żebyśmy poszli w inne miejsce - westchnąłem i spojrzałem przed siebie.
- W jakie? - zapytała ciekawie Nes.
- Nie ważne - powiedziałem, odwracając łeb i zacząłem iść w stronę Mrocznego Oblicza. Nesty dogoniła mnie i zaczęliśmy iść razem.
- Później możemy pójść, tam gdzie ty chciałeś - szepnęła Nesty i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech i przytuliłem Nes.
- Dobra już, chodź - zaśmiała się suczka i poszliśmy dalej. Widać co raz zbliżaliśmy się do tego Oblicza, bo panowała mroczna atmosfera, a niebo ciamniało.
- Chyba już jesteśmy blisko - powiedziałem i podniosłem łeb do góry. Było widać już niektóre z wyższych gór.
Nesty? .-. Nje krytykuj długości.
- Cykasz się? - zaśmiała się Nesty i łapami przekręciła mój pysk, w jej stronę. Pokręciłem przecząco głową.
- Pomyślałem, żebyśmy poszli w inne miejsce - westchnąłem i spojrzałem przed siebie.
- W jakie? - zapytała ciekawie Nes.
- Nie ważne - powiedziałem, odwracając łeb i zacząłem iść w stronę Mrocznego Oblicza. Nesty dogoniła mnie i zaczęliśmy iść razem.
- Później możemy pójść, tam gdzie ty chciałeś - szepnęła Nesty i uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech i przytuliłem Nes.
- Dobra już, chodź - zaśmiała się suczka i poszliśmy dalej. Widać co raz zbliżaliśmy się do tego Oblicza, bo panowała mroczna atmosfera, a niebo ciamniało.
- Chyba już jesteśmy blisko - powiedziałem i podniosłem łeb do góry. Było widać już niektóre z wyższych gór.
Nesty? .-. Nje krytykuj długości.
Od Gracy
Ziewnęłam szeroko i rozejrzałam się po jaskini. Nikogo w niej nie było. Zapewne dlatego, że dochodziło już południe. Jako jedyna z całej rodziny jestem takim śpiochem. Chyba wypadało by znaleźć rodziców lub starszych braci i poprosić ich by upolowali mi coś do jedzenia, bo jestem głodna. Westchnęłam cicho. Wszyscy muszą wszystko za mnie robić. Ale taka moja natura... Wyszłam z jaskini i poszłam do jaskini White'a. Siedział tam z tą Rose Robin. Przerwałam im bardzo zajmującą czynność (całowanie) i powiedziałam:
- White, upoluj mi coś.
- Sama sobie upoluj - warknął. - I spadaj.
Wybiegłam urażona i odszukałam Aresa i Harrisona'a. Ich reakcje były podobne do reakcji White'a. Byłam zła. W końcu usiadłam na jakimś kamieniu i zaczęłam sobie coś nucić.
- Ładnie śpiewasz - podskoczyłam na dźwięk tego głosu i odwróciłam się. Przede mną stał pies w moim wieku.
Jakiś pies w moim wieku?
- White, upoluj mi coś.
- Sama sobie upoluj - warknął. - I spadaj.
Wybiegłam urażona i odszukałam Aresa i Harrisona'a. Ich reakcje były podobne do reakcji White'a. Byłam zła. W końcu usiadłam na jakimś kamieniu i zaczęłam sobie coś nucić.
- Ładnie śpiewasz - podskoczyłam na dźwięk tego głosu i odwróciłam się. Przede mną stał pies w moim wieku.
Jakiś pies w moim wieku?
Od Rocky'ego - CD opowiadania Navedy
Stanąłem jak wryty.
- Żartujesz sobie? - spytałem.
- Nie. Czemu pytasz?
- Ponieważ to nie są moje dzieci - wycedziłem po chwili.
- Co Ty gadasz? Oczywiście, że Twoje.
- To niemożliwe. W Sforze nie było Ciebie kilka miesięcy, dopiero po kilku dniach wróciłaś i co, nagle w ciąży jesteś? Tymbardziej, że między nami do niczego zbytnio nie doszło.
Naveda stała i nic nie mówiła.
- A teraz powiedz mi jedno. Gdzie byłaś przez tyle czasu i czyje to są szczenięta.
Naveda ?
- Żartujesz sobie? - spytałem.
- Nie. Czemu pytasz?
- Ponieważ to nie są moje dzieci - wycedziłem po chwili.
- Co Ty gadasz? Oczywiście, że Twoje.
- To niemożliwe. W Sforze nie było Ciebie kilka miesięcy, dopiero po kilku dniach wróciłaś i co, nagle w ciąży jesteś? Tymbardziej, że między nami do niczego zbytnio nie doszło.
Naveda stała i nic nie mówiła.
- A teraz powiedz mi jedno. Gdzie byłaś przez tyle czasu i czyje to są szczenięta.
Naveda ?
czwartek, 30 lipca 2015
Od Shantelle
*Ranek*
Wstałam ze swojego legowiska. Przeciągnęłam się i lekko westchnęłam. Rozejrzałam się po jaskini, lecz nie było na co patrzeć - wszyscy spali. Nie za bardzo chciało mi się chodzić. Chumor mi nie dopisywał, a w dodatku na podwórku był straszny upał. Ale co ja będę robiła w domu? No dobra..Jednak wyjdę na dwór. Upolowałam sobie zająca i zaczęłam go jeść.
-Mogę? - Zapytał mój brat - Seth.
-Jasne..Bierz wszystko. - Mruknęłam.
-Niee, zjedz jeszcze trochę.
-Seth ja nie chcę już! - Warknęłam i zniknęłam za drzewami. Słyszałam wiele razy swoje imię. "Shantelle gdzie jesteś" "Shantelle pokaż się" . Wkurzają mnie ci bracia. Takie brudne flejtuchy. Od szczenięcia tak na nich mówiłam, i tak zostanie. Niech się przyzwyczajają. Wskoczyłam na wielki wystający głaz i usiadłam na jego czubku. Przynajmniej tam słońce nie dochodziło. Rozmyślałam o wielu rzeczach. Pamiętam, jak pierwszy raz otworzyłam oczy. Wszystko było takie...Szare i dziwne. Teraz jestem przyzwyczajona do tego. Nagle ktoś zepchnął mnie z kamienia i spadłam na ziemię. Chwile potem byłam przygwożdżona do ziemi. Jakiś pies, mojego wzrostu. Coś w stylu czekoladowego bordera. Zanim coś z siebie wydusiłam musiałam przejechać po całym jego pysku wzrokiem, aby sprawdzić czy go nie znam. Nie znam go, i lepiej uważać.
-Może mnie puścisz? - Powiedziałam z sarkazmem.
-Kim jesteś i co tu robisz. - Powiedział nie spuszczając ze mnie oczu.
-Co może ci jeszcze formularz napisać? Nie musisz nic o mnie wiedzieć.
-Mam czas...-Warknął .
Gdy spojrzał się na drzewo obok ja szybko się wyślizgnęłam.
- Jestem Shantelle. - Powiedziałam.
Pies przyjrzał mi się dokładnie.
-Jem. - Mruknął smętnie.
-Nie lubisz o sobie mówić co? Tak samo jak ja...-Usiadłam.
Ten cały Jem wygląda całkiem miło. Szkoda tylko, że jest taki skryty. Naprawdę, nawet go dobrze nie znam a już go lubię.
Jem? :3
Shantelle, Seth i Martin dorośli!
!
Ksywka : Secik
Głos : Jason Walker
Rasa : Siberian Husky/Owczarek Niemiecki
Wiek : 1 rok
Płeć : Pies
Urodziny : 12 dzień zimy
Stanowisko : Pisarz
Rodzina : Mama Ingram, tata Vincent, rodzeństwo Shantelle i Martin, ciocia Skyres, wujek Indiana, kuzyni- Ares, Harrison, Aurora, White, Honey, Rio, Vivianne, Walter, Gracy, Oli
Partner : Zakochany do szaleństwa w Daisy i Cortney... Tylko czy któraś to odwzajemni?
Charakter : Typowy łobuziak, uwielbia przygody, jego pasją jest bieganie i pływanie. Jest pomocny, zadziorny i miły. Ma wielkie poczucie humoru. Odwaga i męstwo to jego cechy szczególne. Jest też dumny i honorowy.
Historia : Urodził się w sforze.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : JinnyM
Imię : Shantelle
Ksywka : Shanti , Shan. Jest jeszcze jedna zarezerwowana dla znajomych - Shely (Szeli).
Głos : < Do zmiany. Powód - głos się powtarza >
Rasa : Owczarek Niemiecki / Husky
Wiek : 1 rok
Płeć : Suczka
Urodziny : 12 dzień zimy
Stanowisko : Strażniczka Graniczna
Rodzina : Rodzice - Vincent i Ingram / Brat Martin, Seth / Ciocia - Skyres / Wujek - Indiana / Kuzyni/Kuzynki - Ares, Harrison, Aurora, White, Honey, Rio, Vivianne, Walter, Gracy, Oli
Partner : Ah...Trudny dla niej temat. Nie poszukuje na siłę. Czeka, aż zakocha się i będzie wiedziała, że to ten z którym zostanie na zawsze.
Charakter : Wesoła, spokojna, przyjacielska,tajemnicza, można jej zaufać, odważna,uprzejma, ma swój honor,uparta.
Historia : Urodziła się tu, więc jej historia nadal trwa.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : MałySzaryCzłowiek
Imię : Martin
Ksywka : Mart, In, Marti.
Głos : Manchester
Rasa : Owczarek Niemiecki / Husky
Wiek : 1 rok
Płeć : Pies
Urodziny : 12 dzień zimy
Stanowisko : Poganiacz
Rodzina : Rodzice - Vincent i Ingram / Brat Seth i siostra Shantelle / Ciocia - Skyres / Wujek - Indiana /Kuzyni/Kuzynki - Ares, Harrison, Aurora, White, Honey, Rio, Vivianne, Walter, Gracy, Oli
Partner : Już mu się jedna spodobała...
Charakter : Marti...Wyluzowany, energiczny i zabawny. Przyjacielski, posłuszny, pomysłowy, inteligentny i mądry.
Historia : Urodził się tu .
Upomnienia : 0/4
Kontakt : MałySzaryCzłowiek
Od Navedy CD Rocky'ego
Tygrysica była dość ładna.Wyglądała jak każdy tygrys więc jakiegoś szału
nie było.Samica była dość grzeczna.Po chwili Rocky kazał jej pójść do
domu.Tak zrobiła.
~Parę minut później~
Gdy ja wraz z Rockim siedzieliśmy na skale,złapałam go za rękę i odparłam :
-Rocky...jestem w ciąży. - oznajmiłam.
Rocky? c:
~Parę minut później~
Gdy ja wraz z Rockim siedzieliśmy na skale,złapałam go za rękę i odparłam :
-Rocky...jestem w ciąży. - oznajmiłam.
Rocky? c:
Od Daisy CD opowiadania Servusa
-To może do...Ice Ring?-zaproponowałam.
-Ok-uśmiechnął się Servus.
Gdy dotarliśmy,zaczęliśmy się ślizgać.
Pierwszy raz się ślizgam...
Upadam za każdym razem. Przynajmniej umiem się z siebie śmiać,a Servus mi wtóruje i pomaga mi wstawać...
Servus? Brak weny...
-Ok-uśmiechnął się Servus.
Gdy dotarliśmy,zaczęliśmy się ślizgać.
Pierwszy raz się ślizgam...
Upadam za każdym razem. Przynajmniej umiem się z siebie śmiać,a Servus mi wtóruje i pomaga mi wstawać...
Servus? Brak weny...
Od Thomson'a - CD opowiadania Meredith
- Okej - pokiwałem głową i wszedłem do jaskini - Przyjdź po mnie, bo możliwe, że będę długo spał - zaśmiałem się i rozejrzałem po jaskini. Od razu podszedł do mnie Codie.
- Tylko bez głupich żartów - powiedziałem od razu do niego. Zacznie się czepiać Meredith, znając życie.
- Spokojnie - zaśmiał się i szturchnął mnie. Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- To czego chcesz. Pieniędzy nie mam, jedzenia też nie, a resztę rzeczy dzielimy ze sobą, więc o co chodzi? - zapytałem podejrzliwie.
- Niczego - wzruszył ramionami, próbując wymusić uśmiech - Nie można już po prostu podejść? - zapytał spokojnym tonem, przekręcając łeb.
- Można - powiedziałem i obszedłem go - Ale dzisiaj daj mi już spokój - położyłem się i zasnąłem.
- Tylko bez głupich żartów - powiedziałem od razu do niego. Zacznie się czepiać Meredith, znając życie.
- Spokojnie - zaśmiał się i szturchnął mnie. Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- To czego chcesz. Pieniędzy nie mam, jedzenia też nie, a resztę rzeczy dzielimy ze sobą, więc o co chodzi? - zapytałem podejrzliwie.
- Niczego - wzruszył ramionami, próbując wymusić uśmiech - Nie można już po prostu podejść? - zapytał spokojnym tonem, przekręcając łeb.
- Można - powiedziałem i obszedłem go - Ale dzisiaj daj mi już spokój - położyłem się i zasnąłem.
* Nazajutrz *
- THOMSON!!! - obudził mnie niespodziewany krzyk Michelle. Albo to nie był krzyk, bardziej ryknęła jak jeleń na rykowiskach. Od razu od skoczyłem do tyłu. Popatrzyłem w jej stronę z takim zdziwieniem, jakby tam stał duch. Michelle tylko pokazała, że w wejściu stoi Meredith. Oszołomiony podszedłem do niej.
- Cześć. Wszystko okej? - zapytała, śmiejąc się.
- Nie - popatrzyłem na Michelle, która spokojnie zajęła się czymś - Musimy stąd uciekać. Coś złego się dzieje z moją siostrą - powiedziałem i wybiegłem z jaskini.
Meredith? xd
Od Michelle - CD opowiadania Niklausa
Westchnęłam i popatrzyłam na kwiaty przed sobą. Nie jestem jakąś maszyną do ciągłego powtarzania Lubię Cię i innych uśmieszków, które mogą oznaczać przyjazne nastawienie. Nie. Jestem sobą, czyli suczką która ma odrazę do innych. "Czemu mnie nie lubisz?" to pytanie wciąż dźwięczało mi w uszach. Nie jestem maszyną do lubienia innych.
- Bo mam powody - warknęłam, wracając mimo kolorowych kwiatków do szarej rzeczywistości.
- Ta, i jest ich miliony? - przewróciłam oczami Niklaus.
- Żebyś wiedział - warknęłam znów i wstałam. Zaczęłam kierować się w stronę domu, ponieważ nie widziałam przyszłości już dla tej rozmowy.
- To cześć - usłyszałam oddalający się głos Klaus'a.
- Cześć - rzuciłam i wróciłam do domu.. Gdy byłam przed jaskinię, poczułam smakowitą woń ryb. Mój węch się nie mylił. Gdy weszłam do jaskini, moja rodzinka siedziała i jadła ryby. Również usiadłam i zaczęłam je jeść. W końcu Video wstał.
- Dobranoc - powiedział i poszedł spać.
- Dobranoc - powiedziała Lonlay wraz z Thomsonem. Zostałam tylko ja i Codie. Podeszłam i usiadłam obok niego. Opadłam głowę o jego ramię i westchnęłam.
- Jestem dobrą siostrą? - zapytałam, podnosząc wzrok, by widzieć reakcję Codie'go. Ten utkwił zdziwiony wzrok w jednej z ryb.
- Jasne - powiedział, gdy już trochę oprzytomniał. Westchnęłam i powoli wstałam. Nie wiedziałam czy mówi to na serio, czy tylko żeby mnie pocieszyć.
- Dobranoc - powiedziałam cicho. Położyłam się i zasnęłam.
- Bo mam powody - warknęłam, wracając mimo kolorowych kwiatków do szarej rzeczywistości.
- Ta, i jest ich miliony? - przewróciłam oczami Niklaus.
- Żebyś wiedział - warknęłam znów i wstałam. Zaczęłam kierować się w stronę domu, ponieważ nie widziałam przyszłości już dla tej rozmowy.
- To cześć - usłyszałam oddalający się głos Klaus'a.
- Cześć - rzuciłam i wróciłam do domu.. Gdy byłam przed jaskinię, poczułam smakowitą woń ryb. Mój węch się nie mylił. Gdy weszłam do jaskini, moja rodzinka siedziała i jadła ryby. Również usiadłam i zaczęłam je jeść. W końcu Video wstał.
- Dobranoc - powiedział i poszedł spać.
- Dobranoc - powiedziała Lonlay wraz z Thomsonem. Zostałam tylko ja i Codie. Podeszłam i usiadłam obok niego. Opadłam głowę o jego ramię i westchnęłam.
- Jestem dobrą siostrą? - zapytałam, podnosząc wzrok, by widzieć reakcję Codie'go. Ten utkwił zdziwiony wzrok w jednej z ryb.
- Jasne - powiedział, gdy już trochę oprzytomniał. Westchnęłam i powoli wstałam. Nie wiedziałam czy mówi to na serio, czy tylko żeby mnie pocieszyć.
- Dobranoc - powiedziałam cicho. Położyłam się i zasnęłam.
* Kilka czasów później *
Siedziałam i czekałam, aż Lonlay już całkiem się obudzi.
- To idziemy na to polowanie? - zapytała, przeciągając się. Pokiwałam głową. Zaczęłam iść a Lon po chwili była koło mnie. Szłymy spokojnie, rozglądając się za zwierzyną. Niestety spotkałyśmy tylko Levar'a.
- Cześć - powiedziała Lonlay do Lev'a. Zaczęli ze sobą gadać. Westchnęłam i bez słowa odeszłam od nich. Posłałam jeszcze tylko Levowi wrogie spojrzenie i poszłam. Nie będę im przeszkadzać i mogę sama iść polować. Po paru minutach marszu natknęłam się na psa, którym najprawdopodobniej był Niklaus.
- Cześć - powiedział spokojnym tonem. Kiwnęłam głową i podałam mu łapę na przywitanie.
Niklaus?
Salavana i Victoria odchodzą!
Głos: Sylwia Grzeszczak
Rasa : Wyżeł Włoski Krótkowłosy
Wiek : 5 lat
Płeć : Suczka
Urodziny : 14 Dzień Wiosny
Stanowisko : Projektantka
Rodzina : Brak
Partner : Szuka
Charakter : Odważna,pomocna,prawdziwa judge, nie oszukasz jej, lubi być jak detektyw, pomysłowa, kreatywna.
Historia : Wilki ich zaatakowały i tylko ona przeżyła teraz jest tu.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : Komunia03
Imię: Victoria
Ksywka: Vica
Głos: < Do zmiany. Powód - głos się powtarza >
Rasa: Owczarek Niemiecki
Wiek: 1,5 lat
Urodziny:[do uzupełnienia]
Płeć: Suczka
Stanowisko: Projektantka
Rodzina: Zginęli w wypadku...
Partner: Nie ma
Charakter: [do uzupełnienia]
Historia: Urodziła się w znanej hodowli Owczarków Niemieckich,kiedy jej rodzice wyjechali na wystawę psów,był wypadek i zginęli na miejscu. Vica na szczęście była tam szczęśliwa. Od pewnego czasu właściciele hodowli mieli problemy,psów zaczęło ubywać a suczki i tak nie zachodziły w ciążę. Mieli jeszcze 3 owczarki,ale postanowili oddać je do schroniska,Victoria uciekła i trafiła do Sfory Psiego Uśmiechu i ma nadzieję,że tam pozostanie.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Lewelcia900
Od Vawes'a - CD opowiadania Aurory
Westchnąłem i pobiegłem za suczką. Skoczyłem na nią, przygwożdżając ją pazurami, by znów nie uciekła.
- Jestem tolerancyjny - uśmiechnąłem się i zszedłem z niej. Oczywiście też pomogłem jej wstać.
- To dobrze - powiedziała niepewnie, jednak uśmiechnęła się lekko.
- Pójdziemy nad jezioro Askunmay? -
zapytałem, spoglądając na Aurorę. Suczka w odpowiedzi pokiwała głową.
Spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę jeziora. Spojrzałem do góry.
Słońce dosyć mocno świeciło, ale cóż zrobisz - Jest lato. Zerknąłem
później na swoją towarzyszkę, której najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- Coś długo Cię nie widziałem - zaśmiałem
się i popatrzyłem przed siebie - To chyba przez tą karę - westchnąłem i
podniosłem trochę łeb.
- Dosyć długo - zaśmiała się Aura i
spojrzała w moją stronę - Dobry miesiąc - powiedziała i również
popatrzyła przed siebie. Taaa, ten miesiąc zrobił swoje. Nie jesteśmy
już szczeniakami. Szczerze mówiąc, jak ktoś dałby mi propozycje bycia
jeszcze raz szczeniakiem, chętnie bym z niej skorzystał.
- Jesteśmy - usłyszałem głos Aurory. Podniosłem łeb i zobaczyłem jezioro Askunmay, rozciągające się tuż pod naszymi łapami. Wszedłem do wody i pociągnąłem za sobą Aurorę. Zaczęliśmy spokojnie pływać po jeziorze. W końcu odezwał się mój brzuch. Spojrzałem na wodę, szukając wzrokiem ryb. W końcu złapałem trzy małe płotki, które w zupełności mi wystarczyły.
- A ryby jesz? - zapytałem, zerkając na Aurę. Suczka nic nie odpowiedziała - A czemu w ogóle nie jesz mięsa - zapytałem, podpływając do niej. Złapałem ją mocno za łapę, żeby znów nie uciekła.
Aurora? Co do 3 płotek. Tyle złapałam ostatnio, będąc na rybach 4 godziny. Pozdro .__. Btw, wena wróciła *-*
Od Levar'a CD opowiadania Lonlay
Przez chwilę byłem totalnie rozkojarzony. Po chwili miałem się na co wgapiać. Lonlay ma takie piękne oczy...
-A...Masz bardzo ładne oczy..-Uśmiechnąłem się.
Lon odwzajemniła uśmiech.
- Nie wiem czy ty..ale ja...bym..chciała...-Nie dałem jej dokończyć.
-Lonlay zostaniesz moją partnerką? - Zapytałem i zakryłem łapami oczy.
Lonlay? [Krótkie bo nie mam weny i właśnie się pakuje :/]
-A...Masz bardzo ładne oczy..-Uśmiechnąłem się.
Lon odwzajemniła uśmiech.
- Nie wiem czy ty..ale ja...bym..chciała...-Nie dałem jej dokończyć.
-Lonlay zostaniesz moją partnerką? - Zapytałem i zakryłem łapami oczy.
Lonlay? [Krótkie bo nie mam weny i właśnie się pakuje :/]
środa, 29 lipca 2015
Od Alany - zadanie dodatkowe "Amnezja"
Obudził mnie odgłos otwieranych drzwi od samochodu. Nie wiedziałam kim jestem i co tu robię. Straciłam wszystkie wspomnienia do momentu wypadku. Użyłam określenia "wypadek", chociaż tak naprawdę nie wiedziałam co takiego się stało. Pamiętałam tylko światła, najprawdopodobniej należące do samochodu. Co takiego skłoniło mnie, aby wybiec na drogę?! Dlaczego zachowałam się tak nieodpowiedzialnie?! Przecież to do mnie nie podobne. Przynajmniej tak sądziłam.
-Piesku... - na dźwięk słów nieznajomego mi osobnika, przywarłam do ziemi jeszcze bardziej.
Z boku przewróciłam się na brzuch, aby w razie potrzeby łatwiej byłoby mi rozpocząć ucieczkę. Ból jaki towarzyszył każdemu ruchowi był nie do opisania. Czułam się jak gruszka, która właśnie spadła z drzewa. Odległość między ziemią a gałęzią, na której wisiała wynosiła kilkaset metrów, a nadzwyczaj twarde podłoże w żaden sposób nie złagodziło upadku. Skuliłam się. Z zewnątrz nie było widać obrażeń, ale miałam wrażenie, że we mnie wszystkie kości zamieniły się miejscami i zgubiłam co najmniej jedną nerkę. Rozejrzałam się, czy nigdzie jej nie ma. Niestety, pewnie pod wpływem uderzenia poleciała gdzieś bardzo daleko. Nieznajomy zrobił mały krok w moją stronę. Strach wziął górę nad bólem. Zerwałam się na równe łapy i stojąc bokiem do mężczyzny przyglądałam się jego każdemu kolejnemu ruchowi.
-Spokojnie, mała - w jego głosie było coś, co mnie uspokajało, wręcz hipnotyzowała mnie jego łagodność. - Nic ci nie zrobię.
Nie wiedziałam co robić. On mógł być seryjnym mordercą, jak również moim jedynym przyjacielem. Czy mogę mu zaufać lub ewentualnie uwierzyć? Z każdą kolejną sekundą był coraz bliżej. Szedł ostrożnie, z wyciągniętymi przed siebie rękoma i cały czas przemawiał do mnie niskim głosem. W końcu mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Miał około czterdziestu lat. Ciemne włosy, lekko pokręcone i cudowne, szare tęczówki, które same w sobie kazały mi zostać. Zatrzymał się, gdy odległość między nami nie przekraczała kilku stóp. Przykucnął i wyciągnął rękę w moją stronę, po czym delikatnie pogłaskał mnie po głowie. Uciekł ze mnie strach.
-Jestem Will - uśmiechnął się lekko. - Przepraszam, za to wszystko, ale wbiegłaś mi prosto pod samochód. Wszystko w porządku?
Nie mogłam się na niego gniewać, bo gdzieś w głębi serca czułam, że on najmniej zawinił. Kiedy przerwał głaskanie, niepewnie podeszłam do niego i odnalazłszy jego rękę, trąciłam ją nosem. Nie pamiętałam czy ktokolwiek wcześniej okazywał mi uczucia.
-Ktoś musi cię obejrzeć - powiedział, po czym podrapał mnie za uchem.
Byłam tak szczęśliwa, że mogłam z nim iść nawet na koniec świata. Will wstał i znów schylił się po to, by mnie podnieść. Udało mu się to zrobić tak delikatnie, że prawie wcale nic nie poczułam. Wstając stęknął oraz roześmiał się cicho, mówiąc coś niezbyt miłego na temat mojej wagi. W mgnieniu oka dotarliśmy do samochodu, w którym otworzenie tylnych drzwi przez człowieka niosącego "ciężkiego" psa stało się nie lada wyzwaniem. Po dwóch próbach udało się. Położył mnie na tylnym siedzeniu, a sam przyjął rolę kierowcy. Ktoś musiał. Jechaliśmy dość długo, przynajmniej tak mi się wydawało, bo ze zmęczenia zasnęłam już po kilku minutach podróży.
Zabrał mnie do weterynarza. Nie miałam mu tego za złe, bo wiedziałam, że robi to wyłącznie dla mojego dobra. Wiedziałam również, że nie pozwoli mnie skrzywdzić pierwszemu lepszemu doktorkowi. W lecznicy było pusto. Tylko palące się w środku światło i sporadyczny odgłos kroków w jednym z gabinetów utwierdzały nas w przekonaniu, że nie została jeszcze zamknięta. Will nakazał mi usiąść przy krześle, po czym sam zajął na nim miejsce. Znów przemówił do mnie łagodnym głosem, który po chwili został zagłuszony dźwiękiem otwieranych drzwi od gabinetu. Z pokoju wyszedł lekarz weterynarii, niższy i dużo grubszy od Willa. Spojrzał na nas i westchnął głośno.
-Miałem zamiar zamykać - powiedział szorstko. - Dlaczego zawsze musisz przyjść w najmniej odpowiednim momencie?
-Oj, Greg - mój towarzysz był wyraźnie rozbawiony. - Kiedy ty się nauczysz wracać do domu o normalnych godzinach?
-Kiedy będę miał do kogo wracać - uśmiechnął się lekko. - Kim jest twój nowy kolega?
To powiedziawszy zrobił spontaniczny krok w moją stronę, w niczym nie przypominający stylu chodzenia Willa. Przestraszyłam się jego gwałtowności i momentalnie rzuciłam się w kierunku bruneta. Schowałam się za nogawkami jego spodni, skąd mogłam bezpiecznie śledzić wzrokiem dalsze poczynania lekarza.
-To suczka - powiedział Will. - Wbiegła mi pod koła kilka minut temu. Nie zdążyłem nawet zahamować. Nieźle się poturbowała, ale już jest znacznie lepiej.
Greg przyjrzał mi się, powiedział kilka dziwnie złożonych zdań, których znaczenie nie do końca dobrze zrozumiałam i zaprosił nas do gabinetu na badania. Niezbyt chciałam się tam znaleźć, ale zmarszczone czoło mojego towarzysza oraz piorunujące spojrzenia zaadresowane moim imieniem nie dawały mi wyboru.
Muszę przyznać, że badania wcale nie należały do najgorszych. Greg odgarniał mi futro, dotykał bolących miejsc i mierzył temperaturę. Zgoda, te ostatnie było straszne. Gdy naciskał na bardziej zbite okolice ciała, starałam się być twarda i nie odskakiwać od jego rąk niczym oparzona. Kiedy widział, że ledwo wytrzymuję, natychmiast cofał dłonie. W jego przekonaniu nic mi nie dolegało. Nie było ran ani nawet zadrapań. Cały ból pojawił się w skutek poturbowania przez samochód i miał za kilka dni ustąpić. Zmian neurologicznych też nie wykrył.
-Miała dużo szczęścia - przedstawił swoje wnioski Willowi. - Czyżbyś myślał o powiększeniu rodziny?
Will spojrzał na mnie smętnie. W jego oczach zaszłą zdecydowana zmiana. Były mokre i lekko zaczerwienione.
-Chciałbym - brunet wbił wzrok w podłogę, - ale przecież wiesz w jakiej jestem sytuacji. Praca od rana do nocy, siedem psich przybłęd w domu, które cały dzień siedzą zamknięte w czterech ścianach. Ta suczka jest wyjątkowa, nie zasługuje na taki los.
Wzruszyłam się gdy to mówił. Bo czymże jest siedzenie dwudziestu trzech godzin w klatce, jeśli będę mogła spędzić aż godzinę z Willem? Próbowałam zaprotestować, przekonać, że w stu procentach zasługuję na taki los. Chciałam mieć właściciela, chciałam aby Will nim był.
-Cóż, może kiedy twój psychoterapeuta... - zaczął lekarz.
-Milcz! - przestraszyłam się podniesionego tonu głosu swojego przyjaciela. - Dobrze wiesz, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ani nawet kolegami.
-Przepraszam - Gregowi puls również przyspieszył, - ja... Uznałem tylko, że jak coś, to pomógłby ci z nią i pozostałą siódemką...
Tak! To był doskonały pomysł. Psycholodzy mają łatwą pracę i dużo niespożytkowanego czasu. Pilnowaliby mnie i reszty psów na zmianę. Bylibyśmy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną. "Rodzina" - to słowo ni z tego ni z owego zagościło w moim mózgu i nie chciało wyjść.
-"Jak coś"?! - Will skrzywił się jeszcze bardziej. - Na litość boską, Greg, o czym ty mówisz?!
-Wiesz, stary - weterynarz uśmiechnął się tak, jakby nagle coś odkrył. - co prawda nie jestem tak dobry jak twój psychiatra, ale wiem co nieco o ludziach. Jeśli nie byłoby szans na to "jak coś", nie robiłbyś mi takiej awantury. Ja się ciebie nie czepiam. Naprawdę.
Zrobiło się niebezpiecznie. Na policzki Willa wstąpiły rumieńce. Nie potrafiłam odgadnąć czy to przez złość, czy może jakiegoś rodzaju wstyd, zażenowanie. Miałam w nosie jakie relacje łączyły go z jego terapeutką, czy terapeutą. Nie mieszałam się w to i wolałam żeby weterynarz też się nie mieszał. Bo jeszcze tego brakowało, żeby pobili się dla jakiegoś psychologa. Znając życie niezbyt dobrego.
-Ta rozmowa jest bez sensu - brunet nieco się uspokoił. - Myśl sobie co chcesz, ale nie zawracaj mi tym głowy. Cześć.
Między "głowy" a "cześć" wkradła się mała przerwa podczas której Will chwycił mnie w pasie, zdjął z metalowego stołu, by postawić na podłodze. Nareszcie wyszliśmy z tego ponurego miejsca. W miarę możliwości podążałam za Willem, który cały czas ze spuszczoną głową i rozproszonymi myślami szedł naprzód. Dystans między nami się zwiększał, aż w końcu uznałam, że nie dam rady iść. Wydałam cichy okrzyk. Brunet zatrzymał się i spojrzał w moją stronę.
-Przepraszam - podszedł do mnie, - trochę się zamyśliłem - położył mi rękę na głowie i delikatnie pogłaskał. - Co ja mam z tobą zrobić?
-Williamie! - za nami rozległ się głos Grega - Poczekaj! Chciałem cię przeprosić... I oddać obrożę Winstona, którą ostatnio u mnie zostawiłeś.
To powiedziawszy wręczył mu materiałowy pasek z klamerką i błyszczącym karabińczykiem. Winston jest prawdziwym szczęściarzem.
-Nie gniewam się - Will uśmiechnął się lekko. - Jakbyś mógł, nie ingeruj się zbytnio w moje sprawy. A za obrożę dzięki.
-Co zamierzasz z nią zrobić? - Weterynarz przybrał poważny wyraz twarzy.
-Najprawdopodobniej założę ją znów Winstonowi - mój przyjaciel również spoważniał. - Biedny psiak chodzi blisko tydzień bez obroży z adresówką. Czuję się bezpieczniej, gdy wszystkie psy mają na szyi mój numer telefonu.
-Nie chodzi mi o obrożę - powaga lekarza ustąpiła miejsca szerokiemu uśmiechowi. - Co zrobisz z tą suczką?
Serce zabiło mi szybciej, gdy obaj mężczyźni spojrzeli na mnie. Od tego co przyjdzie im teraz do głowy będzie zależało moje całe dalsze życie. Skupiłam swoje tęczówki na Willu i czekałam na wyrok. Wiedziałam, że mnie nie przygarnie. Że nigdy nie poznam jego psychoterapeuty i stadka psów. Może to dlatego chciało mi się płakać i użalać się nad sobą, krzycząc "dlaczego?!". Jednak druga część mnie, której bezpośrednio się oddałam, nakazywała stać dzielnie i zrobić to co Will uzna za stosowne. A brunet patrzył się na mnie nieruchomo. Wiedziałam, że też podzielił się na dwie części. Również słuchał się tej opanowanej. Byliśmy do siebie tak podobni. Dlaczego to właśnie nam pisane jest się rozstać?
-Nie mogę jej wziąć - słysząc swój zachrypły głos, odchrząknął i zamrugał szybko oczami, nie chcąc by żadna kropla wody spłynęła mu po policzku. - Mówiłem to już i nie zmienię zdania. Gdybyś mógł znaleźć jej dom, to byłbym ci bezgranicznie wdzięczny.
-Nie martw się - Greg pokiwał głową. - Idź już.
Will wyprostował się. Nie powiedział nic, żadnego cześć, żadnych słów pocieszenia. Nie spojrzał już na mnie. Odwrócił się na pięcie i poszedł do samochodu. Emocje wzięły górę. To przecież nie mogło się tak skończyć, miałam być jego psem. Chwilę szarpałam się z weterynarzem, powarkując, aby mnie puścił, ale Greg był nieugięty. Trzymał mnie w żelaznym uścisku i nic nie zapowiadało, żeby miał go rozluźnić. Kiedy samochód zapalił, a następne zniknął za zakrętem, straciłam nadzieję. Lekarz wstrzyknął mi ogłupiający środek, przez który przestałam zupełnie trzeźwo myśleć. Straciłam przytomność.
-Alano! - usłyszałam nad sobą szczekanie. - Wstawaj.
Powoli podniosłam się z pozycji leżącej. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w niewielkiej boksie, z czterech stron ogrodzonym metalową siatką. Poza mną w klatce był jeden pies, ten który mnie zbudził. Zdawało mi się, że skądś go kojarzę, jednak łapy nie dałabym sobie uciąć. Miał czarną, krótką sierść ze znikomymi, białymi plamkami, a wzrostem podobny był do jamnika.
-My się znamy? - przekręciłam łeb, próbując otrząsnąć się ze snu. - Mam wrażenie, że gdzieś już cię widziałam.
-To niemożliwe - zaprotestował szybko. - A teraz skup się, Alano. Musisz wrócić do sfory. Potrzebują cię, pacjenci czekają.
-Co ty mówisz?! - zaśmiałam się. - Jaka sfora, jacy pacjenci? Za długo na słońcu siedziałeś? Pomyliłeś mnie z kimś innym. Jestem porzuconą suczką - posmutniałam nagle,- która czeka na... Takiego jednego znajomego.
-Nie jest ci pisane życie z ludźmi - westchnął nieznajomy. - Jeśli chcesz, żeby Will był szczęśliwy, to oszczędź mu zmartwień i wróć do domu. Zaczął już układać sobie życie na nowo. Chyba nie chcesz tego zepsuć?
-Nie - spuściłam posłusznie łeb. - Chwila... Skąd ty wiesz to wszystko?! Kim ty jesteś?! Czy to jest jakiś podstęp?
-Mój czas tutaj się kończy - pies nagle posiwiał. - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś zostawiła ludzi i wróciła do sfory. Na północ. Jakieś pięć kilometrów stąd. Trafisz, wierzę w ciebie.
Dmuchnął wiatr. Pies zamienił się w pył, który uległ sile podmuchu. Patrzyłam na szybujący ku niebu obłok i zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi. Jaka sfora? Kim byłam przed wypadkiem i jak znalazłam się na drodze? Myślałam, łapałam się każdej nitki, która prowadziła do kłębka wspomnień, jednak wszystkie okazywały się trefne. Na próżno wysilałam się, starając przywołać obrazy. Na próżno. Załkałam. Czułam się gorzej niż wtedy gdy właściciele mnie zostawili. Podskoczyłam na tą myśl. Przed oczami stanął mi obraz przybranej matki, wołającej na posiłek i jej męża, który trzymał gazetę od czasu do czasu zerkając, czy nic sobie nie zrobiłam. Przypomniał mi się moment, gdy na mnie krzyczeli, gdy chwalili, gdy głaskali, gdy porzucili. Moment, gdy Vincent mnie znalazł, kiedy zaprowadził mnie do Mashine'a, kiedy zobaczyłam nową jaskinię, która stała się moim nowym domem i utrzymywała tan zaszczyt do momentu wypadku. Wszystko stało się jasne, każda sekunda spędzona na tym świecie, każdy odwiedzony przeze mnie pacjent. Naraz zatęskniłam za atmosferą panującą w sforze. Zapragnęłam uciec, lecz ta zachcianka szybko została zagłuszona przez skurcz w żołądku. Skoro w schroniskach karmią, to ucieczkę śmiało można przełożyć na pokolacji.
Przez dwa kolejne dni robiłam co mi kazano. Jadłam, kiedy dawali i spałam, gdy mi na to pozwalano. Siedziałam w kącie klatki. Samotna, wystraszona, jak zwykle. Nie porzuciłam myśli o ucieczce do sfory. Tam był mój dom i życzliwe psy, które w razie potrzeby, stanęłyby w mojej obronie. Nie miałam zamiaru spędzić w tym miejscu reszty życia, ani tym bardziej zostać adoptowana. Nie przeżyłabym kolejnych nieodpowiedzialnych właścicieli, którzy prędzej, czy później by mnie zostawili. Szlochałam i czekałam na cud, który miał miejsce trzeciego dnia mojego pobytu w psim więzieniu. Przyszedł, kiedy zaczynałam zapominać i znów przewrócił moje życie do góry nogami.
-Cześć, mała - przykucnął przy boksie, w którym się znajdowałam i czekał aż do niego podejdę.
Nie zajęło to długo. Momentalnie zerwałam się i machając ogonem jak szalona, skoczyłam w jego kierunku. Zupełnie tak jakbym odzyskała radość życia, utraconą przez odebranie wolności.
-Wybacz, że tyle czekałaś - przesadził rękę przez metalowe pręty, by mnie pogłaskać. - Musiałem pomóc Jack'owi. Znalazł nowe poszlaki, które okazały się kluczowe w śledztwie.
Nie miałam zielonego pojęcia, kim był Jack i kogo śledził. Uznałam to za nieistotne. Will był przy mnie, tylko to się liczyło. Nie marzyłam o niczym innym, niż żeby mnie stąd zabrał. Żebyśmy byli szczęśliwi.
-Jedziemy do domu - powiedział nagle, zupełnie jakby czytał w moich myślach.
To była najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek dane mi było usłyszeć. Serce podskoczyło mi do gardła, a do oczu podeszły łzy. Łzy szczęścia. Bo czy jest coś lepszego niż zostanie adoptowanym przez najbardziej ludzkiego człowieka na tym świecie i jego terapeutę? Will również się cieszył. Co prawda nie tak jak ja, ale jak taki typowy człowiek próbujący zgrywać twardziela. Otworzył klatkę. Wybiegłam z niej i zaczęłam biegać dookoła niego cały czas merdając ogonem. Czułam się zupełnie dobrze. Kości powracały na prawidłowe miejsca, a siniaki powoli zaczęły znikać. Mój stan psychiczny z całą pewnością pomoże temu fizycznemu się pozbierać.
-Chodź - Will zrobił krok do przodu, patrząc czy podążę za nim.
Zrobiłam kilka pewnych kroków zanim się zatrzymałam. Przypomniałam sobie bowiem rozmowę z dziwnym psem. Przypomniałam sobie jego słowa. Szczególnie te, które dotyczyły Willa. Chciałam dla niego jak najlepiej, nawet za cenę własnego szczęścia.
-Mała? - brunet spojrzał w moją stronę. - Idziemy. Do domu.
Podkuliłam ogon i niepewnymi ruchami gałek ocznych dałam mu sygnał, aby podszedł. Spełnił moje żądanie, rozumieliśmy się bez słów. Przykucnął przy mnie, jak kilka dni temu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
-Co się stało? - powiedział równie spokojnie co łagodnie. - Nie chcesz iść ze mną? Mieszkać, mieć dach nad głową, ciepłe posiłki, spędzać czas? A raczej jego resztki, które zostaną mi po powrocie z pracy...
Wszystko to brzmiało tak cudownie, że gdyby nie szczeknięcie jakiegoś psa w oddali, już bym z nim poszła. Ale on przecież był najważniejszy. Musi być szczęśliwy, musi i kropka. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Chcesz wrócić - powiedział kiwając głową. - Pewnie masz przyjaciół, którzy na ciebie czekają... Nie musisz przystawać na moją propozycję. Szczerze powiedziawszy to możesz zrobić cokolwiek chcesz. Jesteś wolna.
Spuścił głowę. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech i nie schodził przez kilka dobrych sekund. W końcu nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego, przez co prawie fiknął do tyłu, i wtuliłam łeb w jego płaszcz. Ciepło jakie od niego biło było i do opisania. Oddałam się mu bez reszty, zamknęłam oczy. Zacisnęłam szczękę z obawy, żeby nie wybuchnąć płaczem, a łzy tryskały z mych oczu niczym z hydrantu. Will nie pozostawał dłużny. Objął mnie i gładził po głowie, cały czas przemawiając niskim tonem głosu. On nie traktował mnie jak psa, lecz jak równemu sobie człowieka. Najlepszego przyjaciela, z którym musi się rozstać. Wiedział, że mnie nie zatrzyma, nawet nie próbował.
-Idź już. - Wypuścił mnie z uścisku. - Im pożegnania są krótsze, tym lepiej mają osoby, które się żegnają.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przez łzy. Ja również uważałam, że czas działa na naszą niekorzyść.
-Ja o tobie nie zapomnę. - Wstał. - Jakbyś czegoś potrzebowała, to wpadaj. O każdej porze dnia i nocy. Mieszkam na końcu tej szosy, zresztą powinnaś trafić po zapachu. To niedaleko... Ale teraz już idź.
Westchnęłam cicho, odwróciłam się i ruszyłam w stronę sfory. W stronę domu. Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok. Walczyłam sama z sobą, by tylko się nie odwrócić. Bałam się, że gdy zobaczę go tam, samotnie stojącego, nie będę w stanie kontynuować marszu do sfory. Nie będę potrafiła żyć, tak jakby nic się nie stało. Nagle do moich uszu dobiegł długi, przeciągły gwizd.
Całe starania na nic, skoczyłam i odwróciłam się w locie. Stał tam, a u jego boku druga postać, którą widziałam po raz pierwszy. Rozmawiali i śmiejąc się machali do mnie... Chociaż tak naprawdę tylko Will machał, a jego elegancko ubrany znajomy jedynie podniósł rękę. Być może był tym słynnym psychoterapeutą. Szczeknęłam do nich kilka razy, po czym ruszyłam biegiem w kierunku swojej jaskini. Czułam, że Will będzie szczęśliwy. Oboje będą.
-Piesku... - na dźwięk słów nieznajomego mi osobnika, przywarłam do ziemi jeszcze bardziej.
Z boku przewróciłam się na brzuch, aby w razie potrzeby łatwiej byłoby mi rozpocząć ucieczkę. Ból jaki towarzyszył każdemu ruchowi był nie do opisania. Czułam się jak gruszka, która właśnie spadła z drzewa. Odległość między ziemią a gałęzią, na której wisiała wynosiła kilkaset metrów, a nadzwyczaj twarde podłoże w żaden sposób nie złagodziło upadku. Skuliłam się. Z zewnątrz nie było widać obrażeń, ale miałam wrażenie, że we mnie wszystkie kości zamieniły się miejscami i zgubiłam co najmniej jedną nerkę. Rozejrzałam się, czy nigdzie jej nie ma. Niestety, pewnie pod wpływem uderzenia poleciała gdzieś bardzo daleko. Nieznajomy zrobił mały krok w moją stronę. Strach wziął górę nad bólem. Zerwałam się na równe łapy i stojąc bokiem do mężczyzny przyglądałam się jego każdemu kolejnemu ruchowi.
-Spokojnie, mała - w jego głosie było coś, co mnie uspokajało, wręcz hipnotyzowała mnie jego łagodność. - Nic ci nie zrobię.
Nie wiedziałam co robić. On mógł być seryjnym mordercą, jak również moim jedynym przyjacielem. Czy mogę mu zaufać lub ewentualnie uwierzyć? Z każdą kolejną sekundą był coraz bliżej. Szedł ostrożnie, z wyciągniętymi przed siebie rękoma i cały czas przemawiał do mnie niskim głosem. W końcu mogłam dokładnie mu się przyjrzeć. Miał około czterdziestu lat. Ciemne włosy, lekko pokręcone i cudowne, szare tęczówki, które same w sobie kazały mi zostać. Zatrzymał się, gdy odległość między nami nie przekraczała kilku stóp. Przykucnął i wyciągnął rękę w moją stronę, po czym delikatnie pogłaskał mnie po głowie. Uciekł ze mnie strach.
-Jestem Will - uśmiechnął się lekko. - Przepraszam, za to wszystko, ale wbiegłaś mi prosto pod samochód. Wszystko w porządku?
Nie mogłam się na niego gniewać, bo gdzieś w głębi serca czułam, że on najmniej zawinił. Kiedy przerwał głaskanie, niepewnie podeszłam do niego i odnalazłszy jego rękę, trąciłam ją nosem. Nie pamiętałam czy ktokolwiek wcześniej okazywał mi uczucia.
-Ktoś musi cię obejrzeć - powiedział, po czym podrapał mnie za uchem.
Byłam tak szczęśliwa, że mogłam z nim iść nawet na koniec świata. Will wstał i znów schylił się po to, by mnie podnieść. Udało mu się to zrobić tak delikatnie, że prawie wcale nic nie poczułam. Wstając stęknął oraz roześmiał się cicho, mówiąc coś niezbyt miłego na temat mojej wagi. W mgnieniu oka dotarliśmy do samochodu, w którym otworzenie tylnych drzwi przez człowieka niosącego "ciężkiego" psa stało się nie lada wyzwaniem. Po dwóch próbach udało się. Położył mnie na tylnym siedzeniu, a sam przyjął rolę kierowcy. Ktoś musiał. Jechaliśmy dość długo, przynajmniej tak mi się wydawało, bo ze zmęczenia zasnęłam już po kilku minutach podróży.
Zabrał mnie do weterynarza. Nie miałam mu tego za złe, bo wiedziałam, że robi to wyłącznie dla mojego dobra. Wiedziałam również, że nie pozwoli mnie skrzywdzić pierwszemu lepszemu doktorkowi. W lecznicy było pusto. Tylko palące się w środku światło i sporadyczny odgłos kroków w jednym z gabinetów utwierdzały nas w przekonaniu, że nie została jeszcze zamknięta. Will nakazał mi usiąść przy krześle, po czym sam zajął na nim miejsce. Znów przemówił do mnie łagodnym głosem, który po chwili został zagłuszony dźwiękiem otwieranych drzwi od gabinetu. Z pokoju wyszedł lekarz weterynarii, niższy i dużo grubszy od Willa. Spojrzał na nas i westchnął głośno.
-Miałem zamiar zamykać - powiedział szorstko. - Dlaczego zawsze musisz przyjść w najmniej odpowiednim momencie?
-Oj, Greg - mój towarzysz był wyraźnie rozbawiony. - Kiedy ty się nauczysz wracać do domu o normalnych godzinach?
-Kiedy będę miał do kogo wracać - uśmiechnął się lekko. - Kim jest twój nowy kolega?
To powiedziawszy zrobił spontaniczny krok w moją stronę, w niczym nie przypominający stylu chodzenia Willa. Przestraszyłam się jego gwałtowności i momentalnie rzuciłam się w kierunku bruneta. Schowałam się za nogawkami jego spodni, skąd mogłam bezpiecznie śledzić wzrokiem dalsze poczynania lekarza.
-To suczka - powiedział Will. - Wbiegła mi pod koła kilka minut temu. Nie zdążyłem nawet zahamować. Nieźle się poturbowała, ale już jest znacznie lepiej.
Greg przyjrzał mi się, powiedział kilka dziwnie złożonych zdań, których znaczenie nie do końca dobrze zrozumiałam i zaprosił nas do gabinetu na badania. Niezbyt chciałam się tam znaleźć, ale zmarszczone czoło mojego towarzysza oraz piorunujące spojrzenia zaadresowane moim imieniem nie dawały mi wyboru.
Muszę przyznać, że badania wcale nie należały do najgorszych. Greg odgarniał mi futro, dotykał bolących miejsc i mierzył temperaturę. Zgoda, te ostatnie było straszne. Gdy naciskał na bardziej zbite okolice ciała, starałam się być twarda i nie odskakiwać od jego rąk niczym oparzona. Kiedy widział, że ledwo wytrzymuję, natychmiast cofał dłonie. W jego przekonaniu nic mi nie dolegało. Nie było ran ani nawet zadrapań. Cały ból pojawił się w skutek poturbowania przez samochód i miał za kilka dni ustąpić. Zmian neurologicznych też nie wykrył.
-Miała dużo szczęścia - przedstawił swoje wnioski Willowi. - Czyżbyś myślał o powiększeniu rodziny?
Will spojrzał na mnie smętnie. W jego oczach zaszłą zdecydowana zmiana. Były mokre i lekko zaczerwienione.
-Chciałbym - brunet wbił wzrok w podłogę, - ale przecież wiesz w jakiej jestem sytuacji. Praca od rana do nocy, siedem psich przybłęd w domu, które cały dzień siedzą zamknięte w czterech ścianach. Ta suczka jest wyjątkowa, nie zasługuje na taki los.
Wzruszyłam się gdy to mówił. Bo czymże jest siedzenie dwudziestu trzech godzin w klatce, jeśli będę mogła spędzić aż godzinę z Willem? Próbowałam zaprotestować, przekonać, że w stu procentach zasługuję na taki los. Chciałam mieć właściciela, chciałam aby Will nim był.
-Cóż, może kiedy twój psychoterapeuta... - zaczął lekarz.
-Milcz! - przestraszyłam się podniesionego tonu głosu swojego przyjaciela. - Dobrze wiesz, że nie jesteśmy przyjaciółmi, ani nawet kolegami.
-Przepraszam - Gregowi puls również przyspieszył, - ja... Uznałem tylko, że jak coś, to pomógłby ci z nią i pozostałą siódemką...
Tak! To był doskonały pomysł. Psycholodzy mają łatwą pracę i dużo niespożytkowanego czasu. Pilnowaliby mnie i reszty psów na zmianę. Bylibyśmy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną. "Rodzina" - to słowo ni z tego ni z owego zagościło w moim mózgu i nie chciało wyjść.
-"Jak coś"?! - Will skrzywił się jeszcze bardziej. - Na litość boską, Greg, o czym ty mówisz?!
-Wiesz, stary - weterynarz uśmiechnął się tak, jakby nagle coś odkrył. - co prawda nie jestem tak dobry jak twój psychiatra, ale wiem co nieco o ludziach. Jeśli nie byłoby szans na to "jak coś", nie robiłbyś mi takiej awantury. Ja się ciebie nie czepiam. Naprawdę.
Zrobiło się niebezpiecznie. Na policzki Willa wstąpiły rumieńce. Nie potrafiłam odgadnąć czy to przez złość, czy może jakiegoś rodzaju wstyd, zażenowanie. Miałam w nosie jakie relacje łączyły go z jego terapeutką, czy terapeutą. Nie mieszałam się w to i wolałam żeby weterynarz też się nie mieszał. Bo jeszcze tego brakowało, żeby pobili się dla jakiegoś psychologa. Znając życie niezbyt dobrego.
-Ta rozmowa jest bez sensu - brunet nieco się uspokoił. - Myśl sobie co chcesz, ale nie zawracaj mi tym głowy. Cześć.
Między "głowy" a "cześć" wkradła się mała przerwa podczas której Will chwycił mnie w pasie, zdjął z metalowego stołu, by postawić na podłodze. Nareszcie wyszliśmy z tego ponurego miejsca. W miarę możliwości podążałam za Willem, który cały czas ze spuszczoną głową i rozproszonymi myślami szedł naprzód. Dystans między nami się zwiększał, aż w końcu uznałam, że nie dam rady iść. Wydałam cichy okrzyk. Brunet zatrzymał się i spojrzał w moją stronę.
-Przepraszam - podszedł do mnie, - trochę się zamyśliłem - położył mi rękę na głowie i delikatnie pogłaskał. - Co ja mam z tobą zrobić?
-Williamie! - za nami rozległ się głos Grega - Poczekaj! Chciałem cię przeprosić... I oddać obrożę Winstona, którą ostatnio u mnie zostawiłeś.
To powiedziawszy wręczył mu materiałowy pasek z klamerką i błyszczącym karabińczykiem. Winston jest prawdziwym szczęściarzem.
-Nie gniewam się - Will uśmiechnął się lekko. - Jakbyś mógł, nie ingeruj się zbytnio w moje sprawy. A za obrożę dzięki.
-Co zamierzasz z nią zrobić? - Weterynarz przybrał poważny wyraz twarzy.
-Najprawdopodobniej założę ją znów Winstonowi - mój przyjaciel również spoważniał. - Biedny psiak chodzi blisko tydzień bez obroży z adresówką. Czuję się bezpieczniej, gdy wszystkie psy mają na szyi mój numer telefonu.
-Nie chodzi mi o obrożę - powaga lekarza ustąpiła miejsca szerokiemu uśmiechowi. - Co zrobisz z tą suczką?
Serce zabiło mi szybciej, gdy obaj mężczyźni spojrzeli na mnie. Od tego co przyjdzie im teraz do głowy będzie zależało moje całe dalsze życie. Skupiłam swoje tęczówki na Willu i czekałam na wyrok. Wiedziałam, że mnie nie przygarnie. Że nigdy nie poznam jego psychoterapeuty i stadka psów. Może to dlatego chciało mi się płakać i użalać się nad sobą, krzycząc "dlaczego?!". Jednak druga część mnie, której bezpośrednio się oddałam, nakazywała stać dzielnie i zrobić to co Will uzna za stosowne. A brunet patrzył się na mnie nieruchomo. Wiedziałam, że też podzielił się na dwie części. Również słuchał się tej opanowanej. Byliśmy do siebie tak podobni. Dlaczego to właśnie nam pisane jest się rozstać?
-Nie mogę jej wziąć - słysząc swój zachrypły głos, odchrząknął i zamrugał szybko oczami, nie chcąc by żadna kropla wody spłynęła mu po policzku. - Mówiłem to już i nie zmienię zdania. Gdybyś mógł znaleźć jej dom, to byłbym ci bezgranicznie wdzięczny.
-Nie martw się - Greg pokiwał głową. - Idź już.
Will wyprostował się. Nie powiedział nic, żadnego cześć, żadnych słów pocieszenia. Nie spojrzał już na mnie. Odwrócił się na pięcie i poszedł do samochodu. Emocje wzięły górę. To przecież nie mogło się tak skończyć, miałam być jego psem. Chwilę szarpałam się z weterynarzem, powarkując, aby mnie puścił, ale Greg był nieugięty. Trzymał mnie w żelaznym uścisku i nic nie zapowiadało, żeby miał go rozluźnić. Kiedy samochód zapalił, a następne zniknął za zakrętem, straciłam nadzieję. Lekarz wstrzyknął mi ogłupiający środek, przez który przestałam zupełnie trzeźwo myśleć. Straciłam przytomność.
-Alano! - usłyszałam nad sobą szczekanie. - Wstawaj.
Powoli podniosłam się z pozycji leżącej. Rozejrzałam się. Znajdowałam się w niewielkiej boksie, z czterech stron ogrodzonym metalową siatką. Poza mną w klatce był jeden pies, ten który mnie zbudził. Zdawało mi się, że skądś go kojarzę, jednak łapy nie dałabym sobie uciąć. Miał czarną, krótką sierść ze znikomymi, białymi plamkami, a wzrostem podobny był do jamnika.
-My się znamy? - przekręciłam łeb, próbując otrząsnąć się ze snu. - Mam wrażenie, że gdzieś już cię widziałam.
-To niemożliwe - zaprotestował szybko. - A teraz skup się, Alano. Musisz wrócić do sfory. Potrzebują cię, pacjenci czekają.
-Co ty mówisz?! - zaśmiałam się. - Jaka sfora, jacy pacjenci? Za długo na słońcu siedziałeś? Pomyliłeś mnie z kimś innym. Jestem porzuconą suczką - posmutniałam nagle,- która czeka na... Takiego jednego znajomego.
-Nie jest ci pisane życie z ludźmi - westchnął nieznajomy. - Jeśli chcesz, żeby Will był szczęśliwy, to oszczędź mu zmartwień i wróć do domu. Zaczął już układać sobie życie na nowo. Chyba nie chcesz tego zepsuć?
-Nie - spuściłam posłusznie łeb. - Chwila... Skąd ty wiesz to wszystko?! Kim ty jesteś?! Czy to jest jakiś podstęp?
-Mój czas tutaj się kończy - pies nagle posiwiał. - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś zostawiła ludzi i wróciła do sfory. Na północ. Jakieś pięć kilometrów stąd. Trafisz, wierzę w ciebie.
Dmuchnął wiatr. Pies zamienił się w pył, który uległ sile podmuchu. Patrzyłam na szybujący ku niebu obłok i zastanawiałam się o co w tym wszystkim chodzi. Jaka sfora? Kim byłam przed wypadkiem i jak znalazłam się na drodze? Myślałam, łapałam się każdej nitki, która prowadziła do kłębka wspomnień, jednak wszystkie okazywały się trefne. Na próżno wysilałam się, starając przywołać obrazy. Na próżno. Załkałam. Czułam się gorzej niż wtedy gdy właściciele mnie zostawili. Podskoczyłam na tą myśl. Przed oczami stanął mi obraz przybranej matki, wołającej na posiłek i jej męża, który trzymał gazetę od czasu do czasu zerkając, czy nic sobie nie zrobiłam. Przypomniał mi się moment, gdy na mnie krzyczeli, gdy chwalili, gdy głaskali, gdy porzucili. Moment, gdy Vincent mnie znalazł, kiedy zaprowadził mnie do Mashine'a, kiedy zobaczyłam nową jaskinię, która stała się moim nowym domem i utrzymywała tan zaszczyt do momentu wypadku. Wszystko stało się jasne, każda sekunda spędzona na tym świecie, każdy odwiedzony przeze mnie pacjent. Naraz zatęskniłam za atmosferą panującą w sforze. Zapragnęłam uciec, lecz ta zachcianka szybko została zagłuszona przez skurcz w żołądku. Skoro w schroniskach karmią, to ucieczkę śmiało można przełożyć na pokolacji.
Przez dwa kolejne dni robiłam co mi kazano. Jadłam, kiedy dawali i spałam, gdy mi na to pozwalano. Siedziałam w kącie klatki. Samotna, wystraszona, jak zwykle. Nie porzuciłam myśli o ucieczce do sfory. Tam był mój dom i życzliwe psy, które w razie potrzeby, stanęłyby w mojej obronie. Nie miałam zamiaru spędzić w tym miejscu reszty życia, ani tym bardziej zostać adoptowana. Nie przeżyłabym kolejnych nieodpowiedzialnych właścicieli, którzy prędzej, czy później by mnie zostawili. Szlochałam i czekałam na cud, który miał miejsce trzeciego dnia mojego pobytu w psim więzieniu. Przyszedł, kiedy zaczynałam zapominać i znów przewrócił moje życie do góry nogami.
-Cześć, mała - przykucnął przy boksie, w którym się znajdowałam i czekał aż do niego podejdę.
Nie zajęło to długo. Momentalnie zerwałam się i machając ogonem jak szalona, skoczyłam w jego kierunku. Zupełnie tak jakbym odzyskała radość życia, utraconą przez odebranie wolności.
-Wybacz, że tyle czekałaś - przesadził rękę przez metalowe pręty, by mnie pogłaskać. - Musiałem pomóc Jack'owi. Znalazł nowe poszlaki, które okazały się kluczowe w śledztwie.
Nie miałam zielonego pojęcia, kim był Jack i kogo śledził. Uznałam to za nieistotne. Will był przy mnie, tylko to się liczyło. Nie marzyłam o niczym innym, niż żeby mnie stąd zabrał. Żebyśmy byli szczęśliwi.
-Jedziemy do domu - powiedział nagle, zupełnie jakby czytał w moich myślach.
To była najlepsza wiadomość, jaką kiedykolwiek dane mi było usłyszeć. Serce podskoczyło mi do gardła, a do oczu podeszły łzy. Łzy szczęścia. Bo czy jest coś lepszego niż zostanie adoptowanym przez najbardziej ludzkiego człowieka na tym świecie i jego terapeutę? Will również się cieszył. Co prawda nie tak jak ja, ale jak taki typowy człowiek próbujący zgrywać twardziela. Otworzył klatkę. Wybiegłam z niej i zaczęłam biegać dookoła niego cały czas merdając ogonem. Czułam się zupełnie dobrze. Kości powracały na prawidłowe miejsca, a siniaki powoli zaczęły znikać. Mój stan psychiczny z całą pewnością pomoże temu fizycznemu się pozbierać.
-Chodź - Will zrobił krok do przodu, patrząc czy podążę za nim.
Zrobiłam kilka pewnych kroków zanim się zatrzymałam. Przypomniałam sobie bowiem rozmowę z dziwnym psem. Przypomniałam sobie jego słowa. Szczególnie te, które dotyczyły Willa. Chciałam dla niego jak najlepiej, nawet za cenę własnego szczęścia.
-Mała? - brunet spojrzał w moją stronę. - Idziemy. Do domu.
Podkuliłam ogon i niepewnymi ruchami gałek ocznych dałam mu sygnał, aby podszedł. Spełnił moje żądanie, rozumieliśmy się bez słów. Przykucnął przy mnie, jak kilka dni temu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy.
-Co się stało? - powiedział równie spokojnie co łagodnie. - Nie chcesz iść ze mną? Mieszkać, mieć dach nad głową, ciepłe posiłki, spędzać czas? A raczej jego resztki, które zostaną mi po powrocie z pracy...
Wszystko to brzmiało tak cudownie, że gdyby nie szczeknięcie jakiegoś psa w oddali, już bym z nim poszła. Ale on przecież był najważniejszy. Musi być szczęśliwy, musi i kropka. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Chcesz wrócić - powiedział kiwając głową. - Pewnie masz przyjaciół, którzy na ciebie czekają... Nie musisz przystawać na moją propozycję. Szczerze powiedziawszy to możesz zrobić cokolwiek chcesz. Jesteś wolna.
Spuścił głowę. Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech i nie schodził przez kilka dobrych sekund. W końcu nie wytrzymałam. Rzuciłam się na niego, przez co prawie fiknął do tyłu, i wtuliłam łeb w jego płaszcz. Ciepło jakie od niego biło było i do opisania. Oddałam się mu bez reszty, zamknęłam oczy. Zacisnęłam szczękę z obawy, żeby nie wybuchnąć płaczem, a łzy tryskały z mych oczu niczym z hydrantu. Will nie pozostawał dłużny. Objął mnie i gładził po głowie, cały czas przemawiając niskim tonem głosu. On nie traktował mnie jak psa, lecz jak równemu sobie człowieka. Najlepszego przyjaciela, z którym musi się rozstać. Wiedział, że mnie nie zatrzyma, nawet nie próbował.
-Idź już. - Wypuścił mnie z uścisku. - Im pożegnania są krótsze, tym lepiej mają osoby, które się żegnają.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się przez łzy. Ja również uważałam, że czas działa na naszą niekorzyść.
-Ja o tobie nie zapomnę. - Wstał. - Jakbyś czegoś potrzebowała, to wpadaj. O każdej porze dnia i nocy. Mieszkam na końcu tej szosy, zresztą powinnaś trafić po zapachu. To niedaleko... Ale teraz już idź.
Westchnęłam cicho, odwróciłam się i ruszyłam w stronę sfory. W stronę domu. Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok. Walczyłam sama z sobą, by tylko się nie odwrócić. Bałam się, że gdy zobaczę go tam, samotnie stojącego, nie będę w stanie kontynuować marszu do sfory. Nie będę potrafiła żyć, tak jakby nic się nie stało. Nagle do moich uszu dobiegł długi, przeciągły gwizd.
Całe starania na nic, skoczyłam i odwróciłam się w locie. Stał tam, a u jego boku druga postać, którą widziałam po raz pierwszy. Rozmawiali i śmiejąc się machali do mnie... Chociaż tak naprawdę tylko Will machał, a jego elegancko ubrany znajomy jedynie podniósł rękę. Być może był tym słynnym psychoterapeutą. Szczeknęłam do nich kilka razy, po czym ruszyłam biegiem w kierunku swojej jaskini. Czułam, że Will będzie szczęśliwy. Oboje będą.
Dobra, po długich 30 minutach czytania tego oto opowiadania stwierdziłam, że mimo tego iż chyba jedno pytanie nie było wymienione, to dam maksymalną ilość PNS. Można powiedzieć, że to dlatego, ponieważ jestem bardzo przewrażliwioną osobą i rozbeczałam się pod koniec, a z resztą opowiadanie było wręcz cudowne.
Gratuluje otrzymujesz 170 PNS
~Valentino/Qetsiyah
Od Codie'go- CD opowiadania Mey
- He, he...- udałem uśmiech.
Weszliśmy pośpiesznie do jaskini.
- Co ciebie tak wzięło na szukanie skarbów ze mną?- zapytałem ją po drodze.
- A nie wiem... Nie ma co robić więc może czas przeżyć kolejną przygodę.- stwierdziła.
- W sumie.- przyznałem.
Szliśmy dalej chciałem trochę podkręcić atmosferę więc zacząłem śpiewać bo... To będzie chyba odpowiedni moment żeby... Ją o to zapytać.
Podczas śpiewania Mey uśmiechnęła się ale trochę zdziwiła na tekst tej piosenki. A może to jeszcze nie czas żeby ją o to pytać... Boję się. Miłości?! Nieee... Jestem odważny. Zabraliśmy się za szukanie skarbu. Po około 3 godzinach... Nic nie udało nam się znaleźć. Mey usiadła zrezygnowana na głazie w jaskini i spuściła łeb.
- Nie smuć się...- powiedziałem.
- Muszę...
- Dlaczego?- zapytałem.
- Bo chciałam znaleźć dla ciebie skarb.- szepnęła.
- Tobie się nie udało... Ale ja swój znalazłem.
- Gdzie?!- ucieszyła się.
- Tutaj...
Wskazałem łapą na Mey.
Mey?
Weszliśmy pośpiesznie do jaskini.
- Co ciebie tak wzięło na szukanie skarbów ze mną?- zapytałem ją po drodze.
- A nie wiem... Nie ma co robić więc może czas przeżyć kolejną przygodę.- stwierdziła.
- W sumie.- przyznałem.
Szliśmy dalej chciałem trochę podkręcić atmosferę więc zacząłem śpiewać bo... To będzie chyba odpowiedni moment żeby... Ją o to zapytać.
Podczas śpiewania Mey uśmiechnęła się ale trochę zdziwiła na tekst tej piosenki. A może to jeszcze nie czas żeby ją o to pytać... Boję się. Miłości?! Nieee... Jestem odważny. Zabraliśmy się za szukanie skarbu. Po około 3 godzinach... Nic nie udało nam się znaleźć. Mey usiadła zrezygnowana na głazie w jaskini i spuściła łeb.
- Nie smuć się...- powiedziałem.
- Muszę...
- Dlaczego?- zapytałem.
- Bo chciałam znaleźć dla ciebie skarb.- szepnęła.
- Tobie się nie udało... Ale ja swój znalazłem.
- Gdzie?!- ucieszyła się.
- Tutaj...
Wskazałem łapą na Mey.
Mey?
Od Lonlay- CD opowiadania Levar'a
Uśmiechnęłam się uroczo. Przy Levarze czułam się tak ciepło nawet jak padał deszcz. Odganiał moje smutki... Nie zapomnę tych chwil kiedy razem skakaliśmy po drzewach. Na te wspomnienie aż wzięło mnie trochę do śmiechu.
- To moja piosenka ciebie tak rozśmieszyła?- zasmucił się.
- Skądże!- pokiwałam szybko głową.- Przypomniało mi się jak uczyłam cię skakać po drzewach.
- Ha... Faktycznie teraz to się z tego śmieje. Przedtem jak upadałem prosto na głowę to nie było mi do śmiechu. Na samą myśl mnie boli głowa.- Pomasował się po głowie.
Tak jakoś sama z siebie mocno przytuliłam psa. Levuś był troszeczkę spięty i jak widać było trochę zestresowany.
- Przepraszam...- odeszłam nieco.- Poczułam brak.. ciebie... przy mnie.
- Rozumiem...- uśmiechnął się.
Po chwili ciszy to on mnie przytulił.
- Lonlay... Bo wiesz... Ja... Ciebie..- przerwałam mu.
- Ja ciebie też...- moje wargi zetknęły się z jego.
Levar?
- To moja piosenka ciebie tak rozśmieszyła?- zasmucił się.
- Skądże!- pokiwałam szybko głową.- Przypomniało mi się jak uczyłam cię skakać po drzewach.
- Ha... Faktycznie teraz to się z tego śmieje. Przedtem jak upadałem prosto na głowę to nie było mi do śmiechu. Na samą myśl mnie boli głowa.- Pomasował się po głowie.
Tak jakoś sama z siebie mocno przytuliłam psa. Levuś był troszeczkę spięty i jak widać było trochę zestresowany.
- Przepraszam...- odeszłam nieco.- Poczułam brak.. ciebie... przy mnie.
- Rozumiem...- uśmiechnął się.
Po chwili ciszy to on mnie przytulił.
- Lonlay... Bo wiesz... Ja... Ciebie..- przerwałam mu.
- Ja ciebie też...- moje wargi zetknęły się z jego.
Levar?
Od Zejder'a
Nie mogłem znieść faktu że moja rodzina czyli
wszystko co miałem, prawdopodobnie zginęła. Pałętałem się samotnie po
lesie nie mając większego celu mej wędrówki. Nie zastanawiałem się też
nad sforami. Bo są jeszcze one. Może jakiejś poszukam.
Nabrałem
wszystkich mych sił i postanowiłem wyjść z mrocznego lasu. W pewnym
momencie znalazłem się na przerażająco wielkiej łące, porastającymi nią
wysokimi kępami zbóż. Kiedy przechodziłem przez nią, nabrałem złych
myśli. Miałem obawy, iż moja wędrówka, nie będzie miała jakiegokolwiek
sensu, ponieważ nie odnalazłbym w ten sposób swej rodziny, jednak nie
mógłbym zostać sam jak rozbitek. Ruszyłem dalej. Niespodziewanie
znalazłem się w wielkim mieście, na pewno nie w moim mieście. Miało ono
czarno-białe barwy, ludzie byli dla siebie jak wrogowie, zwierzęta
ciągano na smyczach, wszystko było przerażające. Zacząłem doceniać co
tak na prawdę mam, kochającą mnie rodzinę, dach nad głową. Niestety
musiałem się pogodzić z faktem, że to szczęście już nigdy nie wróci. Jak
najszybciej chciałem wydostać się z tego strasznego miejsca. Biegłem
ile sił, aby zapomnieć o tym co ujrzałem. Tym razem znalazłem się w
miejscu, o jakim bym nigdy nie pomyślał, że istnieje. Znalazłem się w
sforze. Czułem się jakbym był w towarzystwie mych braci. Podszedłem do
jednego z nich.Nowy pies!- Zejder
Imię: Zejder
Ksywka : Zejdi
Głos : Tom Odell
Rasa : Duck retriever
Wiek : 2
Płeć : Pies
Urodziny : 4 dzień zimy
Stanowisko : Wojownicy południowi
Rodzina : Zaginęli
Partner : Zauroczony w Shirze
Charakter : Zejder jest bardzo wrażliwym psem. Z reguły pomocny, czuły, lubi zabawę, rozsądny, dobry przywódca, tajemniczy, ostrożny
Historia : Zejder urodził się w południowej części Szkocji. Trafił do szczęśliwej rodziny, każdy pies mógłby mu zazdrościć kochających jego ludzi.Kiedy pewnego zimowego dnia jechali dużym samochodem, koła ślizgnęły, a rodzina doznała wypadku samochodowego. Zejder obudził się samotny w lesie, był cały przestraszony. Zdecydowany wyruszył szukać pomocy. Przeżył wiele. Pewnego dnia natrafił na sforę, jego życie nabrało kolorowych barw. Niestety do dziś nie odnalazł swojej kochającej rodziny.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : fankayorka@gmail.com
Ksywka : Zejdi
Głos : Tom Odell
Rasa : Duck retriever
Wiek : 2
Płeć : Pies
Urodziny : 4 dzień zimy
Stanowisko : Wojownicy południowi
Rodzina : Zaginęli
Partner : Zauroczony w Shirze
Charakter : Zejder jest bardzo wrażliwym psem. Z reguły pomocny, czuły, lubi zabawę, rozsądny, dobry przywódca, tajemniczy, ostrożny
Historia : Zejder urodził się w południowej części Szkocji. Trafił do szczęśliwej rodziny, każdy pies mógłby mu zazdrościć kochających jego ludzi.Kiedy pewnego zimowego dnia jechali dużym samochodem, koła ślizgnęły, a rodzina doznała wypadku samochodowego. Zejder obudził się samotny w lesie, był cały przestraszony. Zdecydowany wyruszył szukać pomocy. Przeżył wiele. Pewnego dnia natrafił na sforę, jego życie nabrało kolorowych barw. Niestety do dziś nie odnalazł swojej kochającej rodziny.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : fankayorka@gmail.com
wtorek, 28 lipca 2015
Nesty, Taylor, Jack i Dorian dorośli!
Ksywka : Nes
Głos : Wicked Wonderland
Rasa : Aussie/Owczarek niemiecki
Wiek : 1 rok
Płeć : Suczka
Urodziny : 2 dzień zimy
Stanowisko : Pielęgniarka
Rodzina : Mama Crystal, tata Servus oraz rodzeństwo Taylor, Jack i Dorian
Partner : Nesty nie szuka miłości na siłę. Wie, że ona przyjdzie w odpowiednim momencie. Chociaż jest taka jedna osoba do której zaczyna czuć coś więcej ... To Weza.
Charakter : Nesty... Jest miła i sympatyczna, ma wiele przyjaciół. Zawsze ma dobry humor, jest wesołą duszą towarzystwa. Otwarta z niej suczka - mówi o sobie wiele rzeczy. Nigdy nie wygada sekretu i zawsze dotrzymuje słowa. Uwielbia przygody, jest odważna i nie boi się niczego. Kumple cenią w niej optymizm i wesołe podejście do świata i życia. Jest ufna, koleżeńska i lojalna. Pomaga osobom znajdującym się w potrzebie. Często robi coś pod wpływem chwili. Żywiołowa z niej psina. Bieganie i pływanie - jej pasja. Miłość traktuje bardzo poważnie. Jeśli dopiero kogoś poznała, nie może powiedzieć, że go kocha. Żeby z kimś być, musi go dobrze poznać.
Historia : Urodziła się w tej sforze.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : JinnyM
Inne zdjęcia: Klik Klik Klik Klik Klik Klik
Imię : Dorian
Ksywka : Do, Dor, Dori, Dodo
Głos : R5
Rasa : Aussie i Owczarek niemiecki
Wiek : 1 rok
Płeć : Pies
Urodziny : 2 dzień zimy
Stanowisko : Aktor
Rodzina : Mama Crystal, tata Servus oraz rodzeństwo Taylor, Jack i Nesty
Partner : Całym sercem kocha Cortney. Czy ona odwzajemni jego uczucia?
Charakter : Dorian jest szalonym i odważnym psem. Dla przyjaciół miły, pomocny, opiekuńczy i troskliwy, dla wrogów zimny i oschły. Miłość to dla niego czuły temat. Nie lubi mówić o swoich uczuciach. Uwielbia przygody na które wybiera się z bratem. Lubi bieganie. Jest dobrym stróżem.
Historia : Urodził się w tej sforze.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : JinnyM
Imię: Jack
Ksywka: Jego imię jest wystarczająco krótkie.
Głos: Adam Lambert <Proszę o podanie linku do piosenki>
Rasa: Aussie / Owczarek niemiecki
Wiek: 1 rok
Płeć: Pies
Urodziny: 2 dzień zimy
Stanowisko: Wojownik południowy
Rodzina:
Mama - Crystal
Tata - Servus
Brat - Dorian
Siostry - Taylor i Nesty
Partner: Nie szuka na siłę.
Charakter: Jack czyli pies, który nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu.Kocha zabawę, jednym słowem jest to po prostu imprezowicz. Dusza towarzystwa. Zdarza się, że jest smutny, przeważnie dlatego, że nie może być teraz z przyjaciółmi.Siedzi wtedy nieruchomo wpatrzony w jeden obiekt.Inni machają mu wtedy łapą przed oczami mówiąc "Ziemia do Jack'a !".Nie da się go nielubić .Niektórym może wydawać się lekko głupkowaty...ale "szalony" to określenie pasujące do niego najlepiej. Zachowuje się po prostu jak szczeniak.Nie cierpi pogrzebów, na których stara się nie uczestniczyć, lecz gdy musi to musi.Można u niego dostrzec wtedy naprawdę psa pogrążonego w żałobie."Poważny i tajemniczy" - mówią wtedy o nim inne psy. Jednak pozory jakie obowiązują w żałobie to zupełnie coś innego. Pozory mylą...
Historia: Urodził się tu,w Sforze Psiego Uśmiechu.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Mar28
Imię: Taylor
Ksywka: Jako,że nie zwraca na nie uwagi jest tu całkowita dowolność, jednak najczęściej mówią na nią Tay lub ''Marzycielka'', choć zdarza się Lori bądź Loris.
Głos: Natalia Nykiel - Proszę o podanie linku do piosenki.
Rasa: Owczarek niemiecki / Aussie
Wiek: 1 rok
Płeć: Suczka
Urodziny: 2 dzień zimy
Stanowisko: Pisarz
Rodzina:
Mama - Crystal
Tata - Servus
Siostra - Nesty
Bracia - Jack i Dorian
Partner: Czeka na odpowiedni moment.
Charakter: Taylor to suczka cicha,spokojna i opanowana.Nigdy nie bywa agresywna,zła. Można ją nazwać ''oazą'' spokoju.Często wpada na kogoś,lecz zawsze przeprosi.Prawdziwa przyjaciółka,jakich na tym świecie mało.Małomówna gdy widzi kogoś pierwszy raz, lecz dla przyjaciół ''starych i wypróbowanych'' może wydawać się ....szalona? Tak,tak,szalona.Ponosi ją fantazja i ten cały kolorowy świat.Nie lęka się niczego, bodajże od pająków do demonów i smoków.Sama marzy by oswoić dzikie zwierzę..smoka czy nawet...demona! Sama nie wie czy to możliwe,więc cały czas potrzebuje wsparcia.Szuka kogoś,kto ją wesprze w trudnych chwilach, przytuli i powie: ''Spokojnie,jestem tu''. Nie chodzi tu o miłość lecz o przyjaźń.Dla niej owa przyjaźń to szczególna rzecz.Jest według niej ważniejsza od miłości. Sama przyjaźń to miłość łącząca wszystkich.Pragnie by cały świat był taki jak ona.Tolerancyjny i pomocny.Te marzenia jednak nigdy się nie spełnią...
Historia: To przepiękne miejsce zwane domem jest tu.Tu się urodziła i dorastała.
Upomnienia: 0/4
Kontakt: Mar28
Od Servusa CD opowiadania Daisy
- Mogę ci pomóc zapolować - spojrzałem na nią. Zarumieniła się.
- Wiesz, nie musisz... Ja... No bo... - zaplątała się. Poczułem, że w kontaktach z płcią przeciwną jest prawie zielona. Muszę ją trochę ośmielić.
- Co byś chciała? Sarna, zając, jeleń, lis? - zapytałem. - A może coś innego?
- Może sarna... - wymamrotała. Zanim zdążyła coś zrobić, ja pobiegłem w stronę stadka saren i po kilku minutach przytargałem jej pod łapy sporą sztukę.
- Dz-dziękuję - wyjąkała.
- Nie ma za co - powiedziałem. - Jedz, jedz.
Gdy suczka skończyła jeść, zapytałem:
- Pójdziemy gdzieś?
Daisy?
- Wiesz, nie musisz... Ja... No bo... - zaplątała się. Poczułem, że w kontaktach z płcią przeciwną jest prawie zielona. Muszę ją trochę ośmielić.
- Co byś chciała? Sarna, zając, jeleń, lis? - zapytałem. - A może coś innego?
- Może sarna... - wymamrotała. Zanim zdążyła coś zrobić, ja pobiegłem w stronę stadka saren i po kilku minutach przytargałem jej pod łapy sporą sztukę.
- Dz-dziękuję - wyjąkała.
- Nie ma za co - powiedziałem. - Jedz, jedz.
Gdy suczka skończyła jeść, zapytałem:
- Pójdziemy gdzieś?
Daisy?
Od Daisy CD opowiadania Servusa
Trochę się zarumieniłam. Ale co tam...
-Taka suczka poszła za tym psem-uśmiechnęłam się,przełykając kolejny kęs mięsa.
On mi ten uśmiech odwzajemnił.
-Ty jesteś...
-Servus.
-To fajnie poznać-odpowiedziałam.
-A tak w ogóle to przyszłam po śniadanie-uświadomiłam sobie nagle.
Servus? Sorry,że krótkie,bo szybko pisane...potem będzie lepsze :3
-Taka suczka poszła za tym psem-uśmiechnęłam się,przełykając kolejny kęs mięsa.
On mi ten uśmiech odwzajemnił.
-Ty jesteś...
-Servus.
-To fajnie poznać-odpowiedziałam.
-A tak w ogóle to przyszłam po śniadanie-uświadomiłam sobie nagle.
Servus? Sorry,że krótkie,bo szybko pisane...potem będzie lepsze :3
Od Servusa
Postanowiłem pójść na polowanie. Jako że było dość wcześnie, nie spodziewałem się spotkać nikogo. Ruszyłem w stronę lasu. Po kilku minutach byłem na miejscu. Zauważyłem samotną sarnę. Naprężyłem mięśnie i skoczyłem na nią. Szybko przegryzłem tętnicę i zabiłem zwierzę. Już miałem zacząć jeść, gdy zauważyłem jakaś przyglądającą mi się suczkę.
- Chodź do mnie - posłałem jej uśmiech, a ona zrobiła to o co prosiłem - Jak się nazywasz?
- Daisy.
- A ja Servus. Poczęstujesz się? - wskazałem sarnę.
- Z miłą chęcią, dziękuję - odparła.
- A tak w ogóle, co taka piękna suczka tu robi? - puściłem jej oczko.
Daisy? ;3
- Chodź do mnie - posłałem jej uśmiech, a ona zrobiła to o co prosiłem - Jak się nazywasz?
- Daisy.
- A ja Servus. Poczęstujesz się? - wskazałem sarnę.
- Z miłą chęcią, dziękuję - odparła.
- A tak w ogóle, co taka piękna suczka tu robi? - puściłem jej oczko.
Daisy? ;3
Od Nesty CD opowiadania Wezy
Dzięki Wezie poprawił mi się humor. Byłam dobrej myśli, więc już trochę radośniej pobiegłam za nim. W pewnej chwili poczułam dziwny zapach. Chciałam pójść jego tropem, ale przypomniałam sobie o Wezie.
- Weza, chodź! - zawołałam i pobiegłam za tropem, a pies za mną. Nagle zobaczyłam...
- Konie! - krzyknęłam i podbiegłam do zwierząt. O dziwo, nie spłoszyły się. Patrzyły na mnie ufnie. Roześmiałam się głośno i po namyśle wskoczyłam na grzbiet konia obok którego stałam. Zi zrobił to samo.
- Ruszaj - szepnęłam do konia, a on zrozumiał i zaczął biec. Koń Wezy wyrwał za nami. Zaczęliśmy się ścigać i ostatecznie ja wygrałam. Potem zeszliśmy z koni i je pożegnaliśmy.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytał Wez. Już miałam odpowiedzieć, ale zobaczyłam Shanti biegnącą w moją stronę. Serce mi się ścisnęło, gdyż wiedziałam jakie wiadomości może mi przynieść...
- NESTY, NESTY!!! - wrzasnęła. Zamrugałam powiekami.
- Co się stało? - spytałam słabo. Weza objął mnie ramieniem.
- Udało się! Twój tata żyje i jest zdrowy! - powiedziała z uśmiechem. Kilka sekund stałam sparaliżowana, aż dotarł do mnie sens tych słów. Wtedy doskoczyłam do Shanti i ją mocno uściskałam. To samo zrobiłam z Wezą, tylko że jego dodatkowo pocałowałam w policzek.
- Wspaniale! - krzyknęłam i po raz drugi ich uściskałam. Shanti sobie poszła, a ja z błyskiem w oku powiedziałam do Wezy:
- Chodźmy na Mroczne Oblicze.
Weza? =^.^=
- Weza, chodź! - zawołałam i pobiegłam za tropem, a pies za mną. Nagle zobaczyłam...
- Konie! - krzyknęłam i podbiegłam do zwierząt. O dziwo, nie spłoszyły się. Patrzyły na mnie ufnie. Roześmiałam się głośno i po namyśle wskoczyłam na grzbiet konia obok którego stałam. Zi zrobił to samo.
- Ruszaj - szepnęłam do konia, a on zrozumiał i zaczął biec. Koń Wezy wyrwał za nami. Zaczęliśmy się ścigać i ostatecznie ja wygrałam. Potem zeszliśmy z koni i je pożegnaliśmy.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytał Wez. Już miałam odpowiedzieć, ale zobaczyłam Shanti biegnącą w moją stronę. Serce mi się ścisnęło, gdyż wiedziałam jakie wiadomości może mi przynieść...
- NESTY, NESTY!!! - wrzasnęła. Zamrugałam powiekami.
- Co się stało? - spytałam słabo. Weza objął mnie ramieniem.
- Udało się! Twój tata żyje i jest zdrowy! - powiedziała z uśmiechem. Kilka sekund stałam sparaliżowana, aż dotarł do mnie sens tych słów. Wtedy doskoczyłam do Shanti i ją mocno uściskałam. To samo zrobiłam z Wezą, tylko że jego dodatkowo pocałowałam w policzek.
- Wspaniale! - krzyknęłam i po raz drugi ich uściskałam. Shanti sobie poszła, a ja z błyskiem w oku powiedziałam do Wezy:
- Chodźmy na Mroczne Oblicze.
Weza? =^.^=
Od Rocky'ego - CD opowiadania Navedy
- No dobrze - uśmiechnąłem się.
- Co powiesz na Aleję Zakochanych?
- Jak zechcesz.
Szliśmy przed siebie. Po drodze rozmawialiśmy o sforze. Nagle natknęliśmy się na ścieżkę. To już blisko. Po chwili ujrzałem różowe drzewa.
- Już jesteśmy. Usiądźmy tam - wskazałem łapą.
Obróciłem się i usłyszałem ciche stąpanie i pomrukiwanie.
- Co to? - spytała Naveda.
- Skądś kojarzę te dźwięki.
I o chwili wyjaśniło się. To moja tygrysica.
- Laila - uśmiechnąłem się do zwierzątka. - Szłaś za nami? - spytałem.
W odpowiedzi pomruczała.
- Naveda, prawda, że jest piękna? Znalazłem ją. Myślałem, że zdechnie...
Naveda ?
- Co powiesz na Aleję Zakochanych?
- Jak zechcesz.
Szliśmy przed siebie. Po drodze rozmawialiśmy o sforze. Nagle natknęliśmy się na ścieżkę. To już blisko. Po chwili ujrzałem różowe drzewa.
- Już jesteśmy. Usiądźmy tam - wskazałem łapą.
Obróciłem się i usłyszałem ciche stąpanie i pomrukiwanie.
- Co to? - spytała Naveda.
- Skądś kojarzę te dźwięki.
I o chwili wyjaśniło się. To moja tygrysica.
- Laila - uśmiechnąłem się do zwierzątka. - Szłaś za nami? - spytałem.
W odpowiedzi pomruczała.
- Naveda, prawda, że jest piękna? Znalazłem ją. Myślałem, że zdechnie...
Naveda ?
poniedziałek, 27 lipca 2015
Od Navedy CD opowiadania Rocky'ego
-Nie nie widziałam. - odparłam oschłym głosem.
-Może ją poznasz? - zamerdał ogonem.
-Może innym razem? - na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech.
-No dobra... -- odparł.
-Może pójdziemy gdzieś na spacer? We dwoje. - uśmiechnęłam się do samca.
Rocky?
-Może ją poznasz? - zamerdał ogonem.
-Może innym razem? - na mojej twarzy pojawił się niewielki uśmiech.
-No dobra... -- odparł.
-Może pójdziemy gdzieś na spacer? We dwoje. - uśmiechnęłam się do samca.
Rocky?
Od Wezy - CD opowiadania Nesty
Westchnąłem i popatrzyłem przed siebie. Dokładnie wiedziałem co czuła teraz Nesty. Miałem tak samo, gdy dowiedziałem się, że mój tato nie żyje. Ale wszystko teraz jest w porządku, więc u Nesty też tak będzie. Przynajmniej powinno być.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem spokojnie, puszczając ją.
- A jak nie? - zapytała, ze łzami w oczach.
- Wszystko - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko, by dodać jej otuchy. Położyłem swoje łapy na jej barkach i popatrzyłem jej prosto w oczy - Wszystko będzie dobrze. Powtórz
- Wszystko będzie dobrze - powtórzyła, przecierają oczy łapą. Wziąłem swoje łapy i obróciłem się. Nikogo wokół nie było. Może to i lepiej. Obróciłem głowę, spoglądając na Nes.
- Chodź - powiedziałem cicho i pociągnąłem ją za łapę - Przejdziemy się - ruszyłem spokojnym krokiem. Nesty powoli i trochę niechętnie poszła za mną.
Nesty? Nie rób tych pytajników .___.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziałem spokojnie, puszczając ją.
- A jak nie? - zapytała, ze łzami w oczach.
- Wszystko - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko, by dodać jej otuchy. Położyłem swoje łapy na jej barkach i popatrzyłem jej prosto w oczy - Wszystko będzie dobrze. Powtórz
- Wszystko będzie dobrze - powtórzyła, przecierają oczy łapą. Wziąłem swoje łapy i obróciłem się. Nikogo wokół nie było. Może to i lepiej. Obróciłem głowę, spoglądając na Nes.
- Chodź - powiedziałem cicho i pociągnąłem ją za łapę - Przejdziemy się - ruszyłem spokojnym krokiem. Nesty powoli i trochę niechętnie poszła za mną.
Nesty? Nie rób tych pytajników .___.
Od Stanley'a - CD opowiadania Avalon
-Aa, wiesz, tak przechodziłem - odpowiedziałem, próbując wymyślić jakąś wymówkę.
-Musiałeś mieć ważniejszy powód - westchnęła. - No, mów.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie odpuści i dalsze granie na zwłokę może ją niepotrzebnie wkurzyć. Wziąłem głęboki wdech.
-Miałem dziwny sen - zacząłem niepewnie. - Bardzo dziwny... Był bardzo realistyczny...
Nie potrafiłem wydusić z siebie nic więcej. Avalon wzięłaby mnie za gościa z wybujałą wyobraźnią lub, co gorsze, za tchórza.
-Śniła ci się Vista? - spytała nagle.
Gwałtownie odwróciłem łeb w jej stronę. To niemożliwe, żeby czytała w myślach.
-Tak - przytaknąłem, z powrotem wbijając wzrok w podłogę.
Av nie poruszyła już więcej tego tematu. Wstała, rozejrzała się po jaskini, chwyciła kilka rzeczy i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Idziemy? Szczeniaki już pewnie czekają.
Szczeniaki. No tak, zapomniałem o karze, jaką mieliśmy odbębnić. Z jednej strony lepiej będzie mieć to już za sobą i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Trzeba się skupić na zadaniu.
Szczeniaków nie było dużo. Nesty, Jack, Martin, Walter i Cortney. Stadko pięciu psiaków, które niesamowicie głośno wymieniało między sobą opinie na temat tymczasowych opiekunów. Mashine, chyba specjalnie wybrał takie, a nie inne psiaki.
-Dzieci! - Avalon starała się choć na chwilę je uspokoić. - Ustawcie się w szeregu!
Cortney natychmiast wykonała polecenie, ale widząc, że inni się do niego nie zastosowali, opuściła wskazane przez Av miejsce.
-Spokój, wypłosze! - krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Avalon spojrzała na mnie i przewróciła oczami. Zupełnie, jakbym był szóstym dzieckiem.
-Ej, Stan nas obraził! - krzyknął ktoś z tłumu i momentalnie zapanowała cisza.
Nie na długo, bo małe potworki podbiegły do mnie, skandując "na stos". Cofnąłem się, lekko przestraszony ich brutalnością.
-Pobawmy się w chowanego! - palnąłem, próbując zatrzymać egzekucję. - Avalon liczy!
Z entuzjazmem przyjęto mój pomysł. Szczeniaki rozpierzchły się we wszystkie strony świata, niczym karaluchy. Avalon spojrzała na mnie. Była wyraźnie zdenerwowana.
-Stan, przyznaj, że to nie było mądre - warknęła. - Mieliśmy się nimi opiekować, a nie pogubić. Przecież my ich teraz nie znajdziemy.
Z trudem przełknąłem ślinę. Trochę w tym prawdy było.
-Więc może zacznijmy szukać? - uśmiechnąłem się, chcąc załagodzić sytuację.
Avalon?
-Musiałeś mieć ważniejszy powód - westchnęła. - No, mów.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie odpuści i dalsze granie na zwłokę może ją niepotrzebnie wkurzyć. Wziąłem głęboki wdech.
-Miałem dziwny sen - zacząłem niepewnie. - Bardzo dziwny... Był bardzo realistyczny...
Nie potrafiłem wydusić z siebie nic więcej. Avalon wzięłaby mnie za gościa z wybujałą wyobraźnią lub, co gorsze, za tchórza.
-Śniła ci się Vista? - spytała nagle.
Gwałtownie odwróciłem łeb w jej stronę. To niemożliwe, żeby czytała w myślach.
-Tak - przytaknąłem, z powrotem wbijając wzrok w podłogę.
Av nie poruszyła już więcej tego tematu. Wstała, rozejrzała się po jaskini, chwyciła kilka rzeczy i spojrzała na mnie wyczekująco.
-Idziemy? Szczeniaki już pewnie czekają.
Szczeniaki. No tak, zapomniałem o karze, jaką mieliśmy odbębnić. Z jednej strony lepiej będzie mieć to już za sobą i nie roztrząsać zbytnio przeszłości. Trzeba się skupić na zadaniu.
Szczeniaków nie było dużo. Nesty, Jack, Martin, Walter i Cortney. Stadko pięciu psiaków, które niesamowicie głośno wymieniało między sobą opinie na temat tymczasowych opiekunów. Mashine, chyba specjalnie wybrał takie, a nie inne psiaki.
-Dzieci! - Avalon starała się choć na chwilę je uspokoić. - Ustawcie się w szeregu!
Cortney natychmiast wykonała polecenie, ale widząc, że inni się do niego nie zastosowali, opuściła wskazane przez Av miejsce.
-Spokój, wypłosze! - krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
Avalon spojrzała na mnie i przewróciła oczami. Zupełnie, jakbym był szóstym dzieckiem.
-Ej, Stan nas obraził! - krzyknął ktoś z tłumu i momentalnie zapanowała cisza.
Nie na długo, bo małe potworki podbiegły do mnie, skandując "na stos". Cofnąłem się, lekko przestraszony ich brutalnością.
-Pobawmy się w chowanego! - palnąłem, próbując zatrzymać egzekucję. - Avalon liczy!
Z entuzjazmem przyjęto mój pomysł. Szczeniaki rozpierzchły się we wszystkie strony świata, niczym karaluchy. Avalon spojrzała na mnie. Była wyraźnie zdenerwowana.
-Stan, przyznaj, że to nie było mądre - warknęła. - Mieliśmy się nimi opiekować, a nie pogubić. Przecież my ich teraz nie znajdziemy.
Z trudem przełknąłem ślinę. Trochę w tym prawdy było.
-Więc może zacznijmy szukać? - uśmiechnąłem się, chcąc załagodzić sytuację.
Avalon?
niedziela, 26 lipca 2015
Od Daisy CD opowiadania Harrisona
-O Boże!-krzyknęłam-Harry!
-Daisy...nie martw się o mnie-i nagle syknął z bólu.
-Harry. Ja...ja...pójdę po pomoc.
-Nie trzeba...ty jesteś moją pomocą. Błagam,ty możesz coś zrobić...
Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogę mu tego powiedzieć. Ja...ja go kocham...nie chcę by się wykrwawił...
-Harry,ale ja...
Harry pa mi prosto w oczy. Gdy odtworzyłam sobie fakty zrozumiałam jedno...on mnie uratował...zaczęłam płakać...
-Daisy...proszę,nie płacz-prosił Harry i się położył.
-Harry...ja-zaczęłam-albo nic już. Nie ważne. Zaraz wracam.
Nazbierałam trochę liści i pozdrapywałam kawałki cienkiej kory. Z tych oto rzeczy zrobiłam opatrunek. Położyłam go na ranach Harrisona.
-Dziękuję,Daisy-szepnął.
Uśmiechnęłam się do niego. Przez łzy. Jeżeli się wykrwawi to już nigdy go nie zobaczę...po raz pierwszy się w kimś tak mocniej...zakochałam. Gdy tylko widziałam jego uśmiech też się uśmiechałam. Gdy go bolało, to moje serce krwawiło...nie mogę na coś takiego patrzeć...
-Harry?
-Tak?
-Czy ty mnie lubisz?Ale tak bardziej?-spojrzałam mu prosto w oczy.,,Bo ja tak..."pomyślałam.Ale bardzo chętnie bym to powiedziała...płaczę...
Harry?
-Daisy...nie martw się o mnie-i nagle syknął z bólu.
-Harry. Ja...ja...pójdę po pomoc.
-Nie trzeba...ty jesteś moją pomocą. Błagam,ty możesz coś zrobić...
Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogę mu tego powiedzieć. Ja...ja go kocham...nie chcę by się wykrwawił...
-Harry,ale ja...
Harry pa mi prosto w oczy. Gdy odtworzyłam sobie fakty zrozumiałam jedno...on mnie uratował...zaczęłam płakać...
-Daisy...proszę,nie płacz-prosił Harry i się położył.
-Harry...ja-zaczęłam-albo nic już. Nie ważne. Zaraz wracam.
Nazbierałam trochę liści i pozdrapywałam kawałki cienkiej kory. Z tych oto rzeczy zrobiłam opatrunek. Położyłam go na ranach Harrisona.
-Dziękuję,Daisy-szepnął.
Uśmiechnęłam się do niego. Przez łzy. Jeżeli się wykrwawi to już nigdy go nie zobaczę...po raz pierwszy się w kimś tak mocniej...zakochałam. Gdy tylko widziałam jego uśmiech też się uśmiechałam. Gdy go bolało, to moje serce krwawiło...nie mogę na coś takiego patrzeć...
-Harry?
-Tak?
-Czy ty mnie lubisz?Ale tak bardziej?-spojrzałam mu prosto w oczy.,,Bo ja tak..."pomyślałam.Ale bardzo chętnie bym to powiedziała...płaczę...
Harry?
Od Harrison'a CD opowiadania Daisy
-Wiem, pójdziemy do Mrocznego Lasu.- powiedziałem
-No nie wiem....
-Spokojnie, włos ci z głowy nie spadnie.
Udaliśmy się do Mrocznego Lasu. Było bardzo cicho, za cicho. Coś się zbliżało i gdy miało skoczyć na Daisy ja skoczyłem między i powaliłem zwierzę na ziemię. Walka trwała długo, ale udało mi się zabić zwierzę. Miałem wiele ran, ale wstałem.
Daisy?
-No nie wiem....
-Spokojnie, włos ci z głowy nie spadnie.
Udaliśmy się do Mrocznego Lasu. Było bardzo cicho, za cicho. Coś się zbliżało i gdy miało skoczyć na Daisy ja skoczyłem między i powaliłem zwierzę na ziemię. Walka trwała długo, ale udało mi się zabić zwierzę. Miałem wiele ran, ale wstałem.
Daisy?
Od Michy CD opowiadania Harrisona
- Dziękuję - mruknęłam. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, moje serce zaczęło szybciej bić, a przez moje ciało przeszedł dreszcz... Zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, spojrzałam na psa w tym momencie, co on na mnie. Zarumieniłam się.
- Pójdziemy gdzieś? - zapytał Harrison. Znów przez moje ciało przeszedł dreszcz. Niestety, już wiedziałam co to oznacza. Zakochałam się. Miałam unikać miłości, po odrzuceniu przez Video. Ale to było nieuniknione. Nie wiedziałam jednak, że tak szybko zakocham się w innym. Ale teraz, skoro już coś do niego poczułam, będę walczyć. Będę walczyć o szczęście i miłość, gdyż kolejnej straty już nie przeżyje...
- Michy? - Harry dotknął mnie w ramię. Znowu się zarumieniłam.
- Co? - spytałam nieprzytomnie.
- To idziemy? - powtórzył pytanie.
- Jasne, jasne. Tylko gdzie?
Harry? ;3
- Pójdziemy gdzieś? - zapytał Harrison. Znów przez moje ciało przeszedł dreszcz. Niestety, już wiedziałam co to oznacza. Zakochałam się. Miałam unikać miłości, po odrzuceniu przez Video. Ale to było nieuniknione. Nie wiedziałam jednak, że tak szybko zakocham się w innym. Ale teraz, skoro już coś do niego poczułam, będę walczyć. Będę walczyć o szczęście i miłość, gdyż kolejnej straty już nie przeżyje...
- Michy? - Harry dotknął mnie w ramię. Znowu się zarumieniłam.
- Co? - spytałam nieprzytomnie.
- To idziemy? - powtórzył pytanie.
- Jasne, jasne. Tylko gdzie?
Harry? ;3
Od Daisy CD opowiadań Indiany
Spojrzałam na Harry'ego. Miał bardzo ładne oczy...
-Hej,Daisy-zaczął.
-Hej-odpowiedziałam. Co mogę mu innego odpowiedzieć?
-Co u Ciebie?-spytał.
Patrzyłam w podłogę...trochę się skrępowałam. Pierwszy raz jakiś chłopak się tu do mnie odezwał...
-Dobrze. A u Ciebie,Harrison?
-Mów mi Harry. U mnie ok.
-To fajnie. Idziemy gdzieś? Nie wiem gdzie,ale...
-Wiesz,że Daisy to ładne imię?
Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. I co dalej? Trochę się boję,że mnie odrzuci,że o mnie zapomni,że...mnie nie polubi...
Harry?
-Hej,Daisy-zaczął.
-Hej-odpowiedziałam. Co mogę mu innego odpowiedzieć?
-Co u Ciebie?-spytał.
Patrzyłam w podłogę...trochę się skrępowałam. Pierwszy raz jakiś chłopak się tu do mnie odezwał...
-Dobrze. A u Ciebie,Harrison?
-Mów mi Harry. U mnie ok.
-To fajnie. Idziemy gdzieś? Nie wiem gdzie,ale...
-Wiesz,że Daisy to ładne imię?
Uśmiechnęłam się i zarumieniłam. I co dalej? Trochę się boję,że mnie odrzuci,że o mnie zapomni,że...mnie nie polubi...
Harry?
Od Rose Robin CD opowiadania White'a
-Byłoby fajnie, 6 małych szczeniaczków, które biegają po jaskini i można je zostawić u twoich rodziców.
-Na razie powinniśmy nacieszyć się samotnością. Tylko ty i ja.
Światło księżyca wpadało do jaskini. Na jej ścianach pojawiały się dziwne kształty. Wtuliłam się w mojego partnera.
-Boisz się?
-Emmmm.....nieeeee....
-Dla ciebie mogę powalić tylu ludzi ilu chcesz.
-Whi, a może udamy się do miasta, do ludzi, zobaczymy jak to jest?
White?
-Na razie powinniśmy nacieszyć się samotnością. Tylko ty i ja.
Światło księżyca wpadało do jaskini. Na jej ścianach pojawiały się dziwne kształty. Wtuliłam się w mojego partnera.
-Boisz się?
-Emmmm.....nieeeee....
-Dla ciebie mogę powalić tylu ludzi ilu chcesz.
-Whi, a może udamy się do miasta, do ludzi, zobaczymy jak to jest?
White?
Od Avalon- CD opowiadania Video
- Ty coś wymyśl, bo ja nie jestem zbyt kreatywna - mruknęłam i usiadłam na trawie.
- Cały ciężar wymyślania dajesz mi? - zapytał oburzony Video.
- Tylko Ty nadajesz się do tej roboty - uśmiechnęłam się wstając - Idziemy na Ice Ring - powiedziałam i zaczęłam pewnym krokiem iść w stronę wyznaczonego przez siebie miejsca.
- Dużo psów chodzi tam w ostatnim czasie - powiedział Video doganiając mnie. Głupie statystyki wszystko psują, ale szczerze mówiąc, co mnie one obchodzą. Wzruszyłam ramionami i dalej kierowałam się w stronę Ice Ring. Spojrzałam na Video, który kroczył obok mnie. Jego mina mówiła sama za siebie, że nie podziela mojego pomysłu.
- Gdzie chcesz iść? - zapytałam i stanęłam. Deo popatrzył na mnie zdziwiony, lecz szybko zmienił wzrok na bardziej spokojny.
- Chodź już na Ice Ring - westchnął Video i ruszył szybkim krokiem. Wzruszyłam ramionami i dogoniłam go. Mógł wyrazić swoje zdanie, ale cóż. Jak chce, to niech ma. O kurde... Piosenka... Mam na jej napisanie około 18 h. I to jeszcze był mój pomysł... Tylko mi takie głupie pomysły wpadają do łepetyny.
- Idź pierwszy - powiedziałam szybko i popchnęłam Die do przodu.
- Okej - powiedział zdezorientowany i ruszył niepewnie naprzód. Okej, mamy czas...
* Piętnaście minut później *
- No to jesteśmy - powiedział Video i wszedł na lód. Ja usiałam, opierając się o ścianę i wymyślając ostatnią zwrotkę.
- Czemu się nie ślizgasz? - zapytał zdziwiony - Przecież to był twój pomysł, żeby tu przyjść - powiedział z naciskiem na twój.
- Tsaaa - westchnęłam i zaczęłam się ślizgać. Było to naprawdę fajne, a i tekst też przyszedł mi do głowy - Mam dla Ciebie tą piosenkę - mruknęłam zatrzymując się. Podałam mu zwitek papieru, na którym był tekst -
"Naprawdę Cie nienawidzę
Przestań wchodzić mi w drogę
Straciłem cierpliwość
kiedy masz zamiar zgnić?
Chcę cię wyrzucić
Po prostu jak mój zepsuty telewizor
Jeśli wrócisz jeszcze raz
To będzie bolesne, zobaczysz
Refren:
Mam nadzieję, że umrzesz w ogniu
Mam nadzieję, że dostaniesz nożem w serce, nadzieję że dostaniesz strzał i wygaśniesz
Mam nadzieję, że zostaniesz rozebrany na części
Mam nadzieję, że tego pragniesz
Zwrotka 2:
To już prawie koniec
Dlaczego nie możesz po prostu pozwolić temu odejść
Nie bój się
To nie jest pierwszy raz kiedy umrzesz
Twoje mechaniczne części trzaskają
Brzmią jak wtedy kiedy łamałem Twoje kości
Kiedy dostanę drugą szansę
Nie pozwolę odjeść Ci samemu
Refren :
Mam nadzieję, że umrzesz w ogniu
Mam nadzieję, że dostaniesz nożem w serce, mam nadzieję, że dostaniesz strzał i wygaśniesz
Mam nadzieję,że zostaniesz rozebrany na części
Mam nadzieję, że tego pragniesz"
Pies popatrzył na kartkę ze zdziwieniem.
- Ale teks muszę brać na poważnie? - zapytał obracając kartkę. Pokręciłam przecząco głową.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to chyba wszystkie moje piosenki takie są i będą - zaśmiałam się i popatrzyłam na niego - Ale może być?
Video?
- Cały ciężar wymyślania dajesz mi? - zapytał oburzony Video.
- Tylko Ty nadajesz się do tej roboty - uśmiechnęłam się wstając - Idziemy na Ice Ring - powiedziałam i zaczęłam pewnym krokiem iść w stronę wyznaczonego przez siebie miejsca.
- Dużo psów chodzi tam w ostatnim czasie - powiedział Video doganiając mnie. Głupie statystyki wszystko psują, ale szczerze mówiąc, co mnie one obchodzą. Wzruszyłam ramionami i dalej kierowałam się w stronę Ice Ring. Spojrzałam na Video, który kroczył obok mnie. Jego mina mówiła sama za siebie, że nie podziela mojego pomysłu.
- Gdzie chcesz iść? - zapytałam i stanęłam. Deo popatrzył na mnie zdziwiony, lecz szybko zmienił wzrok na bardziej spokojny.
- Chodź już na Ice Ring - westchnął Video i ruszył szybkim krokiem. Wzruszyłam ramionami i dogoniłam go. Mógł wyrazić swoje zdanie, ale cóż. Jak chce, to niech ma. O kurde... Piosenka... Mam na jej napisanie około 18 h. I to jeszcze był mój pomysł... Tylko mi takie głupie pomysły wpadają do łepetyny.
- Idź pierwszy - powiedziałam szybko i popchnęłam Die do przodu.
- Okej - powiedział zdezorientowany i ruszył niepewnie naprzód. Okej, mamy czas...
* Piętnaście minut później *
- No to jesteśmy - powiedział Video i wszedł na lód. Ja usiałam, opierając się o ścianę i wymyślając ostatnią zwrotkę.
- Czemu się nie ślizgasz? - zapytał zdziwiony - Przecież to był twój pomysł, żeby tu przyjść - powiedział z naciskiem na twój.
- Tsaaa - westchnęłam i zaczęłam się ślizgać. Było to naprawdę fajne, a i tekst też przyszedł mi do głowy - Mam dla Ciebie tą piosenkę - mruknęłam zatrzymując się. Podałam mu zwitek papieru, na którym był tekst -
"Naprawdę Cie nienawidzę
Przestań wchodzić mi w drogę
Straciłem cierpliwość
kiedy masz zamiar zgnić?
Chcę cię wyrzucić
Po prostu jak mój zepsuty telewizor
Jeśli wrócisz jeszcze raz
To będzie bolesne, zobaczysz
Refren:
Mam nadzieję, że umrzesz w ogniu
Mam nadzieję, że dostaniesz nożem w serce, nadzieję że dostaniesz strzał i wygaśniesz
Mam nadzieję, że zostaniesz rozebrany na części
Mam nadzieję, że tego pragniesz
Zwrotka 2:
To już prawie koniec
Dlaczego nie możesz po prostu pozwolić temu odejść
Nie bój się
To nie jest pierwszy raz kiedy umrzesz
Twoje mechaniczne części trzaskają
Brzmią jak wtedy kiedy łamałem Twoje kości
Kiedy dostanę drugą szansę
Nie pozwolę odjeść Ci samemu
Refren :
Mam nadzieję, że umrzesz w ogniu
Mam nadzieję, że dostaniesz nożem w serce, mam nadzieję, że dostaniesz strzał i wygaśniesz
Mam nadzieję,że zostaniesz rozebrany na części
Mam nadzieję, że tego pragniesz"
Pies popatrzył na kartkę ze zdziwieniem.
- Ale teks muszę brać na poważnie? - zapytał obracając kartkę. Pokręciłam przecząco głową.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to chyba wszystkie moje piosenki takie są i będą - zaśmiałam się i popatrzyłam na niego - Ale może być?
Video?
Od White'a CD opowiadania Rose Robin
Trochę zszokowało mnie to pytanie. Pomyślałem o rodzicach, którzy byliby szczęśliwi miejąc wnuki. Uśmiechnąłem się.
- Jasne, że bym chciał - liznąłem ją po pysku - Tylko może trochę później.
- Wiem, wiem. Tak tylko pytałam - wzruszyła ramionami.
- Strasznie cię kocham - rzekłem.
- Ja ciebie też.
Namiętnie ją pocałowałem. Bardzo namiętnie. Tak, jak nigdy jej nie całowałem.
- A ty chcesz mieć szczeniaki? - szepnąłem jej prosto do ucha.
Rose? ;3
- Jasne, że bym chciał - liznąłem ją po pysku - Tylko może trochę później.
- Wiem, wiem. Tak tylko pytałam - wzruszyła ramionami.
- Strasznie cię kocham - rzekłem.
- Ja ciebie też.
Namiętnie ją pocałowałem. Bardzo namiętnie. Tak, jak nigdy jej nie całowałem.
- A ty chcesz mieć szczeniaki? - szepnąłem jej prosto do ucha.
Rose? ;3
Od Harrison'a CD opowiadania Michy
Suczka wydawała mi się trochę smutna, a może taki ma charakter? W każdym razie byla miła.
-Na co masz ochotę? Sarna, królik?
-Może...sarna?
-Mówisz, masz.
Powoli czołgałem się w stronę zwierzyny i skoczyłem na nią. Przebiłem jej aortę i powaliłem na ziemię.
-Smacznego.- powiedziałem do suczki wskazując sarnę
Michy?
-Na co masz ochotę? Sarna, królik?
-Może...sarna?
-Mówisz, masz.
Powoli czołgałem się w stronę zwierzyny i skoczyłem na nią. Przebiłem jej aortę i powaliłem na ziemię.
-Smacznego.- powiedziałem do suczki wskazując sarnę
Michy?
Od Indiany CD opowiadania Daisy
Zjedliśmy w ciszy kolację. Pod koniec Viv znowu uskarżała się na ból w
klatce piersiowej, więc Sky zajęła się nią, a Oli chciał się uczyć
polować. Daisy nie mogła sama zostać, więc musiałem coś wymyślić.
-Daisy, Harrison dotrzyma ci towarzystwa.- powiedziałem
Za drugiego końca jaskini wyszedł Harry i usiadł naprzeciwko Daisy.
Daisy?
-Daisy, Harrison dotrzyma ci towarzystwa.- powiedziałem
Za drugiego końca jaskini wyszedł Harry i usiadł naprzeciwko Daisy.
Daisy?
Od Rose Robin CD opowiadania White'a
-Tak! Tyle na to czekałam!
Wbiegłam prosto na White'a i pocałowałam go.
-Zamieszkamy w mojej jaskini.
*Po przeprowadzce*
Był wieczór. Zmęczeni położyliśmy się na ziemi.
-Jak ci się podoba NASZ nowy dom?
-Cudowny, ale trochę w nim zimno.
-Ogrzać cię?
Pies podszedł do mnie i przytulił. Nie żałuję mojej decyzji o partnerstwie.
-Whi, nie, że w najbliższym czasie, ale czy chciałbyś mieć szczeniaki?
White?
Wbiegłam prosto na White'a i pocałowałam go.
-Zamieszkamy w mojej jaskini.
*Po przeprowadzce*
Był wieczór. Zmęczeni położyliśmy się na ziemi.
-Jak ci się podoba NASZ nowy dom?
-Cudowny, ale trochę w nim zimno.
-Ogrzać cię?
Pies podszedł do mnie i przytulił. Nie żałuję mojej decyzji o partnerstwie.
-Whi, nie, że w najbliższym czasie, ale czy chciałbyś mieć szczeniaki?
White?
Od Michy
Od tygodnia (czyli odkąd wyjawiłam Deo co do niego czuję) wychodzę z jaskini tylko raz dziennie na polowanie. Nie chcę ryzykować spotkania z nim... Dzisiaj jeszcze nie wyszłam na polowanie, ale zbliża się pora na nie. Przeciągnęłam się i wyszłam z jaskini. Słońce prawie mnie oślepiło, gdyż od rana siedziałam w jaskini, gdzie panował półmrok. Westchnęłam i pobiegłam w stronę lasu. Nagle wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - mruknęłam.
- Nic się nie stało. Jestem Harrison, a ty? - zapytał pies.
- Michy - mruknęłam.
- Pójdziesz ze mną na polowanie?
- Możemy iść - odparłam trochę śmielej.
Harry?
- Przepraszam - mruknęłam.
- Nic się nie stało. Jestem Harrison, a ty? - zapytał pies.
- Michy - mruknęłam.
- Pójdziesz ze mną na polowanie?
- Możemy iść - odparłam trochę śmielej.
Harry?
Od White'a CD opowiadania Rose Robin
- Dobrze... - powiedziała zdziwiona. Zaprowadziłem ją do mojej jaskini. Szczerze, to jest tu trochę ciasno... Honey się wyprowadziła, ale nas wszystkich jest łącznie 11! Ja, Robin, mama, tata i moje okropne rodzeństwo zjedliśmy obiad. Już mieliśmy wyjść, ale coś postanowiłem.
- Mamo, tato, wyprowadzam się - oznajmiłem.
- Mamo, tato, wyprowadzam się - oznajmiłem.
* 2 dni później *
Właśnie rozpakowałem się w nowej jaskini. W końcu mieszkam sam! Ale jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju... Rose... Nagle usłyszałem pukanie.
- Proszę! - krzyknąłem. Do mojej jaskini wszedł obiekt moich rozmyślań.
- Cześć White! - zawołała Rosie.
- Cześć Rose. Dobrze, że przyszłaś, bo mam do ciebie sprawę - rzekłem.
- Jaką?
- Zostaniesz moją oficjalną partnerką?
Rose? ;-3
Od Rose Robin CD opowiadania White'a
-Zemdlałaś, byłaś w śpiączce przez 2 tygodnie.
-Chodziło mi o to co ty przed chwilą zrobiłeś, pocałowałeś mnie?
-Chyba...
Wstałam. Zrobiłam chwiejny krok. Zaraz, coś ze mną nie tak? Jakoś wydaje mi się, że jestem wyższa i White...jest zupełnie inny, jest dorosły? Ja też. Przespałam dwa ostatnie tygodnie dzieciństwa?
-Chodź, zabiorę cię do mojej jaskini, moja rodzinka czeka z obiadem.- powiedział White
White? Wena pojechała do Disneylandu XD
-Chodziło mi o to co ty przed chwilą zrobiłeś, pocałowałeś mnie?
-Chyba...
Wstałam. Zrobiłam chwiejny krok. Zaraz, coś ze mną nie tak? Jakoś wydaje mi się, że jestem wyższa i White...jest zupełnie inny, jest dorosły? Ja też. Przespałam dwa ostatnie tygodnie dzieciństwa?
-Chodź, zabiorę cię do mojej jaskini, moja rodzinka czeka z obiadem.- powiedział White
White? Wena pojechała do Disneylandu XD
Od White'a CD opowiadania Rose Robin
- Rose? Rose?! - krzyknąłem. Suczka się nie budziła... Podniosłem ją i zarzuciłem sobie na plecy. Zacząłem biec w stronę gabinetu cioci Ingram.
* Jakiś czas później *
Patrzyłem na nieprzytomną Rose leżącą w gabinecie cioci.
- Kiedy ona się obudzi? Czy wyjdzie z tego? - spytałem po raz setny.
- Niedługo się obudzi i wyjdzie z tego - odparła ciocia setny raz. Nagle Robin się poruszyła i otworzyła oczy.
- Rose!!! - wrzasnąłem i ją pocałowałem.
- Co się stało? - zdziwiła się.
Rosie? Sorry że krótkie
* Jakiś czas później *
Patrzyłem na nieprzytomną Rose leżącą w gabinecie cioci.
- Kiedy ona się obudzi? Czy wyjdzie z tego? - spytałem po raz setny.
- Niedługo się obudzi i wyjdzie z tego - odparła ciocia setny raz. Nagle Robin się poruszyła i otworzyła oczy.
- Rose!!! - wrzasnąłem i ją pocałowałem.
- Co się stało? - zdziwiła się.
Rosie? Sorry że krótkie
Od Rose Robin CD opowiadania White'a
-Emmm....ok.
Pobiegliśmy do Mrocznego Lasu. Był środek dnia, ale w lesie był półmrok.
-White....ja, ja się trochę boję tu być.-powiedziałam
-Nie bój się, jestem z tobą.
W pewnym momencie poczułam swędzący ból w łapie. Weszłam w jakąś trującą roślinę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zemdlałam...
White?
Pobiegliśmy do Mrocznego Lasu. Był środek dnia, ale w lesie był półmrok.
-White....ja, ja się trochę boję tu być.-powiedziałam
-Nie bój się, jestem z tobą.
W pewnym momencie poczułam swędzący ból w łapie. Weszłam w jakąś trującą roślinę. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, zemdlałam...
White?
Od Aurory CD opowiadania Vawes'a
Vawes odprowadził mnie pod jaskinię. Przytuliłam go i powiedziałam:
-Dzięki za wszystko, ale przez jakiś czas chyba się nie zobaczymy...
-Czemu?
-Rodzice zobaczą, że mnie nie było. Kara nieunikniona.
-W takim razie....Hmm...Bywaj!
*Miesiąc później (koniec kary)*
Minął miesiąc. Moja kara się skończyła. Nastało wiele zmian, nie jestem już niezdarnym szczeniakiem tylko roczną suczką. Wyszłam z jaskini i pobiegłam do jaskini Vawes'a. On również nie był uroczym szczeniaczkiem tylko przystojnym psem.
-Cześć Aura! Mam coś dla ciebie, wiedziałem, że przyjdziesz.
Przy moich łapach znalazł się zając. Coś we mnie pękło.
-Nie mogę...ja już nie jem mięsa...jeśli przez to mnie znielubisz to przepraszam...
Odwróciłam się i wybiegłam z jaskini...
Vawes?
-Dzięki za wszystko, ale przez jakiś czas chyba się nie zobaczymy...
-Czemu?
-Rodzice zobaczą, że mnie nie było. Kara nieunikniona.
-W takim razie....Hmm...Bywaj!
*Miesiąc później (koniec kary)*
Minął miesiąc. Moja kara się skończyła. Nastało wiele zmian, nie jestem już niezdarnym szczeniakiem tylko roczną suczką. Wyszłam z jaskini i pobiegłam do jaskini Vawes'a. On również nie był uroczym szczeniaczkiem tylko przystojnym psem.
-Cześć Aura! Mam coś dla ciebie, wiedziałem, że przyjdziesz.
Przy moich łapach znalazł się zając. Coś we mnie pękło.
-Nie mogę...ja już nie jem mięsa...jeśli przez to mnie znielubisz to przepraszam...
Odwróciłam się i wybiegłam z jaskini...
Vawes?
Od Aresa CD opowiadania Josie
- Josie?! - krzyknąłem - Obudziłaś się?!
- Jak widać - roześmiała się.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem! - przytuliłem ją mocno. Gdy ją puściłem, ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- Myślałam, że cię nie obchodzę... - wymamrotała cichutko. Ja jednak usłyszałem wszystko. Mój uśmiech się powiększył.
- Oczywiście, że mnie obchodzisz - Zapewniłem ją. - Nawet nie wiesz jak bardzo... - dodałem.
Ona też się uśmiechnęła.
- Emm, mam do ciebie pytanie... - mruknąłem zakłopotany.
- Jakie?
- Jak bardzo ty mnie lubisz?
Josie? ;-3
- Jak widać - roześmiała się.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem! - przytuliłem ją mocno. Gdy ją puściłem, ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- Myślałam, że cię nie obchodzę... - wymamrotała cichutko. Ja jednak usłyszałem wszystko. Mój uśmiech się powiększył.
- Oczywiście, że mnie obchodzisz - Zapewniłem ją. - Nawet nie wiesz jak bardzo... - dodałem.
Ona też się uśmiechnęła.
- Emm, mam do ciebie pytanie... - mruknąłem zakłopotany.
- Jakie?
- Jak bardzo ty mnie lubisz?
Josie? ;-3
Od Honey CD opowiadania Roney'a
Roześmiałam się i przytuliłam Rona. Potem razem z nim zjadłam sarnę. Zbliżała się noc.
- To będzie pierwsza noc w naszym nowym domu - westchnęłam.
- Widzisz jak szybko się starzejemy? - powiedział melancholijnie Roney - Niedługo będziemy mieć wnuki - uśmiechnął się.
- Żeby mieć wnuki to najpierw trzeba mieć szczeniaki - roześmiałam.
- Myślisz, że tego nie wiem?! - oburzył się, a ja dałam mu kuksańca.
- Zawsze chciałam mieć szczeniaki. To było i jest moje marzenie. Ale jestem jeszcze za młoda...
Roney? :-3
- To będzie pierwsza noc w naszym nowym domu - westchnęłam.
- Widzisz jak szybko się starzejemy? - powiedział melancholijnie Roney - Niedługo będziemy mieć wnuki - uśmiechnął się.
- Żeby mieć wnuki to najpierw trzeba mieć szczeniaki - roześmiałam.
- Myślisz, że tego nie wiem?! - oburzył się, a ja dałam mu kuksańca.
- Zawsze chciałam mieć szczeniaki. To było i jest moje marzenie. Ale jestem jeszcze za młoda...
Roney? :-3
Od Levar'a CD opowiadania Lonlay
Uśmiechnąłem się do suczki. Nic nie mówiłem, bo rozumieliśmy się i bez słów. Patrzyliśmy się sobie w oczy.
-Jako szczeniaki nie było czasu tego powiedzieć...Hm? - Powiedziałem cicho.
-Wiesz, wielki wstyd. - Zaśmiała się.
-Ja powiedziałem. - Uśmiechnąłem się.
Lonlay przewróciła oczami.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie. - Przytuliłem ją mocno.
-A ty kolegą...-Powiedziała i trochę się zawahała.
-Ale tak na prawdę...To chyba coś więcej niż dobra przyjaciółka. - Szepnąłem jej do ucha.
Lonlay już wiedziała o co chodzi. Przytaknęła mi.
-Ja też tak myślę. - Uśmiechnęła się.
Zacząłem sobie nucić :
https://www.youtube.com/watch?v=kSfKlxH6ZmM
Że ty i ja mogliśmy uczyć się kochać na nowo
Po całym tym czasie
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Że mogłaś wciąż uwierzyć we mnie
Po wszystkich naszych zmaganiach
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Zbudzić się i wiedzieć
Że przetrwaliśmy burzę
I że ktoś zachowuje swój słodki uścisk
Dla Ciebie i tylko dla Ciebie
Że ty i ja mogliśmy uczyć się kochać na nowo
Po całym tym czasie
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Że mogłaś wciąż uwierzyć we mnie
Po wszystkich naszych zmaganiach
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Cisza mówi, aby pamiętać..
Pamiętamy...
Dwie zagubione w cieniu dusze
W cieniach...
Lonlay?
Dopisek Skyres: Filmik niech wstawi jakiś admin, bo jestem na tablecie
-Jako szczeniaki nie było czasu tego powiedzieć...Hm? - Powiedziałem cicho.
-Wiesz, wielki wstyd. - Zaśmiała się.
-Ja powiedziałem. - Uśmiechnąłem się.
Lonlay przewróciła oczami.
-Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie. - Przytuliłem ją mocno.
-A ty kolegą...-Powiedziała i trochę się zawahała.
-Ale tak na prawdę...To chyba coś więcej niż dobra przyjaciółka. - Szepnąłem jej do ucha.
Lonlay już wiedziała o co chodzi. Przytaknęła mi.
-Ja też tak myślę. - Uśmiechnęła się.
Zacząłem sobie nucić :
https://www.youtube.com/watch?v=kSfKlxH6ZmM
Że ty i ja mogliśmy uczyć się kochać na nowo
Po całym tym czasie
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Że mogłaś wciąż uwierzyć we mnie
Po wszystkich naszych zmaganiach
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Zbudzić się i wiedzieć
Że przetrwaliśmy burzę
I że ktoś zachowuje swój słodki uścisk
Dla Ciebie i tylko dla Ciebie
Że ty i ja mogliśmy uczyć się kochać na nowo
Po całym tym czasie
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Że mogłaś wciąż uwierzyć we mnie
Po wszystkich naszych zmaganiach
Może w taki sposób dowiedziałem się, że byłaś tą jedyną
Cisza mówi, aby pamiętać..
Pamiętamy...
Dwie zagubione w cieniu dusze
W cieniach...
Lonlay?
Dopisek Skyres: Filmik niech wstawi jakiś admin, bo jestem na tablecie
Od Doriana CD opowiadania Cortney
- Jasne - powiedziałem - Ty wybierasz miejsce.
- Hmm, może... Stare Obozowiska? - spojrzała na mnie.
- Mi pasuje - uśmiechnąłem się. Poszliśmy we wskazane przez suczkę miejsce. Poczułem zapach kiełbasy z grilla i głosy ludzi. Cortney stanęła nagle, a ja prawie na nią wpadłem.
- Wycofujemy się - syknęła. Wróciliśmy się kawałek. Gdy byliśmy już poza zasięgiem ludzi, zapytałem z błyskiem w oku:
- Może pójdziemy do Mrocznego Lasu?
Cortney? Wiem że krótkie ._.
- Hmm, może... Stare Obozowiska? - spojrzała na mnie.
- Mi pasuje - uśmiechnąłem się. Poszliśmy we wskazane przez suczkę miejsce. Poczułem zapach kiełbasy z grilla i głosy ludzi. Cortney stanęła nagle, a ja prawie na nią wpadłem.
- Wycofujemy się - syknęła. Wróciliśmy się kawałek. Gdy byliśmy już poza zasięgiem ludzi, zapytałem z błyskiem w oku:
- Może pójdziemy do Mrocznego Lasu?
Cortney? Wiem że krótkie ._.
Od Meredith - CD opowiadania Thomsona
- No dobrze - mruknęłam.
Jakiś drażliwy się zrobił. No cóż, trudno.
Szliśmy w stronę jego jaskini. Nic ciekawego się nie działo. Najwyraźniej wytraciliśmy już limit przygód na ten dzień. Wkoło nie było żadnych zwierząt. Nie wiem czemu.
* Po 15 minutach *
Staliśmy pod jego jaskinią.
- No to pa - pożegnałam się. - Do jutra?
Thomson?
Jakiś drażliwy się zrobił. No cóż, trudno.
Szliśmy w stronę jego jaskini. Nic ciekawego się nie działo. Najwyraźniej wytraciliśmy już limit przygód na ten dzień. Wkoło nie było żadnych zwierząt. Nie wiem czemu.
* Po 15 minutach *
Staliśmy pod jego jaskinią.
- No to pa - pożegnałam się. - Do jutra?
Thomson?
Laila dorosła!
Od Rocky'ego - CD opowiadania Navedy
- Tęskniłem - powiedziałem.
- Ja też, ale na szczęście już jestem w domu na stałe.
Pocałowałem ją w czoło.
- Gdzie się podziewałaś? - spytałem.
- No wiesz... - zaczęła. - Trochę tu, trochę tam.
- Dobra nieważne. Bynajmniej już jesteś. Widziałaś moją towarzyszkę Lailę?
Naveda ?
- Ja też, ale na szczęście już jestem w domu na stałe.
Pocałowałem ją w czoło.
- Gdzie się podziewałaś? - spytałem.
- No wiesz... - zaczęła. - Trochę tu, trochę tam.
- Dobra nieważne. Bynajmniej już jesteś. Widziałaś moją towarzyszkę Lailę?
Naveda ?
Niklaus dorósł!
Imię : Niklaus
Ksywka : Klaus
Głos : Justin Bieber
Rasa : Biały Owczarek Szwajcarski / Samoyed
Wiek : 7 lat
Płeć : Pies
Urodziny : 1 Dzień Jesieni
Stanowisko : Poganiacz
Rodzina : Mama Another Day, Tata Snowy, Rodzeństwo : Levar, Snowflake, Haley, Scarlett
Partner : Wcześniej Michelle
Charakter : Wyluzowany i ciekawski. Wszystko go interesuje. Czasami bywa nonszalancki i wścibski, ale uważa, że jest to jego zaleta. Poza tym ma bardzo wysokie mniemanie o sobie.
Historia : Narodził się w Sforze Psiego Uśmiechu
Upomnienia : 0/4
Kontakt : ♥♥♥Tommy♥♥♥ / maria-chrostek@wp.pl
Ksywka : Klaus
Głos : Justin Bieber
Rasa : Biały Owczarek Szwajcarski / Samoyed
Wiek : 7 lat
Płeć : Pies
Urodziny : 1 Dzień Jesieni
Stanowisko : Poganiacz
Rodzina : Mama Another Day, Tata Snowy, Rodzeństwo : Levar, Snowflake, Haley, Scarlett
Partner : Wcześniej Michelle
Charakter : Wyluzowany i ciekawski. Wszystko go interesuje. Czasami bywa nonszalancki i wścibski, ale uważa, że jest to jego zaleta. Poza tym ma bardzo wysokie mniemanie o sobie.
Historia : Narodził się w Sforze Psiego Uśmiechu
Upomnienia : 0/4
Kontakt : ♥♥♥Tommy♥♥♥ / maria-chrostek@wp.pl
Od Corthney- CD opowiadania Doriana
- Corthney- mruknęłam.
- Miło mi.- pies wziął moją łapę i chciał ją ucałować.
Ja szybko wyrwałam się od niego i popatrzyłam z obrzydzeniem.
- A ty to jakiś staroświecki?-oburzyłam się.- Rodzice cię nie nauczyli że tak się już nie robi od jakiś 50 lat?
Pies zakłopotał się trochę. Może byłam za bardzo surowa jak na pierwsze przywitanie.
- Przepraszam. - rzekłam.- przejdziemy się?
Dorian? Brak we[ł]ny
- Miło mi.- pies wziął moją łapę i chciał ją ucałować.
Ja szybko wyrwałam się od niego i popatrzyłam z obrzydzeniem.
- A ty to jakiś staroświecki?-oburzyłam się.- Rodzice cię nie nauczyli że tak się już nie robi od jakiś 50 lat?
Pies zakłopotał się trochę. Może byłam za bardzo surowa jak na pierwsze przywitanie.
- Przepraszam. - rzekłam.- przejdziemy się?
Dorian? Brak we[ł]ny
Od Niklausa - CD opowiadania Michelle
- Byłem ciekawy gdzie idziesz - mruknąłem.
- To idź sobie do domu - fuknęła.
- A tak się składa, że droga do mojej jaskini jest w tą stronę. I co teraz powiesz?
Michelle obróciła głowę. Najwyraźniej trochę złagodniała. Usiadłem obok niej.
- Czemu mnie tak nie lubisz? - spytałem.
Michelle? Sorry, że takie krótkie :/
- To idź sobie do domu - fuknęła.
- A tak się składa, że droga do mojej jaskini jest w tą stronę. I co teraz powiesz?
Michelle obróciła głowę. Najwyraźniej trochę złagodniała. Usiadłem obok niej.
- Czemu mnie tak nie lubisz? - spytałem.
Michelle? Sorry, że takie krótkie :/
Od Roney'a - CD opowiadania Honey
Weszliśmy do środka. Wnętrze jaskini wypełniało niebieskie światło.
Naprzeciw nas wyrastał brązowożółty stalagmit.
- Widzisz tamtą skałkę? - spytałem.
- Tak.
- Ona dzieli jaskinię na dwie części. Po lewej stronie będziemy mieć swoje dwa 'pokoje' a w prawej komorze będziemy trzymać jedzenie, jakieś zapasy i inne rzeczy, ponieważ tam jest chłodniej. Pasuje Tobie taki układ?
- No pewnie - przytuliła mnie.
- To za mną proszę.
Szliśmy do naszej części mieszkalnej. Uszykowałem tam mini piknik. Rozłożyłem nowy kocyk, upolowałem sarnę oraz dla Honey przygotowałem kwiaty.
- Za nasze nowe życie!
Honey ?
Naprzeciw nas wyrastał brązowożółty stalagmit.
- Widzisz tamtą skałkę? - spytałem.
- Tak.
- Ona dzieli jaskinię na dwie części. Po lewej stronie będziemy mieć swoje dwa 'pokoje' a w prawej komorze będziemy trzymać jedzenie, jakieś zapasy i inne rzeczy, ponieważ tam jest chłodniej. Pasuje Tobie taki układ?
- No pewnie - przytuliła mnie.
- To za mną proszę.
Szliśmy do naszej części mieszkalnej. Uszykowałem tam mini piknik. Rozłożyłem nowy kocyk, upolowałem sarnę oraz dla Honey przygotowałem kwiaty.
- Za nasze nowe życie!
Honey ?
Od Jocker'a- CD opowiadania Theo
Serce stanęło w miejscu a z ust nie mogłem wydusić ani słowa.
- Chodź...- wydusiłem.
- Gdzie?- zadziwił się.
- Do psychiatry debilu!
Pies przewrócił oczami.
- Masz cykora.- uśmiechnął się złowieszczo.
- Nie.- powiedziałem.- Po prostu chce jeszcze kiedyś zobaczyć Rachel, Mamę, Tate, Rodzeństwo. I przede wszystkim ciebie!
- Dobra odstawmy to na kiedy indziej. Pasi?
- Jasne.- poklepałem go po plecach.
Usiedliśmy na chwilę w sumie nie wiem nawet dlaczego. Ale... Coś mi się przypomniało!
- Theo!- krzyknąłem.
- Co?!- wystraszył się.
- Za mną!
Pognałem przed siebie a mój przyjaciel od razu za mną. Stanąłem przed... O taaak. Przed siedzibą Nieustraszonych Szczeniaków. Aż mi łza popłynęła z pod powieki.
- Pamiętasz?...
Theo?
- Chodź...- wydusiłem.
- Gdzie?- zadziwił się.
- Do psychiatry debilu!
Pies przewrócił oczami.
- Masz cykora.- uśmiechnął się złowieszczo.
- Nie.- powiedziałem.- Po prostu chce jeszcze kiedyś zobaczyć Rachel, Mamę, Tate, Rodzeństwo. I przede wszystkim ciebie!
- Dobra odstawmy to na kiedy indziej. Pasi?
- Jasne.- poklepałem go po plecach.
Usiedliśmy na chwilę w sumie nie wiem nawet dlaczego. Ale... Coś mi się przypomniało!
- Theo!- krzyknąłem.
- Co?!- wystraszył się.
- Za mną!
Pognałem przed siebie a mój przyjaciel od razu za mną. Stanąłem przed... O taaak. Przed siedzibą Nieustraszonych Szczeniaków. Aż mi łza popłynęła z pod powieki.
- Pamiętasz?...
Theo?
Kolejna suczka!
Imię : Shelby (czyt. Szelbi)
Ksywka : Shel (czyt. Szel)
Głos : Erica Gibson
Rasa : Shiba inu
Wiek : 2 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 16 Dzień Wiosny
Stanowisko : Malarka
Rodzina : W innej sforze
Partner : Brak
Charakter : Shelby jest niezależna, jednak lojalna do osób, które zdobędą jej zaufanie. Lubi spędzać czas ze znajomymi. Zawsze pewna siebie. Wobec nieznajomych zwykle zachowuje dystans, jest nieufna. Nie przepada za samotnością. Bardzo często uśmiecha się. Gdy ma zły dzień (co się rzadko zdarza), woli być sama. Uwielbia przygody. Zawsze można liczyć na jej pomoc.
Historia : Shel urodziła się w innej sforze. Była Młodą Pary Alfa. Miała tam szczęśliwe życie. W tamtej sforze była taka tradycja, że najstarszy ze szczeniąt pary Alfa zostaje w sforze, a gdy jego rodzice umrą, zostanie Alfą. Reszta musi odejść i dołączyć i innej sfory lub założyć własną. Niestety Shelby nie była najstarsza, wręcz przeciwnie. Była najmłodsza. Ma dwóch starszych braci - Lorena i Gardiana. Gardian został, Loren poszedł na wschód, a Shel na zachód. Suczka szła, szła i szła. Po drodze miała sporo przygód. W końcu dołączyła do napotkanej po drodze Sfory Psiego Uśmiechu.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : TruskaweczkaXD
Ksywka : Shel (czyt. Szel)
Głos : Erica Gibson
Rasa : Shiba inu
Wiek : 2 lata
Płeć : Suczka
Urodziny : 16 Dzień Wiosny
Stanowisko : Malarka
Rodzina : W innej sforze
Partner : Brak
Charakter : Shelby jest niezależna, jednak lojalna do osób, które zdobędą jej zaufanie. Lubi spędzać czas ze znajomymi. Zawsze pewna siebie. Wobec nieznajomych zwykle zachowuje dystans, jest nieufna. Nie przepada za samotnością. Bardzo często uśmiecha się. Gdy ma zły dzień (co się rzadko zdarza), woli być sama. Uwielbia przygody. Zawsze można liczyć na jej pomoc.
Historia : Shel urodziła się w innej sforze. Była Młodą Pary Alfa. Miała tam szczęśliwe życie. W tamtej sforze była taka tradycja, że najstarszy ze szczeniąt pary Alfa zostaje w sforze, a gdy jego rodzice umrą, zostanie Alfą. Reszta musi odejść i dołączyć i innej sfory lub założyć własną. Niestety Shelby nie była najstarsza, wręcz przeciwnie. Była najmłodsza. Ma dwóch starszych braci - Lorena i Gardiana. Gardian został, Loren poszedł na wschód, a Shel na zachód. Suczka szła, szła i szła. Po drodze miała sporo przygód. W końcu dołączyła do napotkanej po drodze Sfory Psiego Uśmiechu.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : TruskaweczkaXD
Od Lonlay- CD opowiadania Levar'a
Było to dla mnie lekkim zdziwieniem zobaczyć kogoś kto całkiem niedawno zmarł. Ale te dzisiejsze eliksiry potrafią zdziałać cuda więc zostawmy to. Ale ucieszyłam się na jej widok. Bardzo ją lubiłam i dobrze się z nią dogadywałam. A że była matką Levusia to nasze kontakty co chwila się poprawiały.
- Fajnie znowu cię widzieć!- przytuliłam ją.
Ana uśmiechnęła się. Po kilku minutach gdy już Levar przywitał się z matką ostatecznie poszliśmy na spacer. Dzisiaj ja wybierałam kierunek więc zaprowadziłam nas na lawendowe pole. Usiedliśmy pomiędzy długimi rzędami lawend. Nagle zaczęłam kichać.
- Masz uczulenie na lawendy? -chichotał pies.
- Nie..- mówiłam przez kichanie.- Aaa-psik! Ale możliwe żee.... Aaa-psik! To przez ich intensywny zapach... Aaaaa!
Wtem Levar przyłożył mi łapę do nosa i popatrzył prosto w oczy. Zarumieniłam się nieco.
- Może chodźmy w inne miejsce?-uśmiechnął się lekko.
Pokiwałam głową. Pies złapał mnie za łapę i wręcz pognaliśmy w inne miejsce. Na Złotych Wzgórzach było już chyba bezpiecznie. Położyliśmy się obok siebie. Pozwoliłam sobie położyć głowę na jego ramieniu. Niestety zaczął padać deszcz. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
- Zaczyna padać. Idziemy?-zapytał Levar.
- Po co?...-szepnęłam.
Levar popatrzył na mnie ze zdziwieniem ale uśmiechnął się.
- Levar...-szepnęłam.
- Tak?
- Będąc szczeniakami przeżyliśmy razem niesamowite przygody... Może cię to zdziwić ale przez te dni ja się... Zakochałam.
Levar?
- Fajnie znowu cię widzieć!- przytuliłam ją.
Ana uśmiechnęła się. Po kilku minutach gdy już Levar przywitał się z matką ostatecznie poszliśmy na spacer. Dzisiaj ja wybierałam kierunek więc zaprowadziłam nas na lawendowe pole. Usiedliśmy pomiędzy długimi rzędami lawend. Nagle zaczęłam kichać.
- Masz uczulenie na lawendy? -chichotał pies.
- Nie..- mówiłam przez kichanie.- Aaa-psik! Ale możliwe żee.... Aaa-psik! To przez ich intensywny zapach... Aaaaa!
Wtem Levar przyłożył mi łapę do nosa i popatrzył prosto w oczy. Zarumieniłam się nieco.
- Może chodźmy w inne miejsce?-uśmiechnął się lekko.
Pokiwałam głową. Pies złapał mnie za łapę i wręcz pognaliśmy w inne miejsce. Na Złotych Wzgórzach było już chyba bezpiecznie. Położyliśmy się obok siebie. Pozwoliłam sobie położyć głowę na jego ramieniu. Niestety zaczął padać deszcz. Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
- Zaczyna padać. Idziemy?-zapytał Levar.
- Po co?...-szepnęłam.
Levar popatrzył na mnie ze zdziwieniem ale uśmiechnął się.
- Levar...-szepnęłam.
- Tak?
- Będąc szczeniakami przeżyliśmy razem niesamowite przygody... Może cię to zdziwić ale przez te dni ja się... Zakochałam.
Levar?
sobota, 25 lipca 2015
Od Nesty CD opowiadania Wezy
W miarę szybko dotarliśmy do jeziora. Podeszliśmy aż do samego brzegu. Nachyliłam się nad taflą wody i wypatrzyłam pstrąga. Błyskawicznie go złapałam, wyciągnęłam na brzeg i zjadłam. Po chwili Weza zrobił to samo. Zjedliśmy jeszcze po kilka pstrągów i położyliśmy się na trawie. Westchnęłam cicho i przytuliłam się do psa.
- Nawet nie wiesz, jakie mam szczęście mając takiego przyjaciela jak ty - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja taką przyjaciółkę, jak ty - odwzajemnił uśmiech. Nagle usłyszeliśmy wołanie. Ja i Wez podnieśliśmy się i zobaczyliśmy Shantelle pędzącą w naszym kierunku.
- Nesty! - krzyknęła - Twojego tatę poważnie pogryzły wilki! Moja mama go operuje! I on... może umrzeć - wysapała.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zachwiałam się i upadłabym, ale Weza mnie przytrzymał.
- Nesty, dobrze się czujesz? - spytał zaniepokojony. W moich oczach pojawiły się łzy. Zaczęłam uciekać nie zważając na wołania tej dwójki. Chyba pierwszy raz odkąd żyje, popłakałam się. Ale w końcu chodzi o mojego tatę! Usiadłam na jakiejś polance, w cieniu drzew i rozpłakałam się na dobre. Po około pół godzinie, usłyszałam kroki.
- Nesty... - powiedział cicho Zi. Odwróciłam się do niego cała zapłakana, a on mocno mnie przytulił. Jeszcze bardziej rozbeczałam się w jego ramię.
Weza??? Pociesz mnie...
- Nawet nie wiesz, jakie mam szczęście mając takiego przyjaciela jak ty - uśmiechnęłam się do niego.
- A ja taką przyjaciółkę, jak ty - odwzajemnił uśmiech. Nagle usłyszeliśmy wołanie. Ja i Wez podnieśliśmy się i zobaczyliśmy Shantelle pędzącą w naszym kierunku.
- Nesty! - krzyknęła - Twojego tatę poważnie pogryzły wilki! Moja mama go operuje! I on... może umrzeć - wysapała.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zachwiałam się i upadłabym, ale Weza mnie przytrzymał.
- Nesty, dobrze się czujesz? - spytał zaniepokojony. W moich oczach pojawiły się łzy. Zaczęłam uciekać nie zważając na wołania tej dwójki. Chyba pierwszy raz odkąd żyje, popłakałam się. Ale w końcu chodzi o mojego tatę! Usiadłam na jakiejś polance, w cieniu drzew i rozpłakałam się na dobre. Po około pół godzinie, usłyszałam kroki.
- Nesty... - powiedział cicho Zi. Odwróciłam się do niego cała zapłakana, a on mocno mnie przytulił. Jeszcze bardziej rozbeczałam się w jego ramię.
Weza??? Pociesz mnie...
Od Thomson'a - CD opowiadania Catherine
Tu nikogo nie ma... ? Tymi słowami właśnie się ktoś ujawnił. Uśmiechnąłem się do siebie i krzyknąłem jeszcze raz.
- Na pewno? - rozejrzałem się wokół, za tym samym głosem.
- Tak! - odezwał się jak na zawołanie głos. Uśmiech na moim pysku zrobił się jeszcze większy. Podszedłem jak najciszej mogłem, do miejsca z którego ten tajemniczy głos się wydobył. Wydobył się on zza skały. Cichuteńko i powoli wszedłem na skałę i zobaczyłem suczkę. Niestety, mogłem mieć jakiś kamuflaż. Łapa mi się osunęła i przygniotłem ją swoim ciężarem. Suczka popatrzyła na mnie zdezorientowana. Uśmiechnąłem się oczywiście, bo czym byłby mój pysk bez uśmiechu. Szybko oczywiście z niej wstałem. Podałem jej łapę, ponieważ kultura tego nie zabrania. Suczka jednak nieprzekonana sama wstała. Przyjrzałem jej się dokładnie. Nie chciałem od razu pytać skąd jest, czy coś w tym stylu, jednak nie wytrzymałem.
- Witaj - rzekłem dosyć przyjaznym tonem - Jeśli można widzieć, co tutaj robisz? - zapytałem, odruchowo obchodząc ją wkoło.
- Mogłabym zapytać Cię o to samo - mruknęła.
- Ale ja to pytanie zadałem pierwszy.
Catherine? :>
- Na pewno? - rozejrzałem się wokół, za tym samym głosem.
- Tak! - odezwał się jak na zawołanie głos. Uśmiech na moim pysku zrobił się jeszcze większy. Podszedłem jak najciszej mogłem, do miejsca z którego ten tajemniczy głos się wydobył. Wydobył się on zza skały. Cichuteńko i powoli wszedłem na skałę i zobaczyłem suczkę. Niestety, mogłem mieć jakiś kamuflaż. Łapa mi się osunęła i przygniotłem ją swoim ciężarem. Suczka popatrzyła na mnie zdezorientowana. Uśmiechnąłem się oczywiście, bo czym byłby mój pysk bez uśmiechu. Szybko oczywiście z niej wstałem. Podałem jej łapę, ponieważ kultura tego nie zabrania. Suczka jednak nieprzekonana sama wstała. Przyjrzałem jej się dokładnie. Nie chciałem od razu pytać skąd jest, czy coś w tym stylu, jednak nie wytrzymałem.
- Witaj - rzekłem dosyć przyjaznym tonem - Jeśli można widzieć, co tutaj robisz? - zapytałem, odruchowo obchodząc ją wkoło.
- Mogłabym zapytać Cię o to samo - mruknęła.
- Ale ja to pytanie zadałem pierwszy.
Catherine? :>
Od Wezy - CD opowiadania Nesty
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami - Głodny jestem, nie wiem jak Ty - popatrzyłem na Nesty.
- Ja też - uśmiechnęła się suczka i razem zaczęliśmy iść na polowanie. W końcu znaleźliśmy małą sarenkę. Zaczęliśmy biec w jej stronę. Akurat w tym samym czasie skoczyliśmy, a sarenka zrobiła unik, przez co wpadliśmy na siebie. Zaczęliśmy się śmiać.
- Przepraszam - powiedziałem, podając jej łapę.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się Nesty i spokojnie wstała - To jeszcze raz? -zaśmiała się.
- A może złowimy ryby? - zaproponowałem. Suczka wzruszyła ramionami i zaczęliśmy się kierować w stronę jeziora.
Nesty?
- Ja też - uśmiechnęła się suczka i razem zaczęliśmy iść na polowanie. W końcu znaleźliśmy małą sarenkę. Zaczęliśmy biec w jej stronę. Akurat w tym samym czasie skoczyliśmy, a sarenka zrobiła unik, przez co wpadliśmy na siebie. Zaczęliśmy się śmiać.
- Przepraszam - powiedziałem, podając jej łapę.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się Nesty i spokojnie wstała - To jeszcze raz? -zaśmiała się.
- A może złowimy ryby? - zaproponowałem. Suczka wzruszyła ramionami i zaczęliśmy się kierować w stronę jeziora.
Nesty?
Od Navedy do Rockiego
Już długo jestem w sforze.Jako dumna Beta muszę dbać o psy.Jakiś czas
nie widziałam Rockiego.Czy on jeszcze żyje? Dzisiejszego dnia
postanowiłam odwiedzić Rockiego.Gdy weszłam do jego domu,rozejrzałam się
i zauważyłam nasze wspólne zdjęcie.
-O...witaj. - odparł Rocky przytulając mnie.
-Cześć.Jak dawano cię nie widziałam. - odwzajemniłam gest.
Rocky?
-O...witaj. - odparł Rocky przytulając mnie.
-Cześć.Jak dawano cię nie widziałam. - odwzajemniłam gest.
Rocky?
Od Josie - CD opowiadania Aresa
- Ares! - wykrzyknęłam przerażona. Zaczęłam się topić. Ja nie umiem
pływać. JA NIE UMIEM PŁYWAĆ. Z całych sił starałam się trzymać na
powierzchni, ale to nic nie pomogło. W końcu zaczęło mi brakować
powietrza. I dalej jest nie przenikniona ciemność ...
* Jakiś czas później *
Obudziłam się. Wyplułam dużą ilość wody i zaczęłam ciężko oddychać. Dopiero teraz rozejrzałam się. Byłam w jaskini Ingram. Po chwili usłyszałam Jej głos :
- Obudziłaś się
- Długo byłam nieprzytomna ? - zapytałam
- 3 dni
- 3 dni ... - powtórzyłam
- Ares prawie dostał zawału, jak się, przez ten czas nie budziłaś
- On się martwił ? - zapytałam z niedowierzaniem
- Tak. I to bardzo. Codziennie był u Ciebie przez kilka godzin. Możesz już dzisiaj wyjść ze szpitala, ale tak raz na 2 - 3 dni, chciałabym Cię zobaczyć na kontrolach
- Dobrze. Dowidzenia - wybiegłam z jaskini lekarskiej
Tak biegłam, że na kogoś wpadłam. Tym kimś był Ares ...
Ares ???
* Jakiś czas później *
Obudziłam się. Wyplułam dużą ilość wody i zaczęłam ciężko oddychać. Dopiero teraz rozejrzałam się. Byłam w jaskini Ingram. Po chwili usłyszałam Jej głos :
- Obudziłaś się
- Długo byłam nieprzytomna ? - zapytałam
- 3 dni
- 3 dni ... - powtórzyłam
- Ares prawie dostał zawału, jak się, przez ten czas nie budziłaś
- On się martwił ? - zapytałam z niedowierzaniem
- Tak. I to bardzo. Codziennie był u Ciebie przez kilka godzin. Możesz już dzisiaj wyjść ze szpitala, ale tak raz na 2 - 3 dni, chciałabym Cię zobaczyć na kontrolach
- Dobrze. Dowidzenia - wybiegłam z jaskini lekarskiej
Tak biegłam, że na kogoś wpadłam. Tym kimś był Ares ...
Ares ???
Levar i Snowflake dorośli!
Imię : Levar
Ksywka : Lev, Levii ... Jest jeszcze jedna ksywka..Której mogą używać tylko nieliczni...Levcio.
Głos : Lawson
Rasa : Owczarek Szwajcarski / Samojed
Wiek : 1 rok
Płeć : Pies
Urodziny : 1 dzień jesieni
Stanowisko : Uzdrowiciel
Rodzina : Rodzice - Another Day & Snowy | Rodzeństwo : Snowflake , Niklaus , Haley | Dziadkowie : Aceland & Mashine | Ciocie : Coco , Quiet † , Suzzie | Wujkowie : Ferraro , Jocker | Siostry cioteczne : Cortney, Meredith, Josie, Tahti, Jasmine | Bracia cioteczni : Valentino, Kai, Jammy, Skillet, Vawes, Rubens, Tyler |
Partner : Levar...Kochliwy piesek, lecz jedna skradła jego serce a on czeka na odpowiedni moment...Lonlay..
Charakter : Lev, jest psem tajemniczym. Przyjacielski, wesoły...Towarzyski. Pomysłowy, mądry, inteligenty. Bez zastanowienia można mu zaufać. Nie kłamie, dotrzymuje obietnice. Opiekuńczy, zabawny. Lubi się rozerwać. Czasem zdaje się nieogarnięty, i trochę niedorozwinięty bo zachowuje się jak szczeniak. Lecz gdy trzeba, potrafi zachować męskość, odwagę i powagę. Szlachetny, energiczny i wszędzie go pełno. Podobnie jak Lonlay, uwielbia chodzenie po drzewach. To właśnie ona go tego nauczyła. Jeśli mówi w innym języku, znaczy że mu odwala. Nigdy nie usiedzi w miejscu. Dla znajomych i bliskich otwarty na wszystko. Uważa że wszystko co on robi jest dobre, chodź w cale nie ma racji. Jego wynalazki nie raz robią, i robiły szkodę. Czasem wychodzi mu to na dobre...Lubi pomagać, lecząc. Ma wrodzony talent lekarski.
Historia : Urodził się tu - w tej sforze. Nieliczne przygody, w których uczestniczyła też Lonlay. Jego historia nadal trwa.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : MałySzaryCzłowiek
Imię : Snowflake
Ksywka : Snoo , Flake , Snow.
Głos : Ewa Farna
Rasa : Samojed / Owczarek Szwajcarski
Wiek : 1 rok
Płeć : Suczka
Urodziny : 1 dzien jesieni
Stanowisko : Pielęgniarka
Rodzina : Rodzice - Another Day & Snowy | Rodzeństwo : Levar , Niklaus , Haley | Dziadkowie : Aceland & Mashine | Ciocie : Coco , Quiet † , Suzzie | Wujkowie : Ferraro , Jocker | Siostry cioteczne : Cortney, Meredith, Josie, Tahti, Jasmine | Bracia cioteczni : Valentino, Kai, Jammy, Skillet, Vawes, Rubens, Tyler |
Partner : Trudno przyznać, że taka cicha...Spokojna suczka kocha się w....Unbroken'ie...
Charakter : Cicha, spokojna i tajemnicza sunia. Ma swój własny świat i zawsze myśli o czymś innym. Nie lubi prowadzić długich rozmów, poznawać nieznajomych i się przedstawiać od razu. Wypyta cię o wszystko, a dopiero potem ujawni ci swoje imię. Niezależna. Ułożona, delikatna...Lecz pod tą powłoką kryje się wesoła, pełna życia suczka. Odważna, przepełniona duszą towarzystwa suczka. Woli jednak zostać przy tej cichej...Jednak gdy poznasz ją głębiej dowiesz się jaka jest naprawdę.
Historia : Urodziła się tu.
Upomnienia : 0/4
Kontakt : MałySzaryCzłowiek
Subskrybuj:
Posty (Atom)