- Zachód słońca ??? – Zapytałem lekko zawiedzionym głosem.
- O co chodzi ??? Nie podoba Ci się ten pomysł –Zasmuciła się.
- No, trochę – Dobiłem ją moim tekstem, jednak szybko
dodałem - Każdy wie, że wschód jest ładniejszy.
- Ale do wschodu zostało jeszcze jakieś 12 godzin.
- I o to chodzi !!! –Krzyknąłem pełen euforii – Im więcej
tym lepiej co nie ???
- Nie zawsze - Przyznała.
- Spoko Quietly,
wystarczy że mi zaufasz, a te 10 godziny upłyną z prędkością światła – Powiedziałem
- Yyy… 12
- Co ???
- Nie 10, tylko 12
- To nie jest ważne, ale zgadzasz się na mój pomysł???
-Ok
- Dobra, a więc trzeba poszukać fajnego miejsca, żeby
widzieć wschód, a nie zachód. – Chwyciłem szybko Quiet i pobiegłem w przeciwną
stronę do tej, którą proponowała suczka. Biegłem na złamanie łba, z tego
wszystkiego potknąłem się i sturlałem się w dół. Zrobiłem parę fikołków, aż mi
się zakręciło w głowie. Miałem ochotę zwrócić te kilka Hot dogów, które
wcześniej zjadłem. Gdy się w końcu
zatrzymałem nie widziałem nic. Zrobiło mi się czarno przed oczami, jednak
stanąłem na nogi. Trochę się kiwałem na boki, nie zauważyłem, że jestem tuż
obok urwiska, zanim sobie o tym uświadomiłem, było już za późno. Znowu zacząłem
mieć mroczki i przechyliłem się prosto na urwisko, po czym zsunąłem się z jego
brzegu. I znowu koziołkowałem… Po jakichś 5 minutach sturlałem się na sam dół. Quiet
szybko do mnie podbiegła.
- Nic Ci nie jest ?!?!? – Zapytała przerażona.
- Yyy czy to źle, jak widzę motylki ??? – Powiedziałem wciąż
leżąc. Następnie potrząsłem kilka razy swoją głową i wszystko znowu wróciło do
normy. – Mówiłem coś ???
- Że widzisz motylki – Zachichotała.
- To musiało wyglądać bardzo dołująco. – Przyznałem,
oglądając jednocześnie miejsce, do którego się sturlałem. Wciąż unosił się pył,
po moim spotkaniu z ziemią, jednak kiedy już opadł, pojawił się piękny kanion.
- Ale tu ładnie. – Powiedziała Quiet.
- To idealne miejsce na oglądanie wschodu słońca, tylko …
- Tylko co ???
- Trzeba będzie wspiąć się nieco wyżej, bo skały będą nam zasłaniać
widok. – Zacząłem wspinaczkę, po stromym urwisku. Co chwilę cię osuwałem,
jednak moja determinacja nie spadła, wręcz przeciwnie. Paliłem się do tego, aby
się wspiąć na szczyt. Quiet też nie najlepiej szło. Po długiej walce udało nam
się dostać na szczyt. – Nareszcie !!! –Padłem na ziemię i chwile odsapnąłem.
- To jak długo do wschodu ???
- Yyy… długo, bo słońce jeszcze nawet nie zaszło.
- Chyba 11 godzin będziemy jeszcze czekać.
- Coooo… !?!?!?!? Wspinaliśmy się tylko jedną godzinę !!!! –
Krzyknąłem przerażony. – Przecież to trwało wieki !!!!
- Widocznie nie. – Przyznała. – Musimy jakoś zabić czas. Masz
może jakiś kolejny, wspaniały pomysł ???
- No jasne, że mam. – Zamyśliłem się. – Możemy zagrać w „Kamień,
papier, nożyce” –Zaproponowałem.
-Ok. – Zaczęliśmy grać. Quiet co chwilę wygrywała, a ja
byłem cały czas tym przegranym. Zleciało tak tylko parę minut.
- Może zrobimy coś innego, bo jestem już trochę znudzony tym
że przegrywam. – Przyznałem
- To co chcesz robić ???
- Pamiętasz moją listę zabijaczy czasu ???
- No
- A pamiętasz numer 503 ???
- Nie
- Wymyślałem w nim piosenką – Podpowiedziałem.
- No tak.
- Podobała Ci się, więc tak sobie pomyślałem, czy by nie
wymyślić drugiej… - Zacząłem
- To może być całkiem nie złe. Mam Ci pomóc ???
- Nieee… zróbmy sobie wyścig.
- Wyścig ???
- Yhym, ten kto będzie pierwszy, ten wygra, ok ???
- Ok – I zaczęliśmy. To był naprawdę świetny pomysł, nim się
obejrzałem, nadeszła noc. Oboje przez cały czas wylewaliśmy siódme poty z
mózgu. Wiedziałem, że na pewno prowadzę. Nie czekając na Quiet zacząłem swoją
piosenkę.
- I jak ??? –Uśmiechnąłem się.
Quiet ???