- Jeśli tak bardzo Ci zależy - uśmiechnęłam się z lekką złośliwością - Muszę Cię jednak zawieźć - westchnęłam.
- I tak mnie nie zaprosisz? - pies widocznie chciał zgadnąć, co powiem.
- Nie - rzuciłam szybko - Niestety moje zasoby ciastek i herbaty się wyczerpały - mruknęłam i spojrzałam na psa.
- To może na coś innego - zaproponował, nie dając za wygraną.
- Czyli na co? - spytałam z lekkim zażenowaniem.
- No nie wiem - wzruszył ramionami - Na jakiś niedzielny obiad? -
zaśmiał się. Spojrzałam w głąb swojej jaskini. Nie było tam nic
oprócz... Właśnie!
- Mogę Cię zaprosić na wspólne wymiatanie piachu z mojej jaskini - powiedziałam z lekką dumą - Pasuje ci?
Stanley?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz