Podniosłem piłkę i zabrałem ją ze sobą.
- Nie wiem. Możemy iść na stare obozowiska.- zaproponowałem.
- Jasne.- ucieszyła się.
Poszliśmy nad małe jezioro. Obozowisko było po drugiej stronie więc musieliśmy przepłynąć. Akurat obok stała przywiązana, mała łódka. Rozgryzłem sznurek i wskoczyłem na pokład.
- Achoooj majtku Mey!- krzyczałem.- Wskakuj na pokład!
- Arrrrrr....- zawarczała tak jak piraci.
Potem zaśmiała się i złapała się mojej wyciągniętej łapy. Jednym małym skoczkiem znalazła się na naszym okręcie. Złapałem za ster [czyt. wiosła] i wprawiłem statek w ruch. Płynęliśmy niezbyt długo bo zaraz byliśmy na miejscu. Z ogniska leciał dym a węgielki podskakiwały rozżarzone. Ktoś tu musiał wcześniej być... Na pewno. Na pewno nie psy bo psy przecie nie umieją rozpalać ogniska. Zresztą tak jak inne zwierzęta. Czyli mogło to wynikać na tylko jedno. Usłyszeliśmy jakieś głosy i wskoczyliśmy za krzaki. Zza listków łatwo było zobaczyć sylwetki osobników...
Meeeey? O.O
1 komentarz:
Boże, te twarze ich mnie rozwalają! XD
Prześlij komentarz