- W zasadzie, to mógłbyś, ale jeszcze wracając do zamieszkania razem, to .... - Zaczęłam zamyślona i troszkę nerwowa.
- To co ? - Zdziwił się.
- Zamieszkajmy raczej u ciebie, bo u mnie jest trochę za dużo... skóry... - Wykrztusiłam.
- W jakim sensie skóry ? - Robił się podejrzliwy.
- Nie ważne... po prostu chodzi mi o to, że wole zmieszać u Ciebie....
- Ok ... - Powiedział trochę tajemniczo.
- To gdzie teraz idziemy ? - Zapytałam ciekawa.
- Może lepiej będzie, jak zaprowadzę cię do jaskini.... - Zaczął, ale gdy to usłyszałam poczułam się trochę zła.... z jednej strony Ferro troszczy się o mnie, ale z drugiej, brzmiało to jakby uważał, że sobie nie umiem poradzić.
- Nie jestem kaleką... - Powiedziałam trochę zła. Odwróciłam się od niego i oglądałam spadające liście drzew, udając, że go ignoruję.
- Qet ... nie chciałem cię urazić, ale po prostu nie chce, abyś się przemęczała. - Podszedł do mnie.
- Ale mi nic nie jest ... nie potrzebuje takiej opieki .... - Zaczęłam obrażonym głosem, wciąż nie patrząc w jego stronę.
- Wiem, że jesteś samowystarczalna, ale jednak nie chce aby Cię spotkała jakaś krzywda - Przyznał. Ja wciąż "zła" ignorowałam go, przez dłuższy czas. W końcu postanowiłam odejść. Wstałam i zaczęłam wolno iść. Nade mną rosła wielka akacja, a jak każdy wie, jej gałęzie są kolczaste. Jedna z nich leżała na ziemi, ukryta w trawie. Ja jak zwykle nie patrzę pod nogi i nadziałam się na nią. Kolce z gałęzi wbiły się głęboko pod skórę, a ja gwałtownie się cofnęłam.
- Ał .... -Pisnęłam, wciąż cofając się w tył, kulejąc.
Ferro ? Brak pomysłu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz