Ale wstyd. Wypalić takie rzeczy przy wszystkich. Ciekawa jestem co na to moja mama albo babcia. Chyba nie były zadowolone z tego co usłyszały. Musiałam wyjść z jaskini. Nie mogłam się patrzeć na White'a. Postanowiłam udać się do Wąwozu Rudego. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Mogłam odnaleźć to miejsce jedynie z opowieści innych. Tata opowiadał mi o tym, że żył tutaj kiedyś w samotności przez wiele, wiele lat pies o imieniu Rudy. Musiał też chyba tutaj umrzeć. Kiedy weszłam do wąwozu od razu łapy zabrudziły mi się w gęstym błocie. Rozejrzałam się dookoła. Liście drzew już wyraźnie pożółkły. Niektóre z nich nawet zaczęły się robić brązowe. Naprzeciwko mnie leżała zaspa z liści. Pobiegłam tam i wskoczyłam w nią. Zaczęłam nurkować w przegnitych liściach. Nie wiedziałam, że bawienie się w samotności nie jest takie złe. Po zabawie położyłam się na kupce i czekałam sama nie wiem na co. po chwili na horyzoncie zauważyłam jakiegoś psa. Husky Syberyjski. Chyba trochę młodszy ode mnie, ale wzrostem dorównujący mi. Podeszłam powoli do niego. Skądś go znałam.
- Cześć. Jestem Meredith - przywitałam się.
- Ja jestem Thomson. W skrócie po prostu Tom - uśmiechnął się.
- Jak już się znamy to może się pobawimy w tamtym tunelu z liści? - spytałam wyczekująco.
Za mną w średniej odległości zauważyłam White'a.
Thomson ? White ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz