-Jak to spadłaś?! - Wrzasnąłem.
-Nie wiem...Zapatrzyłam się. - Zaczęła płakać.
-Ale złamałaś ją?
-NIE WIEM!
Położyłem uszy po sobie. Podniosłem ją i wrzuciłem sobie na plecy. Po drodze nuciłem sobie moją ulubioną piosenkę.
https://www.youtube.com/watch?v=0eD7AUuMW44#t=158
-Pięknie śpiewasz. - Powiedziała.
-Dzięki...
*U lekarza*
Przyszła tylko mama Lonlay. Nie było Cheroon'a.
-Mamo, gdzie tata? - Zapytała.
Bligrht od razu posmutniała.
-Nie żyje...-Mruknęła.
Lon wyglądała na przerażoną i zdezorientowaną. Nagle popatrzyła się na
mnie wrednie i uciekła. Łapa już ją nie bolała. Szukałem jej po całej
sforze...Nigdzie jej nie ma! Chociaż....Nie szukałem....na drzewach!
Szybko spojrzałem na górę i zobaczyłem skaczącą po gałęziach Lonlay.
Zwinnie wskoczyłem na pierwsze lepsze drzewko, wskoczyłem wyżej i ją
wyprzedziłem. Usiadłem na gałęzi na którą właśnie skakała. Odchyliłem
się do tyłu, i zacząłem spadać. Na dole była sterta liści. Lonlay leżała
na mnie...
-Przepraszam, ale chciałem zapytać czy jesteś na mnie zła?
-Za co? Po prostu gdybym z tobą nie łaziła tata by żył...
Przewróciłem oczami.
-U mnie zmarła mama....Popełniła samobójstwo ale pogodziłem się z tym.
Wiem, że gdy będę jej potrzebował otrzymam tą pomoc. Ona jest tu. -
Pokazałem łapą na jej serce.
-Aha....Ale ja nie jestem tobą i nie muszę. - Mruknęła.
-Oj nie przesadzaj. - Powiedziałem i przewróciłem ją na plecy. -Masz
mnie....rodzeństwo i mamę, która cię kocha. A mój tata musi pełnić rolę
alfy. Ja chociaż chciałbym, i tak nie zostanę alfą tylko mój tata. Za
pewne niedługo znajdzie sobie nową partnerkę albo po prostu nas odda. -
Przekręciłem łeb, i jedna łezka spłynęła mi po nosie.
-Twój tata nigdy cię nie odda. Kocha cię. - Uśmiechnęła się.
-Może i kocha, ale nie ma czasu na zajmowanie się 5 szczeniaków.
-Teraz ty przesadzasz. - Powiedziała i teraz ja wylądowałem na plecach.
-Może koniec tej zabawy?....-Powiedziałem i wyrwałem się z jej "objęć". Po chwili zacząłem się śmiać.
-Co robimy? - Zapytała.
-A co byś chciała?
Lonlay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz