Mey westchnęła cicho, próbując skupić wzrok w jednym miejscu. Definitywnie to wszystko działo się za szybko. Jeszcze przecież niedawno nie miała partnera, a teraz jest w ciąży.
-Cod?- Mey podniosła łeb i zwróciła go w stronę partnera, który uczynił to samo. Suka otworzyła pysk, chcąc coś powiedzieć, lecz sama nie wiedziała co. Wtuliła tylko łeb w psa i kolejny raz westchnęła.
-Wszystko będzie dobrze- odparł Codie, przytulając Mey.
-Oby- odparła cicho suka, próbując „wyplątać się” z uścisku partnera. Położyła się na posłaniu, wbijając wzrok w ścianę. Nadal nie mogła uwierzyć w słowa Alany. A może ona tak naprawdę sobie żartowała? Nie. Raczej nie. Miała poważny ton głosu, więc musiała mówić prawdę.
*Kilka dni później*
Mey niespokojnie leżała na posłaniu. Była zdenerwowana – dzisiaj miały
się urodzić szczenięta. Chociaż, bardziej zdenerwowaną istotą w tej
jaskini był Codie, który co raz pod chodził do Mey, pytając „Wszystko
okej?” lub „Dobrze się czujesz?”.-Nie- odparła suka, przewracając oczami. Denerwowało ją już to gadanie partnera. Codie jak na komendę wyprostował się i spojrzał na Mey.
-Iść po Alanę?- zapytał, jednak Mey nie zdążyła dać odpowiedzi, a ten już wypruł z jaskini. Suka uśmiechnęła się pod nosem. W końcu mogła trochę odpocząć. Nagle naszły ją skurczę i zamknęła mocno oczy.
-Cod- zdołała tylko wydusić.
*Chwileczkę później*
Mey otworzyła oczy. Jej obraz był nadal rozmazany, jednak mogła usłyszeć
pisk szczeniąt. Polizała jedno za uchem, po czym podniosła lekko łeb,
kierując wzrok na Codie'go i uśmiechając się lekko.Codie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz