Staliśmy na swoich miejscach i wyczekiwaliśmy tego momentu. Nagle zauważyłem jak Loki macha do mnie zza krzaków łapą na znak że wrogowie się zbliżają. Serce zabiło mi tak mocno jakby zaraz miało rozerwać moją skórę i wyskoczyć. Zapewne nie tylko mnie serce tak łomotało. Niby ja tylko stałem w miejscu ale bałem się o los moich sforzan. Byłem lekko schowany za pagórkiem na którym stałem. Czekałem kiedy dać znak do ataku. Wrogowie zbliżali się coraz bliżej. Po czole zaczęły spływać mi krople potu które musiałem co chwila przecierać. Upiory były już na tyle blisko że mogłem dać znak. Wydałem charakterystyczny nam psom dźwięk któego upiory nie słyszały. Na ten znak Loki i jego grupa podzielona na dwie części wybiegła i zaskoczyła przeciwników. Lecz nie na długo byli tacy zdumieni bo po chwili wyciągnąwszy swoje długie kosy zaczęli atakować. Zauważyłem że parę psów już leżało martwe... Zrobiło mi się słabo ale nie mogłem zabierać oczu z dalszej rozgrywki. Miałem ochotę wybiec i pomóc im wszystkim ale niestety nie mogłem. Stałem jak jakiś głupi bezużyteczny kołek i patrzyłem jak moi przyjaciele giną. Próbowałem się dalej powstrzymywać. Teraz zwróciłem uwagę na stan walki. Widać było że dużo upiorów poległo ale nie mniej niż sforzan. Naliczyłem 30 trupów maszkar i 10 sforzan. Hmm.. Wygląda na to że mamy przewagę chociaż upiorów było owiele więcej niż nas. Stałem i wgapiałem się w walkę. Latarki przydawały się i działały. Kiedy na jakiegoś psa leciało za dużo wrogów włączał tarczę świetlną i wszystkie upiory odskakiwały z piskiem. Tak jak układaliśmy przedtem plan tak też poszło. Jem i jego grupa już dawno walczyli a psy z grupy Lokiego (które jeszcze przeżyły) leciały na stanowiska do rzucania bombami. Wszystko dalej szło zgodnie z planem a bomby sprawiły że wiele upiorów poległo. Mieliśmy nareszcie wyrównane szanse. Moje oczy latały w tą i z powrotem kontrolując wszystko dokładnie. Czułem się strasznie. Nagle moje oczy zatrzymały się na Lokim którego przyduszał do ziemi ten potwór. Wtedy już coś we mnie pękło i... wyskoczyłem zza pagórka w jego stronę. Gdy byłem już przy nim odepchnąłem kościste cielsko z mojego przyjaciela. Pomogłem mu wstać a on zdziwiony krzyknął do mnie.
- Co ty tutaj robisz!?!?!- krzyknął do mnie.- Wracaj na miejsce bo jeszcze coś ci się stanie stary!!!!
Nic nie odpowiedziałem na te słowa. Zauważyłem tylko że za plecami Lokiego czai się na niego kolejny osobnik. Przeskoczyłem zwinnie Lokiego i... zastąpiłem mu latarkę. Tak posłużyłem jako tarcza i kosa potwora trafiła mnie w samo serce. Upadłem od razu na ziemie nie mając siły nic powiedzieć ani chociaż drgnąć. Widziałem jeszcze co nieco i słyszałem. Słyszałem tylko bardzo głośny skowyt Lokiego który stał nade mną i wył w niebo głosy. Włączył też latarkę i stanął nade mną aby nikt nam nic nie zrobił. Nie wiem czy wiedział że to mi już i tak nie pomoże. Co ja sobie myślałem... Że wyjdę jak nowo narodzony i młody pies na pole bitwy i wszystkich pozabijam?! Kilka minut wcześniej musiałem nie myśleć. Ale musiałem pomóc mojemu najlepszemu przyjacielowi.. A raczej bratu. Dalej nie mogłem wytrzymać i zamknąłem z wycięczenia oczy. Potem po kolei każdy organ zaczął pozbywać się swojej funkcji. Na końcu swoją moc straciło... serce.
**Jocker**
Walczyłem jak należy ale gdy zauważyłem że na miejscu psa który ma rzucać bombami nikogo nie ma. Wskoczyłem na wolne miejsce i zacząłem pociskować. Nagle... zauważyłem rzecz której żaden sforzanim by się nie spodziewał... ostatnie pięć upiorów. Je pokonaliśmy osobno i... koniec.... koniec walki... ale.... to my wygraliśmy... nie oni... MY! MY WYGRALIŚMY WOJNĘ!!!! Wszystkie psy skakały i szczekały głośno na znak że wygraliśmy. Pielęgniarki od razu przybiegły po wszystkie ranne psy. Niektórych niestety już nie dało się uratować.. Skakałem w tą i z powrotem ale coś przerwało moje szczęście. Ten widok... Widok Lokiego leżącego nad moim tatą który leżał w kałuży krwi z rozciętym sercem. Podbiegłem do niego i nie wierząc własnym oczom zacząłem ryczeć. Ryczeć gorzko i z takim żalem i smutkiem jakbym miał się zabić aby spotkać go w niebie. Nie mogłem powstrzymać łez które wydobywały się strumieniami z moich oczu. Po chwili podbiegła do mnie Suzzie i ona również zaczęła głośno skomleć. Wszyscy zebrali się dookoła nas w wielkim okręgu. Spuścili nisko łby w takim przygnębieniu. W pewnym momencie podniosłem się z mojego ojca i poprosiłem o to samo Lokiego. Podniosłem wysoko pysk wydobywając z niego wycie. Po chwili przyłączyła się do mnie Suzzie, Loki. A niedługo już wszyscy podnosząc nosy w niebo wyli głośno i rozpaczliwie. Nigdy nie wybaczę tym upiorom tego co zrobiły mojemu tacie. NIGDY!
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz