** Bitter | Po zebraniu **
Owczarek zamknął oczy, i spokojnie poczekał, aż wszyscy zebrani przecisną się przez wąskie wejście do jaskini. Gdy usłyszał ostatnie, ciche odgłosy skrzypiącego śniegu, wziął głęboki oddech i podszedł cicho do Alfy, a zarazem lidera swojej grupy w czasie wojny.
- Masz jakieś pytanie? - zapytał życzliwie Aussie, odwracając się w stronę psa.
Bitt poczuł, jak żołądek podskakuje mu do gardła. Nerwowo skrobał pazurami o wystający kawałek drewna. Zaczął szukać jakiejś odpowiedzi, która byłaby zgodna z prawdą, a równocześnie nie miałaby nic wspólnego z tym, co wówczas miał powiedzieć. Zdjął z siebie latarkę, którą miał przewieszoną na sznurku.
- Myślę, że jest popsuta - mruknął pies, obracając w łapie przedmiot.
Alfa przejął latarkę, a następnie ją włączył. Nie wystrzelił żaden niezwykle oślepiający promień, który powinien wydobywać się z przedmiotu.
- Masz rację. - rzekł Mashine, wyrzucając latarkę do brązowego kartonu. - Oto twoja nowa tarcza!
Uśmiechnął się, wręczając Sweet'owi nieco większą, bardziej zużytą latarkę. Działała jednak, jak powinna działać. Pokiwał łbem i powoli wycofał się z wcześniejszej "siedziby" zebrania.
- Poczekaj! - usłyszał znajomy głos z głębi jaskini Alf.
Zdezorientowany powrócił do Mashi'ego, a następnie przekręcił łeb.
- O co chodziło? - zapytał Alfa. - Ale tak naprawdę! Widziałem, jaki byłeś zmieszany. - dodał.
- Em.. - zaczął Bitter. - Chciałem Ci podziękować. Za przyjęcie mnie do sfory, ogółem, za te wszystkie dobre rzeczy, wykonane dla mnie...
- Nie ma sprawy. - przerwał mu Mashine. Uśmiechnął się szeroko w stronę psa. - A teraz dołącz do nich, rozmawiamy tu zbyt długo. Ważne sprawy czekają, chyba to przyznasz?
Groenendael odwzajemnił uśmiech i kiwnął łbem. Zwiesił na szyi nową latarkę i pobiegł na miejsce bitwy. Góry Zapomnienia znał bardzo dobrze - przecież zazwyczaj tam patrolował.
** Shairen | W drodze do miejsca bitwy **
Wszystkie psy szły gęsiego, jeden za drugim. Z perspektywy kogoś spacerującego z tyłu z pewnością wyglądałyby jak jeden, może dwa pojedyncze psy. Zapewne skład drużyny wydałyby ogony, machające w każdą stronę. Teraz jednak wszystko było poważne - nawet ta część ciała wydawała się okazywać emocje, odrębne od posiadacza ogona. Nawet ogon wiedział, co go czeka; a czekała na niego zimna, okrutna wojna. Wojna, która wprost żąda ofiar. Podczas wędrówki na pole walki tylko jeden ogon był skory do okazania radości - posiadaczką tego ogona była tollerka. Machała nim, do czasu wyjaśnienia sprawy przez inne psy.
- Przecież mogli nie zapowiadać tej wojny - głosiła. - Mogliśmy zginąć bez wojny, nikt nie wiedziałby o tym, że zaatakują..
- Przestań! Jeśli masz w sobie tyle optymizmu, to skieruj go na nadzieję.. że przeżyjemy. - warczała połowa grupy.
Mieli całkowitą rację.. a może i nie całkowitą? Może przydałaby się chociaż jedna osoba, pies, czy też suka, która będzie pocieszać i wspierać innych?
Shire myślała, że Jem utrzymuje doskonałą dyscyplinę. Psy nie były rozproszone, i nie myślały o tym, by podejść do jakiegoś przyjaciela i opowiedzieć o tym, jak bardzo nienawidzi upiorów, jak obawia się ostatecznej wojny, lub też jak wyobraża sobie śmierć sforzan. " Tak naprawdę każdy się boi, nawet te istoty. " - pocieszała samą siebie.
** Bitter | Podczas bitwy **
Owczarek wskoczył na niewielki głaz, aby ujrzeć miejce, z którego wyłaniało się najwięcej upiorów. Kiedy skupił wzrok na większej grupce psów, dostrzegł rozszarpane ciało jednego ze sforzan. Wtedy właśnie poczuł coś, czemu nie potrafił się sprzeciwić - żądzy zemsty. Zeskoczył z kamienia i wypruł naprzód, a biegł szybciej, niż kiedykolwiek. Był tak wściekły, że nie zdążył odsłonić ostrych kłów, zanim wpadł na jednego potwora; stworzenie leżało otumanione od uderzenia z rozbiegu, jakim obdarzył go pies. Sweet całkiem go rozszarpał, po czym wziął kawałek nieudanej imitacji ręki. Zwabił tym siedem innych poczwar, a następnie wraz z jakąś suczką rzucił się na stworzenia.
- Dobra robota, mała. - mruknął pod nosem.
Nie czekając na odpowiedź od nieznajomej, przyłożył łapę do nasączonego krwią ucha.
Przybiegł do swojej grupy. Osłaniał wschodnią część Gór, z których wyłaniało się najwięcej przeciwników. Kilka ciał psów, porozrzucanych na samym środku pola walki zagrzało psa do wybicia tych przeklętych stworzeń. Zbliżył się do największego z nich, jednak tak cicho, by tego nie usłyszał.
- Ciebie zostawimy Alfie, cholerna kreaturo. - warknął w stronę upiora.
Uderzył w jego ciało z rozpędu, tak samo jak zrobił to z pierwszym przeciwnikiem. Wspólnie z Niklausem zaciągnęli monstrum w niewielkie krzaki, a potem wrócili na pole bitwy.
- Wygramy to. - stwierdził Sweet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz