- Z tobą zawsze misiek - zażartowałam, a on się roześmiał. Zajęliśmy pozycje. Szybko zaczęłam zbierać "amunicje", Steve też. Gdy pochylał się nad śniegiem, z chytrym uśmieszkiem rzuciłam w niego śnieżką i szybko schowałam się za pobliską górkę. Wyjrzałam powoli zza niej, a on w tym samym czasie dostrzegł mnie i rzucił mi własną śnieżką prosto w twarz. Parsknęłam, wypluwając śnieg i zaczęłam uciekać. W biegu odwróciłam się i rzuciłam kolejną śnieżką. Spudłowałam. A chwile później...
- Mam cię!!! - wrzasnął Steve i złapał mnie. Poturlaliśmy się parę metrów, a potem zatrzymaliśmy w dziwnej pozycji - to znaczy on leżał na mnie, a nasze pyski były blisko siebie.
- I co teraz zrobisz? - szepnął pies.
Udałam, że się namyślam.
- A co chcesz w zamian za wypuszczenie mnie? - spytałam z nadzieją.
- Buziaka.
Jasne.
- Skoro chcesz... - przysunęłam się do niego zalotnie i dałam buziaka w policzek.
Uszczęśliwiony Steve puścił mnie.
- Słodki jesteś - roześmiałam się jak idiotka, po czym znów uciekłam.
***
Leżeliśmy obok siebie, cali w śniegu. Było mi strasznie zimno.
- Może cię odprowadzę? - zaproponował pies leżący obok mnie. - Cała się trzęsiesz.
- N-nie-ee - zaszczękałam zębami.
- Nie przyjmuję odmowy - podszedł do mnie i jakby nigdy nic wziął na ręce.
- Steve, odstaw mnie - mruknęłam. On brnął dalej. I wyobraźcie sobie, dał radę donieść mnie do jaskini. Położył mnie na posłaniu.
- Musisz się ogrzać - strząsnął ze mnie cały śnieg.
- Steve?
- Tak? - przyłożył łapę do mojego czoła.
- Dziękuję - i mocno go przytuliłam.
Steve?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz