-A sól? - wyprzedził mnie Jem. - W niektórych wierzeniach i kulturach używano jej, aby odstraszyć potwory. Potrafiła je nawet zabić.
-Średniowieczne bzdety - prychnąłem. - Nie sądzę, żeby sól w jakikolwiek sposób nam pomogła. Zresztą nie mamy jej tu zbyt wiele.
Mashine pokiwał łbem.
-Nie zaszkodzi spróbować - powiedział, po czym kazał Syriuszowi, Nanuqowi i Bitter Sweetowi zebrać jak najwięcej soli.
-Wysypcie ją przy wejściach i oknach jaskiń - poleciłem, zanim jeszcze opuścili pomieszczenie.
Na sali zapanowała cisza. Wszyscy w skupieniu starali się wymyślić jakieś rozwiązanie. Co prawda miałem ich kilka, ale tak idiotycznych, że wolałem siedzieć cicho, by jeszcze bardziej nie zaszkodzić swojemu wizerunkowi.
-Może ogień? - rzucił niepewnie Jem, obserwując uważnie reakcję alfy.
Mashine uniósł brwi i uśmiechnął się lekko.
-Skoro te stwory boją się światła, to faktycznie muszą bać się też ognia! - krzyknął w podnieceniu. - A jeśli boją się czegoś, to znaczy, że to coś jest w stanie je zabić! Jem, jesteś genialny!
Westchnąłem cicho. Zabolało mnie, że to Jem jest tym "genialnym" w oczach najlepszego przyjaciela.
-A jeśli nie podziała? - zdecydowałem się na zburzenie radosnej atmosfery. - Przecież nie wiemy z kim mamy do czynienia...
-Może z... upiorami? - powiedział ktoś z tłumu, na co niektórzy odparli niekontrolowanym chichotem.
Zacisnąłem szczękę i wzniosłem oczy ku niebu. Byle tylko nie wybuchnąć.
-Nie wiemy z kim mamy do czynienia - kontynuowałem po chwili. - Jakiego rodzaju są te potwory? Na jedne działa sól, na inne ogień, na jeszcze inne woda święcona lub w ogóle nic, co znamy. Nie możemy używać czegoś, w stosunku do czego nie jesteśmy pewni, że zadziała. Proponuję broń chemiczną.
Cisza. Czy mój pomysł jest aż tak beznadziejny?
-Cóż... - skrzywił się Maszi. - Nie sądzę żeby... To nie zatruje środowiska?
-Z tym jest pewien problem, ale zawsze można ogrodzić jakoś teren po bitwie. Wtedy mielibyśmy jakieś 50% szans na zwycięstwo, zamiast 10%. To chyba dobrze. Oczywiście może nam to zaszkodzić, więc używać tego będą tylko przeszkoleni członkowie.
Alfa kręcił łbem, mrucząc, że nie jest pewny tego pomysłu.
-Możemy je podpalić, jeśli według ciebie to zwiększy skuteczność.
-Niech będzie.
Wybrani zostali: Jocker, Indiana, Shasta, Neva, Fibi i Gracy. Przedstawiłem im moje plany odnośnie bomb oraz pokazałem, jak je wykonywać. Większość z nich miała ścisłe umysły, dzięki czemu nie musiałem wyjaśniać im prostych reakcji i odpowiadać na pytania "dlaczego tak się dzieje?". Zrobiłem im mały wykład na temat zasad BHP oraz wstępnie omówiłem z nimi plan działania. Zrobione przez nas pociski ze żrącymi substancjami wystrzelimy z czegoś, co przypomina katapultę. Przedtem zostaną podpalone. W tym celu szklane butelki z chemią obwiązaliśmy materiałami nasączonymi innymi chemikaliami, które mają nie dopuścić do tego, żeby płomień zgasł w czasie lotu. Podczas pracy mieliśmy nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak zaplanowaliśmy; mieliśmy nadzieję, że kilka wystrzałów odbierze życie(?) upiorom. Jednak to tylko nadzieja. Nie było mowy, że zwyciężymy tylko dzięki bombom. W zasadzie są one jedynie opcją, gdyby nie było już szans na wygranie. Gdyby pozostało zaledwie kilka psów. Ogień i walka - dzięki temu mieliśmy wygrać, a od bomb trzymać się z daleka, póki alfa nie wyda odpowiedniego rozkazu.
Po kilkunastu ciężkich godzinach spędzonych w laboratorium wyszedłem na światło dzienne. Kilka psów w dzień i w noc trzymało straż, aby w czas nas poinformować, gdyby upiory szykowały się do ataku. Całe szczęście, nasi wrogowie nie podjęli żadnych działań, które mogłyby nas przybliżyć do bitwy. A może tylko nam się tak wydawało?
Mashine zwołał naradę dowódców. Przeważnie obradowaliśmy z wszystkimi członkami sfory lub ich większością, lecz teraz byliśmy tylko we trójkę.
-Sytuacja wygląda tak: - przedstawił, rysując coś na piachu - zaatakują nas z tej strony - zrobił strzałkę. - Moja grupa będzie pierwsza. Ruszymy prosto na nich. Twoja grupa, Loki, podzieli się na dwie mniejsze i zaatakuje po bokach. Grupa Jema będzie czekać za moją grupą i wyłapywać tych, którym uda się przedrzeć dalej. Ogień! Rozlejemy benzynę i podpalimy. Powstanie coś w rodzaju płonącego półokręgu. Możemy jeszcze rzucać w nich płonącymi kamieniami, ale to... niezbyt dobry pomysł. Rozumiecie?
-Nie! - warknąłem. - Nie rozumiem! Twoja grupa nie ma szans! Aż tak bardzo chcesz się pchać na tamten świat?! Maszi! Chcesz atakować jako pierwszy?!
-Jestem alfą. Moim obowiązkiem jest...
-Przestań! Twoim obowiązkiem jest nadzorować, a nie dać się zabić jako pierwszemu! Nie możesz nas zostawić! Nie możesz zostawić MNIE!
-Kto to mówi... - powiedział cicho, prawie niedosłyszalnie i spuścił wzrok.
-Możecie teraz nie załatwiać prywatnych spraw?! - odezwał się Jem. - Lokiemu chodziło o to, że gdyby coś ci się stało, to przegramy, bo psy stracą wiarę w to, że możemy wygrać. Jesteś alfą, masz nas zagrzewać do walki, więc lepiej żebyś...
-Żebym co? - uniósł się Mashine.
-...Żebyś nie brał udziału w bitwie - dokończył niechętnie Jem. - Lepiej żebyś nadzorował.
Alfa zamarł w bezruchu.
Mashine? Jem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz