W dole były małe chatki, obok których pasły się owieczki. Obok nas stała jakby ławka dlatego wskoczyliśmy na nią i usiedliśmy.
- Pięknie, prawda? - spytała suczka.
- Tak, Hon.
Patrzyliśmy się w pokryte chmurami niebo. W mgnieniu oka zrobiło się ciemno. Zbierało się na burzę.
- Wiesz - zacząłem. - Myślałem, że sobie tutaj posiedzimy, ale musimy stąd zwiewać jeśli chcemy dotrzeć do domu nie zmoknięci do suchej nitki.
Honey pokiwała głową i chwyciła mnie. Zaczęliśmy szybko i w miarę ostrożnie schodzić w niższe piętra terenu choć nie było to wcale łatwo. Poczułem na sierści pierwsze krople deszczu. Otrzepałem się i pobiegliśmy dalej. Nagle w drzewo przed nami strzelił piorun a roślina upadła z hukiem. Przytuliłem Hon do siebie i poszliśmy w bok, do pieczary. Tam usiedliśmy w suchym miejscu.
- Mało brakowały a drzewo spadło by na nas - powiedziała suczka.
- Ale nie spadło. Nigdy nie przeżyłem jeszcze takiej burzy - spojrzałem na dwór a wiatr hulał wyrywając prawie drzewa z korzeniami.
- A Ty spotkałaś się już z czymś takim?
Honey ? Opisz co dalej robiliśmy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz