-Pogodziłaś się już z nim? - Zaśmiałem się.
-Tak...
Uśmiechnąłem się. Nagle zaczął padać deszcz i Roney przybiegł po Honey.
-Honey! Chodź do mnie! - Krzyczał.
Podreptałem za nimi. U Theo siedział Niklaus i Jocker. Śmiali się aż ich brzuchy bolały.
-Haha! Levar ale mamy z ciebie i Roney'a bekę! - Wrzeszczeli ze śmiechu.
-Aha. - Burknąłem i wyszedłem nie patrząc na ich pyski. Cały mokry
wszedłem do jaskini. Tam siedzieli dziadkowie z moimi braćmi
ciotecznymi.
-Cześć wam. - Powiedziałem wesoło.
Wszystkie szczeniaki do mnie podbiegły. Było ich 10! Szybko pobiegłem do cioci Coco.
-Ciocu? - Zapytałem.
-Tak?
-A czemu jest ich 10?
-Bo tyle się urodziło. - Uśmiechnęła się. - Taki los.
*Po deszczu *
Biegłem po lesie. Skakałem i ganiałem króliki. Gdy upolowałem jednego zaniosłem do domu.
-Mamo! Upolowałem zająca! - Krzyknąłem.
-Jestem z ciebie dumna synku. - Przytuliła mnie.
Po sytej kolacji pobiegłem do Theo.
-Theo chodź nad rzekę Jafiszof coś ci pokażę! - Powiedziałem.
-Nie idę...Tam jest Honey z Roney'em.
Pobiegłem tam szybko. Nad wodą siedziała tylko Honey. Cała mokra.
-Co się stało? - Zapytałem.
-Ah, nic.
-No powiedz! Mi możesz wszystko powiedzieć.
-No bo Roney gdzieś się zgubił. - Powiedziała.
-Zaraz go poszukamy ok?
Honey? Jak zabawa w chowanego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz