Pociąg jechał z umiarkowaną prędkością. Wystawiłam głowę i czułam jak wiatr wieje mi po pysku.
- Może zrobimy ślub jak wrócimy do Sfory. W sensie następnego dnia - zaproponowałam.
- Pewnie. Też o tym myślałem.
Przytuliłam się do niego. Byłam taka szczęśliwa. Po rozmyślaniach zasnęłam.
* Następnego dnia *
Obudziło mnie szturchanie Damona.
- Jesteśmy na miejscu Księżniczko.
- Naprawdę? Tak się cieszę. Od razu biegniemy do moich rodziców. Zamieszkasz ze mną.
- Że co? - zapytał. - Nie zmieścimy się.
- Damon. Jaskinia moich rodziców jest tak duża jak prawie wszystkie jaskinie w Sforze Psiego Uśmiechu razem wzięte. Nawet ja nie do końca znam swój dom. Poza tym musimy z nimi pogadać o ślubie.
- Nie mogę się doczekać - uścisnął mnie.
Mama z tatą czekali na nas.
- Coco. Gdzie wyście się wybrali.
Razem z ukochanym opowiedzielismy historię. Nie mogli uwierzyć.
- Następnym razem uważajcie na siebie.
Potem powiedzieliśmy o ślubie.
- Zajmę się tym - odparła mama. - Damon, rozgość się u nas. Znajdźcie jakieś dogodne dla siebie jaskinie.
- I widzisz, nie było źle - powiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz