Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam po jaskini. Wyglądała nawet okej.
Zawsze dobrze mieć kogoś, kto odwali za Ciebie robotę. Popatrzyłam
jeszcze w stronę wyjścia. Stanley miał racje, zaczęło się ściemniać. Mi w
sumie zachciało się już spać. Ziewnęłam i przetarłam oczy łapą. Później
poszłam w jakiś zakątek jaskini i zasnęłam.
* Rano *
Zaczął się kolejny, żmudny dzień, w którym pewnie znów nic nie zrobię.
Otworzyłam oczy do połowy i zobaczyłam jasne światło, padające od strony
wejścia.
- Mm, słońce - warknęłam cicho i przewróciłam się na drugi bok. Światło
trochę mniej raziło w oczy, ale i tak nie dało się spać. Wstałam powoli i
wyszłam na świeże powietrze. Poszłam od razu nad rzekę, by się
"bardziej obudzić". Nad wodą stał akurat znajomy pies, Stanley.
- Witaj - powiedziałam podchodząc do niego - Jakieś plany na dziś? - zaśmiałam się z lekką złośliwością.
- Żebyś wiedziała - powiedział, jak gdyby było to coś bardzo ważnego.
- Spokojnie, nie dom Ci dzisiaj nic do roboty - powiedziałam, schylając się po wodę.
Stanley?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz