niedziela, 28 lutego 2016

Od Suzzie

Dzisiaj nie miałam nic poważniejszego do roboty. Pomogłam Jocker'owi z "papierową robotą", rozstrzygłam spór dwóch psów i tyle. Życie tutaj zaczyna mnie nudzić. Nic ciekawego się nie dzieje. Już przestałam się dziwić czemu mama i rodzeństwo odeszli. Im też się tu zwyczajnie nudziło.
Chciałabym wrócić do czasu sprzed... roku powiedzmy. Wszyscy żyli spokojnie, bezpiecznie. Nikt nie odchodził. Teraz czuję jakoś w środku, że mimo usilnych starań moich i Jock'a, sfora upada. Wszyscy po kolei odchodzą, mało nowych psów dołącza. Ech. "Na wszystko przychodzi czas", jak mawiała mama. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie krzyk, a właściwie ryk:
- CASTIEL!!!
Loki chyba sobie nie radzi, pomyślałam. Nawet nie zauważyłam, że dotarłam w okolice jego jaskini. Zapukałam więc w mur i weszłam. Ciapek akurat trzymał w pysku jakąś książkę, z kolorowym rysunkiem na okładce. Cas skakał wysoko wokół niego, starając się odebrać swoją własność.
- Cześć! - zawołałam.
- O, Suzzie. Cześć - rzekł spokojnie Loki.
- Suzzie! - wykrzyknął Castiel i otoczył swoimi czterema kończynami moją łapę.
- Hej mały - poczochrałam mu sierść na karku. - Może przejdziemy się wszyscy? - zwróciłam się bardziej do Lokiego.
Ten przystał na moją propozycję. Nie musiał nawet namawiać szczeniaka, bo ten ucieszony moją obecnością wybiegł pierwszy.
Gdy szliśmy już razem, Castiel biegł ciągle parę metrów przed nami.
- Słuchaj, Loki - ściszyłam głos. - Ty też masz wrażenie, że sfora umiera?


Loki? A może Castiel?

Brak komentarzy: