niedziela, 28 lutego 2016

Od Lokiego - CD opowiadania Jonathana

       Jonathan poszedł w stronę lasu, ja w stronę strumyka. Kłusowałem po topniejącym śniegu z uporem wypatrując szczeniaka. Tym, co mną kierowało, nie był strach o Casa. Nie martwiłem się o niego w najmniejszym stopniu, bo wiedziałem, że poradziłby sobie beze mnie. Nie był już małym szczeniaczkiem i rozumiał niekiedy więcej niż jego rówieśnicy. Czułem jedynie zdenerwowanie. Wręcz wściekłość, że gówniarz, któremu dałem dach nad głową i jako-tako wychowywałem, w ogóle się mnie nie słucha. Ignoruje moje polecenia, bo uważa, że wie lepiej.
       Nie było go nigdzie. Uznałem za bezcelowe szukanie go nad strumykiem, bo wiedziałem, że od przykrego wypadku panicznie boi się wody. Zawróciłem. W drodze powrotnej wpadłem na Jonathana.
-Znalazłeś go? - spytałem z nadzieją w głosie.
-Nie - westchnął. - Myślisz, że bawi się z nami w chowanego?
       Wyobraziłem sobie, że Cas jest schowany za krzakami, chichocze i niecierpliwie czeka aż jakiś dorosły go znajdzie i wtedy wyskoczy, roześmieje się na głos i będzie z siebie dumny, że tak długo go szukaliśmy. Ten obraz jest tak nierealny, że aż śmieszny.
-On się nie bawi - oznajmiłem krótko. - Wiesz co, zostawmy go. Zgłodnieje, to wróci.
-Ale to jeszcze szczeniak. - Pies najwyraźniej zdziwił się moim podejściem. - Co jak się zgubił?
       O tym nie pomyślałem. Za to wpadł mi do głowy inny pomysł. Gdzie niechętnie wychodzący z domu pies mógł pójść? Ruszyliśmy w kierunku mojej jaskini.
       Już z daleka dostrzegłem szczeniaka bez celu siedzącego przed domem. Kiedy nic nie robił - myślał. Skoro myślał, to najwidoczniej o swoim złym zachowaniu. To dobrze. Nieco już ochłonąłem i nie miałem zamiaru dawać Casowi tej świadomości, że udało mu się mnie zdenerwować. Do niego trzeba podchodzić na chłodno, bo głupio się czułem kiedy na niego krzyczałem. Tak jakbym był kolejnym psem, którego Cas uważa za głupiego, bo okazuje emocje.
-Cas! - zacisnąłem zęby, żeby nie krzyknąć. - Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?
-Myślę - odpowiedział beztrosko. - Czy w kosmosie są zapachy?
       Tego za wiele. On nawet nie zdaje sobie sprawy, że zrobił coś źle.
-Dlaczego odszedłeś bez pozwolenia?! Czy nie pamiętasz naszej ostatniej rozmowy?! Wiesz, że wszędzie cię szukaliśmy?!
-Prze..przepraszam - spuścił łeb.
-Masz szlaban!
       Szczeniak spojrzał na mnie z nadzieją, że "szlaban" oznacz możliwość niewychodzenia z domu. Nawet już się zaczynał uśmiechać.
-Szlaban na książki - dokończyłem. - Konfiskuję ci pudło z encyklopediami do odwołania. Aż zaczniesz się normalnie zachowywać.
-Ale...
       Był bliski płaczu. Płaczu? Czy on kiedykolwiek płakał?
-Marsz do domu!!!
Nieco przestraszony, zniknął w głębi jaskini. Spojrzałem na Jonathana.
-Przepraszam cię. Przepraszam za to wszystko.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się. - Dzieciaki naprawdę potrafią nabroić.
       Pokiwałem łbem.
-Będę leciał - powiedział. - Jakbyście kiedyś poszukiwali towarzysza na spacer, to jestem do dyspozycji.
-Dzięki.
       Pożegnaliśmy się, po czym każdy ruszył w swoją stronę. Jonathan do centrum sfory, ja do ukochanej jaskini, gdzie Cas zapewne zdążył już gdzieś pochować przede mną jakieś książki.

Brak komentarzy: